Jeżeli już tu jesteś, a moje opowiadanie Ci się spodobało - zostaw coś po sobie C: Jakiś komentarz, pochwałę, krytykę (byle konstruktywną).
Takie rzeczy naprawdę wiele dla mnie znaczą, bo dzięki nim mam świadomość, że ktoś tu jest i mam dla kogo pisać :3

niedziela, 3 czerwca 2012

W Akademii


  Gdy tylko nadszedł odpowiedni do tego czas, udałam się na egzaminy wstępne do Akademii Shinou. Kanja bardzo mi pomógł. Gdyby nie on, wciąż byłabym kompletnie zielona we wszystkich tych sprawach związanych z Shinigami i całą resztą. Co było dla mnie wielkim szokiem – dostałam się do klasy pierwszej.
  Na wszelki wypadek tylko, moje znamię zostało obandażowane – nie chciałam narażać się na różne dziwne reakcje ze strony ludzi z Akademii.
  Pierwszego dnia początek zajęć obejmowały lekcje teoretyczne. Chociaż siedziałam dopiero w siódmym rzędzie od końca, na około 40 rzędów, mój słuch wciąż pozostawał nienaganny. Chłonęłam każde słowo nauczyciela skrzętnie je notując. Dowiedziałam się czegoś, co mnie zaintrygowało. Mianowicie przypadków, gdy Zanpakutou materializuje się w naszym świecie jest niewiele, a te, gdy był widoczny dla kogoś oprócz jego właściciela – zaledwie 3. Gdyby się nad tym zastanowić, to ze mną 4. Gdy potem pytałam się znajomych o ich doświadczenia z Zabójcami Dusz, niewiele się dowiedziałam. Jedynie jeden zielonooki brunet imieniem Ouko Shion był w stanie powiedzieć, że czasem coś słyszy. Czyli chyba nie było ze mną aż tak źle…?
 
  Następnie ruszyliśmy na zajęcia z Kidou. Po tych dwóch godzinach stwierdziłam, że nie jest to coś, co wychodzi mi najlepiej. Nasza klasa ustawiła się w 5 rzędach. Ja siedziałam w 2 rzędzie. Gdy pierwszy wstał i ustawił się naprzeciw senseia, on wyjaśnił nam o co chodzi. Na pierwszy ogień poszło najłatwiejsze zaklęcie z gatunku Hadou – Shou. Całość polegała na utworzeniu kuli z reiatsu i pchnięcie jej w kierunku celu. Łatwizna. Tak mi się tylko wydawało…
  Pierwsi poradzili sobie całkiem dobrze – prawie wszyscy trafili w tarczę. Następnie ustawiłam się z resztą mojego rzędu. Przyjęłam odpowiednią pozycję, wyciągnęłam ręce przed siebie i wymówiłam właściwą inkantację. W moich dłoniach pojawiła się średniej wielkości bordowa, świetlista kula, którą wypchnęłam w kierunku celu. Wydawało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jednak w moim „nowym” życiu zdążyłam już się nauczyć, że jeśli coś idzie po twojej myśli, to najpewniej zaraz wszystko się zepsuje. I tak właśnie się stało – tuż przed tarczą, ładunek nieoczekiwanie zmienił swój kierunek i pognał w stronę stojącej na końcu rzędu blondwłosej dziewczyny. Nie zdążyła uskoczyć i kula uderzyła ją odrzucając na kilka metrów.
-  Gomenasai!! – krzyknęłam, podbiegając do niej i padając na kolana – boli?
-  Trochę. Zaraz przestanie – powiedziała podnosząc się do siadu i biorąc kilka głębszych wdechów. Ulżyło mi trochę. Pomogłam jej wstać i otrzepać z piachu.
-  Jestem Inako Ran, a Ty?
-  Kyorinu Matsuki. Na pewno wszystko w porządku?
-  Tak – uśmiechnęła się brązowooka. Jej wzrok przyciągnął bandaż na mojej ręce – stało Ci się coś?
-  Nie. To nic takiego… - zaczęłam, ale urwałam gdy poczułam ciężki oddech senseia na swoim karku. Był…hm…zły? Wściekły? Może to za dużo powiedziane, ale strach obleciał mnie od stóp do głowy. I tak miałam lepiej, bo to nie ja tylko Ran widziała teraz jego wyraz twarzy.
- Skończyłyście już pogaduszki?! Jeśli tak, to może wrócimy do zajęć?! Chyba, że potrzebujecie jeszcze trochę czasu, co?! – zagrzmiał tuż nad moim uchem. Mało nie straciłam słuchu.
-  Ależ skąd, sensei! – powiedziałyśmy równocześnie i szybkim krokiem oddaliłyśmy się na swoje miejsca.
  Dalej do akcji stanęły rzędy 3, 4, i 5. Wszystkim jakoś to wyszło, nikt nikogo nie znokautował. Cóż…zapowiada się długie i uciążliwe sześć lat Akademii…

