Jeżeli już tu jesteś, a moje opowiadanie Ci się spodobało - zostaw coś po sobie C: Jakiś komentarz, pochwałę, krytykę (byle konstruktywną).
Takie rzeczy naprawdę wiele dla mnie znaczą, bo dzięki nim mam świadomość, że ktoś tu jest i mam dla kogo pisać :3

niedziela, 9 grudnia 2012

Dzień z życia nowej cz. 2

Witam :3
Oj, coś dawno mnie tu nie było. Może powinnam zrobić tak, że będę częściej dawać krótsze notki? Czy odpowiada Wam tak jak jest teraz? Mnie to różnicy nie robi xD
I jeszcze cuś! Jeżeli tylko mi się uda, to pomiędzy Bożym Narodzeniem a Sylwestrem dam świątecznego one-shota :D Oczywiście nie związany z wydarzeniami w historii, jak to jednostrzałowce :3
Ciekawostka od autorki: gdy zakładałam bloga, byłam przekonana, że skończę główny wątek przed Bożym Narodzeniem. To co tu teraz jest, to nawet nie jest połowa początku xD

Tak więc teraz zapraszam na nową notkę :D
---------------------------------


-  Dokąd idziemy? – spytałam, a w moim sercu rósł niepokój.
-  Do mojego gabinetu. Muszę zrobić niezbędne badania, tudzież wykonać zabieg. Ale to i tak nieważne, bo nic nie będziesz pamiętać.
-  A-ale..jak to?!

***

  Pędziliśmy, a raczej kapitan pędził a ja sunęłam po ziemi gdzieś zanim z zatrważającą prędkością. Po bokach zaledwie migały mi nieco zaniepokojone twarze innych shinigmich. To ani trochę nie dodawało mi otuchy, o nie. Nagle Kurotsuchi zatrzymał się, a ja z impetem wpadłam na jego plecy odziane w haori. Przed upadkiem uratował mnie tylko jego mocny uścisk na moim i tak już spuchniętym nadgarstku. Usłyszałam złowróżbne sapnięcie z jego strony i ostrzegawczy błysk w oku, lecz chyba nie miał zamiaru tracić swego czasu na kolejne upominanie mnie za moje niestosowne zachowanie.
  Ledwo stanęłam w równowadze a już ten facet pociągnął mnie dalej. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przekroczyliśmy bramę dywizji, która najprawdopodobniej jest dwunastą. Nagle mocno skręciliśmy w prawo. Chwilę pruliśmy prosto, aż doszliśmy do ogromnych drzwi. Gdy tylko przesunął po nich palcem, ze swym dziwnym paznokciem, otworzyły się gładko i ukazały przed sobą ciemny korytarz oświetlony jedynie nikłymi płomieniami pochodni.
  Kapitan najwidoczniej uznał, że nie warto informować mnie o tak nieważnym szczególe jak ten, że przed nami są strome schody prowadzące do podziemi, toteż poleciałam do przodu z sercem w gardle. Na szczęście zdążyłam złapać się wystającego ze ściany kamienia zanim dowódca nie wyrwał mi ręki ze stawu stalowym uściskiem.
  Wydawało mi się, że schodziliśmy całą wieczność. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważyłam, że ściany są zbudowane z szarego, zimnego kamienia, co znacznie ujmowało temu miejscu wszelakiej przytulności czy komfortu. W końcu po dość długim czasie naszym oczom ukazały się normalne drzwi, tym razem otwierane normalnie. Jednak to, co zobaczyłam za nimi zmroziło mi krew w żyłach.
  Pomieszczenie przedstawiało coś na kształt ogromnej sali operacyjnej. Na samym środku stał stół z przygotowanymi po bokach skórzanymi pasami prawdopodobnie do przypięcia pacjenta. Blisko niego znajdowała się gigantyczna pólka z całym mnóstwem narzędzi wszelakiej maści – od maleńkich skalpeli aż po duże świdry. Pod ścianami stało więcej takich półek z większą ilością podobnych narzędzi, jednak przy ścianie naprzeciw nas znalazł swoje miejsce ogromny komputer. Ilość wszelkich wahadeł, guzików, przycisków i wajch była jeszcze bardziej przytłaczająca.
  Facet wreszcie zdecydował się puścić mój nadgarstek, by zająć się czymś przy komputerze – szybkim ruchami wklepywał coś do tej swojej wielkiej maszyny, mącąc ciszę nieustannymi pobrzękiwaniami klawiszy. Stałam chwilę, nie wiedząc co robić. W końcu do głowy wpadł mi jedyny racjonalny pomysł – zaczęłam się po cichu wycofywać z pomieszczenia. Jednak kapitan wykazywał pewne nadludzkie zdolności – zupełnie jakby miał oczy dookoła głowy, wydał komendę:
- Nemu!
  I w tym momencie coś z niewyobrażalną siłą rzuciło się na mnie z boku, przygważdżając mnie do ściany i prawdopodobnie łamiąc kilka żeber. Przy okazji z impetem uderzyłam głową o ścianę, przez co zamroczyło mnie na kilka sekund.
-  Nemu, wiesz co masz teraz zrobić – usłyszałam lekko zdeformowany głos Kurotsuchi’ego, po czym poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce i przenosi na zimny blat stołu po czym przypina skórzanymi pasami. Zanim ta osoba się odsunęła, zdążyłam uchylić powieki, co sprawiło mi niemiłosierny ból i w roztrojonym obrazie dojrzałam nad sobą piękną kobietę o długich granatowych włosach. Poczułam jeszcze ukłucie w ramię i oczy zamknęły mi się nie pozwalając dokładniej przyjrzeć się osóbce. Zasnęłam z myślą, jak w takim drobnym ciele, kryje się tyle siły?

