W notce pewnie błędy, bo ktoś stał nade mną jak kat nad biedną duszą i zmuszał do dodania notatki więc jest xD
A teraz zapraszam na rozdział :3
------------------------------------------
Noc. Cała noc. Cała
noc, spędzona na sprzątaniu. Sprzątaniu! Nigdy w życiu się tak nie namęczyłam.
Głęboko wzdychając opadłam z cichym hukiem na podłogę, od razu tego żałując. I
tak już obolały krzyż od ciągłego schylania się, teraz zabolał podwójnie, a całe
moje cierpienie skumulowało się w pośladkach, które zaliczyły zbliżenie
trzeciego stopnia z twardą podłogą.
Rozejrzałam się po
pokoju. Udało mi się odkurzyć większość z pomieszczenia, ale wciąż czekało na
mnie sporo pracy. Patrząc na słońce, domyślałam się, że i tak nie zdążyłabym
się przespać, ale nawet gdybym miała trochę czasu i tak byłoby to niemożliwe.
Mój materac i koc zostały przeżarte przez coś, czego nazwy znać to ja raczej
nie chcę. Żyć, nie umierać.
Wstałam, z niemałym
problemem, ale wstałam i ruszyłam do wcześniej wysprzątanej łazienki, chwytając
przygotowany ręcznik i czyste kimono. Swoją drogą, kto to wymyślił takie długie
kimona? I takie luźne? Wszyscy takie noszą, ale to trochę nie moja bajka.
Gdy jakieś
dwadzieścia minut później, wyszłam odświeżona z pod prysznica owijając się w
biuście ręcznikiem, podeszłam do szafeczki wiszącej tuż obok. Otworzyłam ją, a
ona odpowiedziała mi przeciągłym skrzypnięciem. W środku znalazłam to, czego
szukałam – dwa zwoje bandaży. Uśmiechnięta od ucha do ucha odłożyłam je na
brzeg umywalki i zaczęłam się wycierać.
Tuż przed założeniem
i zawiązaniem hakamy, owinęłam obie nogi znalezioną opaską i od razu
odetchnęłam z ulgą. Pozginałam je parę razy w kolanach i ucieszyłam się jak
małe dziecko. Tak jest o wiele wygodniej.
Ubrałam się do końca,
i „wyhopsałam” z maleńkiego
pomieszczenia jakim był mój pokoik sanitarny. Chwyciłam fioletową wstążkę i
związałam nią włosy razem z grzywką, aby mi nie wpadały do oczu. Złapałam moją
Shirubākurage leżącą na biurku i wyskoczyłam ze swojej kwatery.
Wyszłam na zewnątrz i cicho odwróciłam się by zamknąć drzwi,
gdy nagle usłyszałam skrzypnięcie z lewej strony. Zwróciłam wzrok moich szarych
tęczówek w tamtą stronę oczekując, aż postać mająca być moim sąsiadem wyłoni
się ze środka.
Gdy tylko owa osoba
wyszła i ukazała się moim oczętom, zamarłam. Brwi podskoczyły mi do góry i
jeszcze przez chwilę było słychać dźwięk opadającej na ziemię szczęki. On? Ale
że on?! Chyba najbardziej nie lubiana przez mnie osoba w Seireitei ma być od
teraz moim sąsiadem?! To chyba żart. W sumie nie. Żartem by było, gdyby
przyszedł do mnie pożyczyć cukier na przykład. Haha.
Mając jeszcze
nadzieję, że to jednak sen…nie. Koszmar, który zaatakował mnie gdy ośmieliłam
się na dłuższą chwilę opuścić powieki, podeszłam do równie, albo nawet bardziej
zaskoczonego chłopaka i unosząc lewą dłoń dotknęłam go w ramię. Nic.
Spróbowałam jeszcze raz. I jeszcze jeden, aż powstrzymał mnie jego
zniecierpliwiony głos z nutką wściekłości:
- Czy ja mogę wiedzieć,
z jakiegoż to powodu, Ty mnie tykasz?!
- Ale no bo…jak to
tak, no…no bo przecież… - nie umiałam się normalnie wysłowić, co na pewno
wyglądało dziwnie. Nie ma to jak ośmieszyć się przed kimś kogo się nie lubi. I
kto mnie nie lubi. Jestem geniuszem, co tu ukrywać.