  Po tych dwóch godzinach męczarni z magią demoniczną, czułam się jakbym przepracowała całą dobę bez przerwy. I jeszcze jak na pech teraz czas na Zanjutsu. Szczerze, to trochę się tego obawiałam – jeśli mam do tego taki sam talent jak do Kidou, to współczuję mojemu partnerowi. No ale, jak to się mówi, co ma być to będzie.
  Wyszliśmy na pole treningowe i od razu zaczęłam szukać wzrokiem nauczyciela. Miałam nadzieję, że nie będzie to taki sam nerwus jak ten od magii, bo wtedy chyba będę musiała pożegnać się ze spokojem i przywitać stres na dobre. Moje oczy natrafiły na pewnego granatowowłosego osobnika z czerwonymi i żółtymi piórkami przyczepionymi do rzęs i brwi oraz pomarańczowym kolnierzo-rękawo-podobnym czymś. Trzeba przyznać, że jest całkiem przystojny i ma śliczne fiołkowe oczy… Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mogę patrzeć w nie tak łatwo tylko dlatego, że ich właściciel obserwuje mnie uważnie uśmiechając się lekko kącikiem ust. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok z wielką ochotą na natychmiastowe zapadnięcie się pod ziemię. Zupełnie jak gdyby nigdy nic podeszłam do Inako i Shiona i jak gdyby nigdy nic zaczęłam z nimi rozmawiać. Wszystko w jak najlepszym porządku. W końcu nasz sensei odezwał się:
-  Witam. Jestem Ayasegawa Yumichika i mam się DZIŚ zająć wami i waszą szermierką – położył wielki nacisk na to słowo. Może to tylko chwilowe zastępstwo? Oby.
-  To chyba będzie ciekawe – mruknął Ouko patrząc na niego spode łba.
-  Ale najpierw, zanim zaczniemy zajęcia, chciałbym sprawdzić poziom waszej grupy – kontynuował i zmierzył wzrokiem wszystkich obecnych zatrzymując go na mnie – o Ty. Chodź no tutaj.
-  Yyyy…ja? – wydukałam.
-  Nie, mój Zanpakutou. Tak Ty – zniecierpliwił się.
  Wyszłam z szeregu z lekką obawą i stanęłam naprzeciw niego. Serce biło mi jak oszalałe. Zbłaźnię się. Nie ma to tamto, tylko się ośmieszę. Wręczył mi katanę z lekkim uśmiechem na twarzy. Gdy moja dłoń zetknęła się z rękojeścią, cały strach nagle mnie opuścił. W chwili, kiedy (w mojej pamięci) po raz pierwszy dzierżyłam miecz w swojej ręce poczułam, jakbym nigdy w życiu się z nim nie rozstawała. Jakby walka była tym, co robiłam całe swoje życie. Niespotykana fala ciepła przepłynęła przez moje ciało zostawiając po sobie ogromną pewność siebie. Stanęłam w pozycji do ataku i mruknęłam:
-  Zaczynaj.
  Zaczął na mnie nacierać, jednak zrobiłam unik .Wykonałam obrót wokół własnej osi i zaatakowałam go. Zatrzymał mój ruch swoim mieczem i przez chwilę krzyżowaliśmy ostrza mierząc się wzrokiem. Po chwili on odskoczył do tyłu i z szerokim uśmiechem, zupełnie jakby ta walka sprawiała mu nieopisaną przyjemność, zaczął wykonywać szybkie ruchy kataną, które ja musiałam odpierać. Niestety jak na razie był dla mnie za szybki i udało mu się kilka razy mnie zadrasnąć. Ja nie pozostałam mu dłużna. W pewnym momencie wykonał tak mocne uderzenie, że wytrącił mi broń z rąk, kierując swoje ostrze w moją szyję. Zaśmiał się, odsunął je i podał mi rękę by pomóc mi wstać.
-  Muszę przyznać, że walczysz całkiem nieźle – zaczął, by po chwili skończyć – choć Twoje ruchy są pozbawione wszelkiej gracji.
  Przerwałam na chwile otrzepywanie munduru, by wytrzeszczyć oczy i zapytać:
-  Że co proszę ja słucham?!
-  A to, że słoń w składzie porcelany ma więcej wdzięku od Ciebie.
-  No trzymajcie mnie, bo jak go zaraz walnę…! – zacisnęłam pięści robiąc się czerwona na twarzy zarówno z wściekłości jak i z zażenowania. No bo jak on śmiał…? Czułam, że wszyscy się na nas patrzą. Miałam ogromną ochotę znaleźć jakiś oddalony od wszystkiego kąt i się tam schować.
-  Nie złość się tak, bo złość piękności szkodzi. Choć nie wiem, czy Tobie miałaby w czym zaszkodzić. A ja się na tym znam, wierz mi.
-  I mówi to ktoś w pomarańczowym kołnierzu – burknęłam.
-  A masz coś do tego?! – podniósł głos – Lepiej niech ktoś Cię zaprowadzi do pielęgniarki.
-  Nie trzeba – warknęłam – poradzę sobie.
-  To ja tu decyduję i mówię: masz iść!
-  No już już. Nie gorączkuj się tak, bo jeszcze Ci te piórka odpadną. To byłaby istna katastrofa – mruknęłam ze złowieszczym uśmieszkiem, po czym Inako złapała mnie za łokieć i wyprowadziła stamtąd. Mogłabym przysiąc, że gdy drzwi się za nami zamknęły, wbiło się w nie coś ostrego. Zaśmiałam się cicho pod nosem.