***

  Niebieskowłosy mężczyzna przeszedł przez całe pomieszczenie, dochodząc do ogromnej metalowej szafy. Złapał za klamkę, a drzwi otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem. Poszperał w niej chwilę, po czym wyciągnął fiolkę z fioletowym płynem. Zamknął drzwi z trzaskiem i podszedł prosto do stołu, na którym leżała jego „pacjentka”.
-  Nemu, dlaczego tak stoisz nic nie robiąc?! Od czego ja Cię tu mam?! – krzyknął na kobietę, najwyraźniej oczekując od niej dobrze spełnionej roboty, przy czym nie informując jej co ma zrobić.
  Kurotsuchi widząc, że ona nie ma zamiaru spełnić tego, co on ma na myśli, uderzył ją w twarz z taką silą, że upadła na podłogę, trzymając się za czerwieniejący policzek. Patrzyła bez wyrazu w podłogę, nie unosząc głowy.
-  Potem porozmawiamy. Zejdź mi z oczu – wycedził, wracając do swoich uprzednich czynności.
  Złapał fiolkę w dłoń, po czym z półki wziął sporych rozmiarów strzykawkę. Napełnił ją całą, opróżniając naczynko do połowy. Odgarnął bordowe włosy dziewczęcia i odchylił jej głowę, dając sobie lepszy dopływ do jej szyi. Na gładkiej skórze z łatwością udało mu się znaleźć tętnicę w którą chwilę później wbił igłę. Ciało gwałtownie się poruszyło na skutek wstrząsu, jednak nie obudziła się. Gdy cały płyn znalazł się już w krwioobiegu, a kapitan wyjął narzędzie, wokół powstałej rany zaczął zbierać się siniak, jednak  mężczyzna nie przejął się nim za bardzo.
  Jego następnym celem było dziwne znamię na ręku. Wziął średniej wielkości skalpel, po czym uciął kawałek i położył na szkiełku. Uniósł jednak brwi w szczerym zdziwieniu gdy zauważył, że rana momentalnie się zagoiła nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Na pewnego rodzaju nieszczęście, wszelkie badania, jakie mógł przeprowadzić na próbce trwały dość długi okres czasu. Nie potrzebował już bordowowłosej, a ona sama miała się już niedługo obudzić, toteż postanowił się jej pozbyć. Sam oczywiście nie miał zamiaru się tym parać, więc ponownie wezwał do siebie swą córkę.
-  Wynieś ją stąd. Nie wiem, gdzie ją umieścisz. Obudzi się za jakieś 30 minut, tak więc połóż ją tam, gdzie nikt jej nie znajdzie. Natychmiast.
  Po tych słowach Nemu skłoniła się i wzięła Matsuki na ręce. Wyszła z laboratorium i już po chwili dzięki użyciu shunpo znalazła się na dachu budynku dywizji szóstej. Tam ją położyła i szepcząc ciche „przepraszam” pobiegła do siebie.