- Hę? – Yumichika
zdawał się być coraz bardziej poirytowany moim zachowaniem. To trochę
podbudowało moje ego.
- A nic nic już.
Możesz iść, gdziekolwiek tam chciałeś… - odsunęłam, ale po chwili coś mnie
olśniło i zawołałam go…a raczej jego plecy – albo zaczekaj!
Przystanął i
spojrzał na mnie przez ramię.
- Ta…?
- Jak już tu jesteś i
jak ja Cię spotkałam, to może zaprowadzisz mnie tam gdzieś na miejsce gdzie ma
być odprawa?
- Yyy…że co? – złożył
ręce na klatce piersiowej przekrzywiając lekko głowę na jeden bok.
- No to co słyszałeś.
Mi też to się nie uśmiecha, ale ja sama nie wiem gdzie mam pójść. Zgubię się,
noo.
- To nie będzie mój
problem – odparł odrzucając wdzięcznie włosy na jedną stronę.
- No naprawdę nie
będzie Ci mnie żal? – spytałam spodziewając się odpowiedzi.
- Nie – jestem jakimś
kurde jasnowidzem..?
- To jak sobie
chcesz. I…i wiesz co? Ja naprawdę Cię nie lubię! – wygięłam usta w podkówkę i
splotłam ręce na piersiach odwracając się na pięcie tyłem do niego. Usłyszałam
dokładnie to, co chciałam usłyszeć – cichnące kroki, westchnięcie i słowa:
- Pospiesz się
łaskawie, co? Nie będę tu stał przez wieczność, bo moja cenna uroda na tym
traci.
- No widzisz? Jednak
możemy się jakoś dogadać! – Wyczuwałam w tym tyle prawdy, co w stwierdzeniu, że
słońce jest zimne, ale trzeba mi było robić dobra minę do złej gry. Podbiegłam
do niego i już po chwili szliśmy krok w krok do miejsca, gdzie miałam dostać
swoją pierwszą misję.
To było doprawdy
dziwne uczucie iść tuż obok Ayasegawy. Nawet sama nie wiem co mnie podkusiło,
aby prosić…nie. Ja go nie prosiłam. Ja się tylko zapytałam, czy mi pomoże. W
sumie pewnie mogłabym tam sama trafić, jednakże zajęłoby mi to o wiele więcej
czasu i zszargało o wiele więcej nerwów.
Cisza panująca
między nami powoli stawała się coraz bardziej przytłaczająca. Słychać było
jedynie nasze kroki i czasem niezrozumiały krzyk jakiegoś shinigami’ego gdzieś
w tle. Chciałam w końcu coś powiedzieć, nawet jakąś największą pierdołę, ale w
tym momencie ‘piąty’ gwałtownie skręcił i nagle przed nami pojawił się niski,
ale szeroki budyneczek z otwartymi na oścież drzwiami.
- To tu. Dalej się
już chyba nie zgubisz – rzucił i po chwili zniknął w środku.
Otrząsnęłam się
lekko, poprawiłam wstążkę na włosach i weszłam w ślad za piórkookim. Przed mną
ukazało się przestrzenne pomieszczenie, praktycznie puste – nikt oprócz mnie,
Yumichiki i kilku innych facetów jeszcze się tu nie zjawił. Pod ścianą po mojej
prawej stronie stało biurko, a na nim leżał stos papierów – prawdopodobnie dane
misji. Jednak brakowało tu jednej najważniejszej osoby – kapitana.
Przysiadłam sobie na
krzesełku tuż przy wejściu i zaczęłam z nudów skubać rękaw kosode próbując
ignorować natarczywe spojrzenia obecnych. Przez następne piętnaście minut w
Sali pojawił się ten łysy – Ikkaku i kilku jeszcze innych nieznanych mi jeszcze
oficerów. A Kenpachi’ego jak nie było, tak nie ma.