  Te sześć lat Akademii minęło nadzwyczaj szybko. Na moje i tak już nikłe szczęście, moje przypuszczenia się sprawdziły i ten cały Yumichika pojawił się w roli nauczyciela zaledwie kilka razy, więc przez Zanjutsu brnęłam całkiem efektywnie. Jednak jego słowa na temat mojej gracji wryły mi się głęboko w pamięć, więc postanowiłam coś z tym zrobić. I tak zaczęła się moja przygoda z gimnastyką. Po całym dniu zajęć w Akademii wracałam do Rukongai by kolejne kilka godzin poświęcić na ćwiczenia. Przez kilka pierwszych tygodni przypominałam wrak człowieka, jednak później mój biedny organizm przyzwyczaił się do tego i szło mi całkiem nieźle. Po kilku miesiącach już spokojnie mogłam wygiąć się w łuk. Nawet Renji stwierdził, że poruszam się bardziej…jak on to określił…kobieco? No cóż, miał kiedy się przyjrzeć i wyrazić własną opinię, bo on sam czasem robił za senseia w Akademii, gdy miał chwilę wolnego czasu. To była oficjalna wersja. Ta mniej oficjalna to ta, w której jego kapitan kazał mu się zająć czymkolwiek byleby tylko jego reiatsu zniknęło na pewien czas z obrębu dywizji. Gdybym miała takiego kapitana, który za nieposłuszeństwo bez zająknięcia mógł pociachać podwładnego w plasterki, też bym wolała usunąć się z drogi. Plusem tego jest to, że mogłam zaprzyjaźnić się z tym czerwonym ananasem i pod jego okiem udoskonalać moje techniki walki mieczem a także i wręcz. Inaczej sprawa miała się z Kidou. Jeśliby wynaleźć najbardziej pozytywne słowa które określałyby to, jak radziłam sobie z tą dziedziną, na pewno jednym z nich byłoby „tragicznie”. Jednak udawało mi się wykrzesać z siebie minimum niezbędne do zaliczenia egzaminu końcowego. Stwierdzam, że egzaminatorzy dobrze zrobili pozwalając mi zdawać na osobności, ale zakładanie podwójnej bariery na pole i skafandrów ochronnych na siebie, to już lekka przesada! Nie jestem aż tak niebezpieczna.
  Poza tym wszystkim koniec Akademii wiązał się z pewnym problemem osobistym. Razem z Ran i Shionem tworzyliśmy zgraną paczkę, ale stanęła przed nami przeszkoda w postaci wyboru oddziału. Inako chciała iść do 13 dywizji, Ouko do 9, a ja…do 11. Patrząc na moje zdolności, tylko tam mogłam liczyć na jakąkolwiek nawet najdrobniejszą karierę, gdyż tylko tam kapitan nie wymagał, a wręcz stwierdzał, że to hańba, Kidou. Wiele osób odradzało mi ten wybór, jednak ja już podjęłam decyzję. Słyszałam wiele o tym oddziale, a zwłaszcza obiło mi się o uszy, że oprócz młodej pani porucznik nie ma tam żadnej dziewczyny. Będzie trudno, ale chyba dam jakoś radę. A co do nas? Co ma być to będzie. Zawsze jest nadzieja, że przyjaźń przetrwa te różnice. A nadzieja umiera ostatnia.