***

  Przeciągnęłam się lekko, krzywiąc się przy tym. Poczułam niemiłosierny ból w głowie, szyi, klatce piersiowej oraz ręku. To doprawdy dziwne. Czuję ogromną pustkę w głowie, jakby jakąś czarną dziurę. Ponadto ostatnie wspomnienie z dziś, jest na pewno z godziny, w której było dość widno. Teraz widać, jak słońce zachodzi. A co to było za wspomnienie? Nie pamiętam…wykonałam zgrabne plaśnięcie dłonią w twarz, po czym wstałam, przeciągając się lekko. Jak po jakimś dobrym śnie.
  Rozejrzałam się po okolicy – jeszcze nie dotarłam do tej części Seireitei w swoim zwiedzaniu, to i nie bardzo wiedziałam, gdzie jestem, co również wydało mi się bardzo dziwne. Jednak dość duża ilość drzew wiśniowych pozwoliła mi domyślać się, że jest to teren oddziału 6. Zgrabnie zeskoczyłam z dachu, lecz lądując, potknęłam się o własną nogę i lecąc do tyłu wpadłam na kogoś. Nie powiem, lądowanie było dość miękkie. Szybkim ruchem wstałam i przyjrzałam się ofierze mojej zgrabności.
-  A. To tylko Ty! – odetchnęłam z ulgą, widząc przed sobą Renji’ego. Jego mina jednak nie wyrażała nic poza szczerym szokiem.
-  Co…Ty…tu..? – zdołał wydusić z siebie tylko, nim zaczął wstawać.
-  Chętnie bym udzieliła Ci odpowiedzi na to pytanie, niestety sama nie jej nie znam. Poza tym mam wrażenie, że gdzieś uciekły mi dwie godziny z życia – odparłam, podpierając się pod boki.
-  Właśnie po Ciebie szedłem, ale jak widzę, sama mi spadłaś z nieba, haha! – zaśmiał się, a ja tylko skrzywiłam wargę.
-  Proszę Cię. Lubię Cię, ale skończ z tymi sucharami – poklepałam go przyjacielsko po ramieniu, a on nieco jakby oklapł – no nie przejmuj się! Jedyne o czym musisz pamiętać, to żeby nie podrywać dziewczyny na humor. Niestety u Ciebie to nie przejdzie.
-  Zapamiętam to sobie! – udał obrażonego i splótł ręce na klatce piersiowej.
  W tym momencie oboje wybuchliśmy zdrowym śmiechem. Abarai ruszył przodem prowadząc mnie na miejsce spotkania, natomiast ja szłam za nim jak dziecko prowadzone za rączkę.
-  Mogę chociaż wiedzieć dokąd idziemy?
-  Do oddziału dziesiątego, do Matsumoto. Nie wiem czy coś Ci to mówi, ale chciałaś wiedzieć – odparł, skręcając w inną uliczkę.
-  Aaa! Porucznik Rangiku! Poznałam ją dziś. A będzie ktoś jeszcze?
-  Hisagi Shuuhei, porucznik dziewiątego oddziału, Ikkaku Madarame…
-  O! Znam z widzenia!
-  …Kira Izuru – ciągnął nie zważając na moje wtrącenie – porucznik trzeciej dywizji, Yumichika miał być…
-  …co?!
-  …daj mi dokończyć co? – zmarszczył brwi – mówię, że miał być, ale stwierdził, że jak Ty idziesz, to on nie pójdzie. Nigdy nie zrozumiem tego faceta…
-  …ja też…
- …cały czas się zastanawiam, jak Ikkaku znalazł z nim wspólny język.
-  Ja w to nie wnikam.
-  I bardzo dobrze.
  Na tym urwaliśmy naszą rozmowę, gdyż właśnie dotarliśmy do drzwi pokoju Matsumoto-san. I właśnie w tym momencie, zdałam sobie sprawę, jak bardzo się denerwuję. Tym, że mogą mnie nie zaakceptować. To naprawdę wypełniało mnie obawami. Renji zapukał do drzwi, a po chwili otworzyła nam roześmiana rudowłosa.
-  Jesteś pierwszy! O…Matsuki! Jak ja Cię dawno nie widziałam..!
-  To było dziś popołudniu – olśniłam ją, choć pewnie nie zwróciła na to uwagi.
  Weszliśmy do środka i Czerwony Ananas od razu rozsiadł się na podłodze jakby był u siebie. Chciałam sobie grzecznie klapnąć obok niego, niestety nie było mi to dane, gdyż Matsumoto-san porwała mnie za rękę do drugiego pokoju.
-  Obiecałam, że będzie gotowe dziś na wieczór to i jest! – rzuciła uradowana, wręczając mi ciemne zawiniątko – przymierzaj!
  Ruszyłam do wskazanego przez nią jeszcze mniejszego pomieszczenia i przebrałam się. Naprawdę, nie wiedziałam co powiedzieć. Było idealne. Miało skrócone rękawy i nogawki, a także szeroki fioletowy pas. Świetnym dodatkiem też był szeroki kaptur, zupełnie jak u mnicha. Ponadto wciąż miałam na nogach te bandaże, którymi obwiązałam nogi wieczorem. Wyszłam z powrotem, by się pokazać pani porucznik. Jej radość na twarzy była niewiele mniejsza od mojej.