Dosłownie zaczęło mi
się nudzić, miałam nawet myśl, żeby dziś to wszystko olać, ale tak szybko jak
się pojawiła, tak szybko zniknęła, gdy tylko przez otwarte drzwi wskoczyła
Yachiru. Na początku nie miałam zielonego pojęcia, z jakiegoż to powodu tylko
ja się zdziwiłam zaistniałym faktem, natomiast cała reszta mężczyzn przerwała
trwające dotychczas rozmowy, sparingi czy zbyt głośne opowiadanie sprośnych
dowcipów i zwróciła swoje twarze w kierunku różowowłosej.
Młoda podbiegła do biurka i ze śmiechem wskoczyła na blat. Usadowiła się na brzegu tuż obok sterty papierzysk i machając wesoło nogami złapała pierwszą kartkę z samej góry. Bacznie obserwowałam jej ruchy i jakież było moje zdziwienie, gdy Kusajishi zaczęła składać ją w papierowy samolocik, a następnie puściła go w niewielki tłum. Ten wykonując kilka skrętów, został złapany przez chłopaka o krótko ściętych brązowych włosach. Rozwinął go, uśmiechnął się szeroko i wyszedł z sali.
Młoda podbiegła do biurka i ze śmiechem wskoczyła na blat. Usadowiła się na brzegu tuż obok sterty papierzysk i machając wesoło nogami złapała pierwszą kartkę z samej góry. Bacznie obserwowałam jej ruchy i jakież było moje zdziwienie, gdy Kusajishi zaczęła składać ją w papierowy samolocik, a następnie puściła go w niewielki tłum. Ten wykonując kilka skrętów, został złapany przez chłopaka o krótko ściętych brązowych włosach. Rozwinął go, uśmiechnął się szeroko i wyszedł z sali.
Sytuacja miała się
identycznie z kilkunastoma następnymi zleceniami. Jedni się cieszyli misjami
które im się trafiły, inni natomiast nie. Z czasem stosik obok pani porucznik
malał, natomiast tłumek ani trochę. Zaczęłam się trochę niepokoić, czy w ogóle
starczy dla mnie i czy może żeby takową otrzymać, musiałabym stanąć wśród
innych, co przerażało mnie jeszcze bardziej, gdy nagle moje przemyślenia
przerwał papierowy samolocik. Po kilku skrętach, zawrotach i różnych innych
ewolucjach w powietrzu wylądował centralnie w moim dekolcie, ku uciesze
kilkunastu obecnych ‘znajomych’ oddziału.
- Może pomóc? Haha! –
takie i inne odzywki zabrzmiały w sali w akompaniamencie śmiechu małej
porucznik. Oblałam się soczystym rumieńcem, a kątem oka uchwyciłam pogardliwe
spojrzenie fioletowowłosego. Wyjęłam kartkę i pospiesznie ją rozwijając
opuściłam to pomieszczenie udając się ja najdalej z tamtego miejsca.
Gdy już bezpiecznie
stałam kilkanaście kroków od wejścia na teren jedenastego oddziału, przyjrzałam
się wreszcie uważnie mojemu zleceniu. 71 okręg. 3 Pustych. Masakra. Czemu tak
mało? No cóż, nawet ślepy los omija mnie łukiem. Nie mając większego wyboru,
ruszyłam przed siebie.
***
Cięłam las szybkim
krokiem, chcąc jak najszybciej znaleźć się we własnej kwaterze. Byłam zła jak
osa na cały świat i każdego z osobna. Każdego, kto tylko śmiał się na mnie
spojrzeć, lub co gorsza zachichotać, gromiłam morderczym wzrokiem i grzecznie
zwracałam uwagę głosem tak jadowitym, że aż czułam jak wycieka mi z ust z
każdym słowem.
Moja misja poszła mi
całkiem dobrze. Te ścierwa…może i było ich tylko trzy, natomiast były
wyrośnięte i bardzo silne. Czerpałam z tej walki czystą przyjemność, tnąc,
rozcinając i praktycznie tańcząc na drzewach. Niestety cały mój dobry humor
prysł, gdy już wracałam do Seireitei. Mój niesamowity zmysł równowagi wziął
nade mną górę i z pełną gracją potknęłam się o wystający korzeń, lądując twarzą
w kałuży błota. W dodatku podczas wstawania, brązowa maź rozlała się dosłownie
wszędzie – za kołnierz, w dekolt, na przód kimona…istny raj.