-------------------------------
Ohayo! :D Notka taka tam krótka (stać mnie na więcej ;>). Poza tym jeśli ktoś zapragnie przyczepić się do tego iż na sparingu a zwłaszcza z senseiem nie używa się prawdziwych mieczy to od razu mówię, że ja lubię krew(MWAHAHAHAHA >:D), a z drewnianego to najwyżej drzazga się może wbić T.T 
Ja dziękować za uwagę, Wy zostawiać komentarze :DD

7 komentarzy:

  1. Bardzo ładne. Naprawdę. Widzę, że mało osób tu komentuje, co mnie bardzo dziwi..

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na nowy rozdział Another Life of Draco Malfoy!
    www.anotherlifeofdracomalfoy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział mam nadzieje, że nasza bohaterka spełni swój cel. Nie mogę sie doczekac następnej notki !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hihi, widzę, że Matsuki ma talent do demonicznej magii jak Renji ;) Z tymi barierami i komisją w skafandrach ochronnych na egzaminie mnie po prostu rozwaliłaś xD
    Jak widać braki w kidou Matsuki nadrabia szermierką ;) Trzeba przyznać, że na pierwszym treningu spisała się naprawdę świetnie - a do sparingu z użyciem prawdziwych mieczy nie mam zamiaru się przyczepiać. Też lubię krew ;)
    Hihi, riposty bohaterki po prostu miażdżą. Ale z Yumim nie ma co dyskutować na temat piękna, bo on i tak wie lepiej xD
    Hehe, ciekawa jestem jak będą wyglądały ich dalsze relacje, skoro Matsuki zamierza ubiegać się o miejsce w 11. dywizji. Tak swoją drogą, nie masz pojęcia jak się cieszę, że zdecydowałaś umieścić swoja bohaterkę właśnie tam. Sama kocham ten oddział narwańców, z pięknym piątym oficerem, nie-łysym trzecim, słodką panią porucznik i najbardziej zajebistym kapitanem na czele! :D Szkoda, że tak mało opowiadań dotyczy właśnie tej dywizji... Dlatego tym bardziej cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga :)))
    Pozdrawiam serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz na ogół to nie lubię opowiadań o osobach wymyślonych, ale tak się jakoś wciągnęłam że... no cóż ŚWIETNIE PISZESZ! Ogólnie sam blog jest super, więc kontynuuj! Widać że masz swój styl i trzeba przyznać bardzo wciągający! Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  6. Yumichika ma wpływ na ludzi, nie ma co! xD
    Chociaż zastanawia mnie to jego uważne spojrzenie, którym ją mierzył na pierwszej lekcji. Czyżby miało to coś znaczyć, czy tylko doszukuję się drugiego dna? ;>
    Podoba mi się, że kumpluje się z Renjim i oby trafiła do 11! Moje ukochane kociaki Ken-chan, Ikkaku i Yumichika! *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyznam naprawde świetnie piszesz. Umiesz to. To talent. I mam nadzieje że go wykorzystasz ^^. No poprostu brak mi słów. Super. Masz moje wsparcie i życze weny ;)

    OdpowiedzUsuń

Skromna ja :3

Moje zdjęcie
Łódź, Łódzkie, Poland
Jeden z najgorszych pod względem częstotliwości pisania autor. Gram sobie w Ligo Lego i ostatnio wróciłam do anime, więc chcę wrócić także tu. Mój twitter to kontaktu: https://twitter.com/Psyducklingok