Chciało mi się
płakać, krzyczeć i śmiać jednocześnie, więc po prostu ruszyłam dalej. Przeszłam
prawie cały dystans do oddziału bez żadnych większych przygód, gdy tuż przed
bramą usłyszałam wołający mnie głos:
- Matsuki!
Matsuuuki!!
- Czego?! –
odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą Renji’ego – ach, to Ty..
- No. Ja to ja, a Ty
to…? Bagienny potwór? – zaśmiał się.
- Marny dowcip –
mruknęłam.
- No nic, nie ważne, ja
nie w tej sprawie – uspokoił się, choć nadal miał rozbawiony głos.
- A więc o co chodzi?
- Chciałem, byś
poznała moich znajomych – wyszczerzył zęby i oparł się jedną dłonią o ścianę.
- Znajomych?
Hmm…spoko. O której mniej więcej?
- Pod wieczór po Ciebie
przyjdę, okey?
- Dobra. Mam
nadzieję, że do wieczora zmyję z siebie to…coś – również się uśmiechnęłam.
- To do wieczora! –
zawołał i odbiegając w sobie tylko znanym kierunku pomachał mi ręką.
Odwróciłam się na
pięcie i ruszyłam prosto do swojego mieszkanka. Przeszłam obok kilkunastu drzwi
prowadzących do kwater moich współpracowników i w momencie gdy miałam wchodzić
do siebie, ktoś za moimi plecami odchrząknął.
- Eee… - spojrzałam
przez ramię i mnie zamurowało. Yumichika stał i patrzył sceptycznym wzrokiem to
na mnie, to na…ślady błota które za sobą zostawiłam – tak?
- Mam nadzieję, że to
posprzątasz? –złożył ręce na klatce piersiowej i przeniósł ciężar swojego ciała
na jedną nogę – to wygląda potwornie nieestetycznie…tak jak Ty cała teraz.
- Miło mi to słyszeć
– uśmiechnęłam się – ależ jasne, że posprzątam! Przecież nie mogę pozwolić,
abyś jakiejś nerwicy dostał, czy co…
- Zważaj sobie na
słowa. To, że od tak stałaś się szóstą oficer, nie oznacza wcale, że możesz rozmawiać
ze mną jak równy z równym – jego dobitne słowa sprawiły, że moje brwi
natychmiast powędrowały w górę i coś mnie zakłuło, tam, koło serca… Przecież
nie dostałam tego miejsca na ładne oczka, tak?! Pokazałam co umiałam i jak
widać wystarczyło, by zająć to stanowisko, ale oczywiście jak zwykle ktoś musi
się przyczepić do tego co robię. Te słowa nie mogły pozostać bez odzewu. Moje
mściwe serducho wołało o krew! No…nie będę przesadzać z tym, ale mam mały
pomysł…
- Ah tak? To takie
przykre. Ale i tak mam dla Ciebie pewną niespodziankę – urwałam i ręką
sięgnęłam do swojej twarzy. Koniuszkami dwóch palców ściągnęłam grudkę błota i
przyjrzałam się jej uważnie. Wyszczerzyłam swoje ząbki i niemal natychmiast
dobiegając do Ayasegawy szybkim ruchem zaznaczyłam jego policzek brudnym, brązowym
śladem.
Odsunęłam się i
patrząc z rozbawieniem na jego pełną zgrozy i szoku twarz, powiedziałam dumnym
głosem:
- Pięknie!
- Ty…- wyszeptał –
Ty…coś Ty… moja twarz! Moja piękna twarz…jest…jest brudna!
- Spostrzegawczy
jesteś! – pochwaliłam go.
- Zapewniam Cię, że
jeszcze mi za to zapłacisz! – wycelował we mnie oskarżycielsko palcem – jeszcze
nie teraz, bo muszę się umyć, ale zapłacisz! Zapamiętaj to sobie! – pełnym
wdzięku i hałasu krokiem wszedł do swojej kwatery, zostawiając mnie samą,
duszącą się ze śmiechu. Chwilę później uczyniłam to samo co on i skręcając się
i chichocząc jak głupia wpełzłam do swego azylu. Tam od razu chwyciłam czyste
kimono i wlazłam do łazienki by się odświeżyć.
***
Gdy już miałam za
sobą higienę niezbędną a także szorowanie podłogi na zewnątrz, nie miałam
kompletnie żadnego pojęcia co dalej mogę ze sobą robić. Posprzątałam swoje małe
mieszkanko do końca, jednak wciąż miałam mnóstwo czasu do wieczornego
spotkania. Postanowiłam więc, że przejdę się tam, gdzie mnie jeszcze nie było.
Dużo czasu mi to zajmie, ale właściwie o to mi chodzi.
Wylazłam przez okno,
by swą wesołą wędrówkę zacząć od pięknego ogrodu oddziału dziesiątego.
Przechodziłam między grządkami, rabatkami i innymi ogrodniczymi cosiami,
których nazw niestety nie znałam, podziwiając wymyślne, misternie ułożone
roślinki.
Wyprostowałam się i
rozejrzałam po terenie – pod jednym z baraków sąsiedniej dywizji dostrzegłam
krzewy krwistoczerwonych róż. Podbiegłam do nich z nieopisanym szczęściem
rozrastającym się w moim sercu, bowiem od zawsze kochałam to kwiecie. Ukucnęłam
przed krzaczkiem i chwyciłam w palce miękkie i mięsiste płatki jednego z tych
kwiatów i nachyliłam się, by nacieszyć swój nos tym pięknym zapachem. Opuszkami
drugiej dłoni przejechałam po długiej łodydze, zahaczając o smukłe i ostre
kolce. W pewnym momencie jeden z nich rozciął mi palec, a po bladej skórze
spłynęła szkarłatna krew. Powolnym ruchem zlizałam ją i niemal w tym samym
momencie mało zawału nie dostałam gdy usłyszałam krzyk za plecami. Już miałam
odwrócić się z zamiarem gorącego przepraszania, gdy zdałam sobie sprawę, że
ktokolwiek teraz się drze, nie drze się na mnie. Powoli obróciłam głowę do tyłu
by przyjrzeć się postaciom biorącym udział w zaistniałej sytuacji. Jedną z nich
był niski chłopak o białych, sterczących we wszystkie kilkanaście stron świata
włosach i mrożącym krew w żyłach spojrzeniu lodowatych tęczówek. Ubrany w
kapitańskie haori…? Natomiast drugą osobą była znacznie od niego wyższa
rudowłosa kobieta z takim biustem, że od samego patrzenia wpadałam w kompleksy,
choć też nie mam na co narzekać. Na ramieniu miała opaskę porucznika.
- Matsumoto! Ile razy
można Ci powtarzać o samo i jedno w kółko?! – wydarł się kapitan, aż mną
wstrząsnęło, że w takim ciele kryje się tyle energii.
- Ależ no kapitanie
no! To przecież chyba nic złego, napić się trochę sake na rozgrzewkę przed
pracą, prawda? – rudowłosa broniła się uśmiechając rozbrajająco.
- Nic złego? NIC
ZŁEGO?! KOBIETO, JEST DOPIERO DRUGA POPOŁUDNIU, A TY ZDĄŻYŁAŚ JUŻ WYPIĆ DWIE
BUTELKI SAKE, CHOĆ WSTAŁAŚ ZALEDWIE GODZINĘ TEMU! I JAKBY TEGO BYŁO DOŚĆ, TO
PRACĘ POWINNAŚ ZACZĄĆ SZESĆ GODZIN TEMU! – poziom decybeli w głosie
białowłosego podniósł się tak, że skoro ja mało nie ogłuchłam, to aż się bałam
co się stało z uszami porucznik Matsumoto…
- To…to może kapitan
pójdzie do siebie ochłonąć, a ja tu ogarnę swoją pracę, co? – zaproponowała
kobieta łapiąc swego wściekłego zwierzchnika za ramiona, obracając go tyłem do
siebie i powoli wypychając go z pomieszczenia. Zanim zdążył on cokolwiek
powiedzieć, już zamknęła mu drzwi przed nosem i oparła się o nie wzdychając
ciężko. Omiotła swój gabinet wzrokiem i machając na to wszystko ręką w geście
‘później się zrobi’, ruszyła w moją stronę. Wycofałam się szybko pomiędzy
krzewy róży w ostatniej chwili, gdy właśnie ona wychodziła z budynku i
wkraczała na teren ogrodu. Porucznik Matsumoto najwyraźniej nie mając
świadomości mojej obecności, zmierzała w moją stronę, a ja się cofałam jak
tylko mi na to róże pozwalały. Niestety róże jak to róże, kolce mają – jeden z
nich, całkiem spory jak na taki niewielki krzaczek bardzo boleśnie wbił mi się
w zadek. Podskoczyłam piszcząc z bólu, jednocześnie tak bardzo strasząc panią
porucznik, że aż się potknęła o własną stopę wywracając się do tyłu. Podniosłam
szybko dłonie do ust, momentalnie przybierając kolor zbliżony do barwy włosów
Renji’ego, natomiast ona miała na twarzy czysty szok przemieszany z lekkim
rozbawieniem.
- A Ty kto? – spytała
przekrzywiając lekko głowę w bok.
- Ja? – otworzyłam
usta, analizując to co się właśnie zdarzyło i wypowiedziane w moją stronę
słowa, a po chwili zamknęłam je i spaliłam jeszcze większego buraka. Szybko
wstałam i ukłoniłam się głęboko recytując – jestem Kyourinu Matsuki, szósty
oficer pod dowództwem Zaraki’ego Kenpachi’ego…
- No już, już…co tak
oficjalnie? – spytała wstając i kładąc mi dłoń na ramieniu. Wyprostowałam się i
spojrzałam na nią i jej serdeczny uśmiech – ja jestem Matsumoto Rangiku,
porucznik dziesiątej dywizji…ej, zaraz. Ty powiedziałaś że oficerujesz sobie u
Kenpachi’ego? – uniosła brew w geście zdziwienia.
- Noo tak.
- Jejciu, toć to ile
się musiało zmienić od…wczoraj? Tak, dobrze myślę?
- Jak najbardziej,
pani porucznik.
- Znów tak
oficjalnie. Wystarczy Matsumoto-san – uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- No, dobrze
Matsumoto-san, to…może ja już pójdę gdzieś tam… - zaczęłam się wycofywać,
jednak za długa nogawka spowodowała, że wywinęłam zgrabnego orła do tyłu
ponownie już dziś lądując na tyłku.
- Nic Ci się nie
stało? – spytała porucznik obserwując mnie jak wstawałam otrzepując się z
piachu.
- Nie, nic. Tylko to
kimono…jest chyba na mnie za duże i za luźne i tak dalej… - zagryzłam wargę.
- Chciałabyś je
zmienić?
- I to
bardzo…a…proponujesz coś, Matsumoto-san? – spytałam z nadzieją w głosie.
- Miałabym pewien
pomysł – przymrużyła oczy – jesteś nie wiele niższa ode mnie i takto oprócz
biustu masz mniej więcej te same wymiary…chyba znajdę coś dla Ciebie.
- Naprawdę?!
- Tak! Wieczorem już
będzie gotowe.
- A mogłabym przyjść
jutro rano?
- Dobrze, byle nie za
wcześnie – zaśmiała się wdzięcznie.
- Tak, Matsumoto-san!
Bardzo dziękuję! – niemal poskoczyłam w miejscu z radości przy okazji znów o
mało się nie wywracając. Ukłoniłam się jej nisko i zaczęłam iść dalej
podskakując sobie wesoło.
Wybiegłam na uliczkę
i zaczęłam ‘hopsać’ z zamiarem dotarcia, a raczej wytyczenia sobie ścieżki do
czwartej dywizji. Mijałam po drodze wielu shinigamich, mniej lub bardziej
dziwnych, jednakże jeden przykuł moją uwagę na dłużej. Aż przystanęłam i wbiłam
w niego zaciekawiony wzrok. On także przystanął i patrzył na mnie. Wydawało mi
się, że ma sobie maskę, lub genialnie zrobiony makijaż. Na głowie miał…dziwne
coś, kompletnie nie do opisania, natomiast rzucał się w oczy także fioletowy
kołnierz na szyi i kapitańskie haori. Czy w tym miejscu wszyscy kapitanowie są
tacy ekscentryczni?
Jego brew powoli
zaczęła się unosić w górę w geście poirytowania, co nie wróżyło niczego
dobrego.
- Raczysz mi
powiedzieć, pomiocie, dlaczego twe oczy wpatrują się we mnie?! – w eterze
zabrzmiał głos pełny gniewu.
- Yy…ja…tego…no… -
zamurowało mnie i jedyne co byłam w stanie wykrztusić, to było – nowa jestem.
- Ah, nowa… - jego
głos jakby się uspokoił – z tego jedynego względu, będę w stanie puścić tę
zniewagę wobec mnie, jednakowoż jest jeden warunek – musisz mnie ładnie
przeprosić.
- Bardzo ładnie
przepraszam – powiedziałam najmilszym głosem na jaki mnie było stać w tamtym
momencie.
- Nie. Nie tak,
pomiocie. – pokręcił głową z dezaprobatą.
- To co mam zrobić
lub powiedzieć, kapitanie? – spytałam z lekką trwogą.
- Padnij na kolana. I
powiedz: Tak oto ja, bezwartościowy pomiot, gorąco przepraszam szanownego
kapitana dwunastej dywizji Mayuri’ego Kurotsuchi’ego, za znieważenie jego osoby
poprzez niepotrzebne obserwowanie jego jestestwa.
- Yy…może kapitan
powtórzyć? – opadła mi szczęka.
- Niestety. Mów z
pamięci. No już, padaj przede mną.
Nie chciałam
pierwszego dnia mej służby narażać się któremukolwiek z dowódców Gotei 13, więc
chcąc nie chcąc, uklękłam, choć miałam wrażenie, że moja duma nieodwracalnie
traci przy tym ogromną część siebie. Podwinęłam rękawy, oparłam dłonie na
kolanach, schyliłam głowę i już miałam zacząć próbę recytacji formułki
przeprosin, gdy kapitan kazał mi wstać. No zdecydować by się mógł.
- Pokaż to.
- Ale co?
- No to – wskazał na
mą prawą rękę, gdzie malowało się znamię.
Podniosłam ją do
góry, a on natychmiast chwycił ją w swoją dłoń. Najpierw dokładnie je obejrzał,
następnie dwoma palcami przejechał wzdłuż tego węża i dałabym sobie głowę
uciąć, że brzegi tego śladu zamajaczyły mdłym czerwonym światłem.
- Od kiedy to masz?
- Nie mam pojęcia…to
znaczy, nie pamiętam.
- Nie pamiętasz? Co
to znaczy?
- Mam kompletną
pustkę w głowie, do momentu aż obudziłam się sama w Rukongai…
- Hm… chodź ze mną.
Natychmiast. – to powiedziawszy szarpnął mnie za dłoń, aż sama mało się nie
przewróciłam i zaczął ciągnąć w sobie tylko znanym kierunku.
- Dokąd idziemy? –
spytałam, a w moim sercu rósł niepokój.
- Do mojego gabinetu.
Muszę zrobić niezbędne badania, tudzież wykonać zabieg. Ale to i tak nieważne,
bo nic nie będziesz pamiętać.
- A-ale..jak to?!
---------------------
I...chyba całkiem długie wyszło O.o
To ja proszę o komentarze i zapraszam do grupy <3
Młahahahahahahahahaha!!!
OdpowiedzUsuńTak, jestem złem XD częściej muszę tak nad tobą się pastwić, bo opłaca się ^^
Rozwalił mnie fragment z Tosiem <3
Fapfapfapfaaaap.
I róże XD fragment z kolcem w zadku byył bossski.
I Kurotsuchi <3
Kocham tego gościa XDD
Szkoda, że nie widziałaś mojej reakcji na wieść o nowym rozdziale. Myślałam, że zaraz zbiegną się sąsiedzi...
OdpowiedzUsuńAkcja z różami najbardziej zapadła mi w pamięć. Jestem strasznie ciekawa co też Kurotsuchi chce zrobić naszej Matsuki. Oby nic złego... Chociaż to Kurotsuchi, więc nie można się po nim spodziewać, że nagle zacznie lubić kucyki i pokój na świecie.
Mogłabyś mnie powiadamiać o nowych rozdziałach ? Oczywiście jeśli byś mogła.
Pozdrawiam !
Ależ chętnie będę Cię powiadamiać ^^
UsuńMam pytanie tylko, czy to Ty poprosiłaś o dołączenie do grupy? Jeśli tak, to prosiłabym Cię o ponowną próbę, bo dostałam maila, natomiast na stronie grupy nie mam tej informacji ._.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNiestety nie mam jak dołączyć, ponieważ nie posiadam konta na facebook'u.
UsuńYaay, nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale od wczoraj mam dopiero Internet w akademiku :)
Rozdział naprawdę bardzo mi się podobał, uwielbiam Twój styl pisania :) Przygody Matsuki jak zwykle wywołały na mojej twarzy gigantyczny uśmiech, który nie schodził aż do ostatniego przeczytanego słowa :))) Nie ma co, ciekawe ma początki w jedenastce ;)
Hehe, coś czuję, że na Yumichikę to Matsuki będzie bardzo często wpadać, mam nadzieję, że się nawzajem nie powybijają xD
Podobało mi się 'rozdawanie" misji przez Yachiru - jakoś mnie nie zdziwiło, że Zaraki nie pojawił się na odprawie xD
Muahaha, biedny Yumi, Matsuki wymazała jego idealnie piękną twarz błotem XD Niepięknie, niepięknie :D
Bardzo podobała mi się również akcja z Toskiem i Rangiku - świetnie ich uchwyciłaś :D
Ale i tak najlepszy był Mayuri i jego formułka przeprosin xD
" Tak oto ja, bezwartościowy pomiot, gorąco przepraszam szanownego kapitana dwunastej dywizji Mayuri’ego Kurotsuchi’ego, za znieważenie jego osoby poprzez niepotrzebne obserwowanie jego jestestwa. " - genialny tekst, zaśmiewałam się do rozpuku :D
Oj, biedna Matsuki. Ja na jej miejscu uciekałabym gdzie pieprz rośnie, gdyby mnie Kurotsuchi chciał zabrać na jakieś badania xD
Coś czuję, że będzie niezła zadyma ;D
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział ;*
PS. Dziękuję pięknie za powiadomienie :D
Łaał ,świetny blooog ^^
OdpowiedzUsuńJezu ,uśmiałam się czytając twe opowiadanie xD
Och ,biedna Matsuki ,biednaa...
Nie mogę się doczekać na następny rozdział :D
Michiko-chan
Ps.: Ja też mam bloga :D Jeśli mogłabyś wejść to adresik to: http://michiko-opowiadanie.blogspot.com/
Narazie dopiero pierwszy rozdział jest ^^'
Piszesz w taki sposób jak lubię. Mam tu na myśli "zbliżenie trzeciego stopnia z podłogą" i takie tam;p stylistycznie mogło by być lepiej, częste są powtórzenia takie jak "jedyne co byłam w stanie wykrztusić, to było", ale historia jest w porządku, ciekawa fabuła, widać, że masz pomysł, trzymam więc kciuki, może być tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńTak na przyszłość - sprawdzaj poprawność językową przed wstawieniem, a unikniesz krytyki ze strony takich złych ludzi jak ja:p Gdyby Ci się nudziło zapraszam, choć jest to świeże mięso, że tak powiem ^^ http://intheblackrain.blogspot.com/
Nieee no coraz bardziej mi się podoba. Humor szóstej pani oficer bardzo mi odpowiada, także często zdarza mi się śmiać jak głupiej do komputera ;D
OdpowiedzUsuńMój romansowy zmysł wyczuwa, że coś się niedługo wydarzy między Yumichiką i Ma..cośtam (minus opowiadań pierwszoosobowych - rzadko występuje imię bohatera ;__;) Chociaż jego zemsta za - o zgrozo - błoto, będzie pewnie okrutna!
Świetny pomysł z tym przydzielaniem misji przez Yachiru xD
Ouu wreszcie się czegoś dowiemy o tym znamieniu, teksty Mayuriego były boskie *.*