-  Podoba się?
-  No…ja naprawdę nie wiem jak mam dziękować…ani jak się odwdzięczyć..!
-  Oj no, może kiedyś mi się jakoś odwdzięczysz! – machnęła ręką wciąż się uśmiechając – jak się przebierałaś, doszedł Izuru oraz Hisagi z gościem. Jestem niemal pewna, że Ikkaku się spóźni. Zawsze tak jest.
-  Mogę w tym zostać?
-  Tak, w końcu to już jest Twoje! Przyjdź jeszcze za kilka dni, to będziesz miała gotowe kilka zapasowych.
-  Naprawdę bardzo dziękuję! – uścisnęłam ją i poszłam do pokoju w którym siedzieli przybyli. Matsumoto-san weszła zaraz za mną i od razu skierowała swoje kroki do szafki stojącej pod ścianą. Ja natomiast dogłębnie zastanawiałam się, co tu robi Shion. On także był zaskoczony moją obecnością. Akurat było wolne miejsce między nim a Renji’m to spoczęłam na nim i przywitałam się ze starym przyjacielem. Chwilę później, na stoliku przed nami wylądowało kilka butelek sake. Ja wiedziałam, na czym będzie polegać to spotkanie i najwyraźniej się nie pomyliłam.
-  Co Ty tu robisz? – zapytałam Ouko z uśmiechem na twarzy.
-  Porucznik Hisagi postanowił wziąć mnie ze sobą. Wiesz, zostałem jego trzecim oficerem – wyszczerzył zęby słabo ukrywając samouwielbienie – a Ty? Jak się tu znalazłaś?
-  Wiesz, ma się te znajomości – puknęłam w ramię siedzącego obok mnie Abaraia, lecz on nie zwrócił na mnie uwagi – no, to tak jak mówiłam…te znajomości.
  W tym momencie oboje zaśmialiśmy się głośno, jednak rozkręcająca się impreza nas zagłuszyła. Czuję, że to będzie długi wieczór. Wiem co mówię, bo właśnie widziałam, jak polewali już drugą butelkę.
  Nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich zdyszany Madarame-san. Wczołgał się do środku i padł na drugie miejsce obok Renji’ego. Wszyscy patrzyli na niego pytającym wzrokiem na co on powiedział tylko jedno zdanie:
-  Nigdy, więcej. – po czym wziął do ręki spodeczek z sake, który podała mu rudowłosa i wypił jednym haustem.
-  Co się stało? – zapytał porucznik Shuuhei, na co łysy odpowiedział mu wzrokiem mówiącym „nie chcesz wiedzieć”,  jednak po podniesieniu się reszty głosów by coś powiedział, rzucił:
-  Yachiru. Muszę kontynuować?
-  Tak! – ozwał się chórek, na co my z Shionem tylko grzecznie i z zaciekawieniem przysłuchiwaliśmy się rozmowie.
  Z nieskładnych zeznać trzeciego oficera Madarame wynikało, że przegrał losowanie o to, kto tego południa ma się opiekować uroczą panią porucznik. Po prostu pech chciał, że wylosował krótszą zapałkę i cały dzienny plan sparingowy wziął w łeb. Ponadto nie trzeba być członkiem naszej dywizji żeby wiedzieć, że mała Kusajishi to niezłe ziółko to i porządnie dała w kość swojemu Łysolkowi. Najpierw gdy pozwolił sobie uciąć drzemkę, poczęła rysować na jego glacy co jej tam tylko przyszło do różowej główki, a gdy wreszcie raczył się obudzić i wściekły pójść się umyć, ona gdzieś zniknęła. Mając przed oczami obrazy swojej brutalnej śmierci, poprzedzonej torturami z rąk Kenpachi’ego z rosnącym niepokojem przeszukiwał całe Seireitei. Znając także upodobanie małej porucznik do przebywania w pobliżu kapitana Kuchiki, nie mógł pominąć tegoż oddziału. Nawet ośmielił się wejść do jego gabinetu co w najlepszym wypadku skutkowało wybiegnięciem stamtąd będąc gonionym przez płatki wiśni. Ostatecznie dał sobie spokój z szukaniem i z duszą na ramieniu ruszył do pomieszczenia należącego do jego dowódcy by powiadomić o zaistniałym fakcie i mało na zawał nie zszedł, gdy się okazało, że mała Yachiru smacznie sobie spała na stosie papierów pod okiem Zaraki’ego. Najważniejsze, że to się dobrze skończyło dla jego skóry…dla porucznik też oczywiście, lecz cała ta sytuacja zszargała mu tyle nerwów, że teraz potrzebował tylko jednego. Sake.
  Jak też zdążyłam zauważyć, nasze towarzystwo zdążyło opróżnić już kilka butelek, przez co słychać było coraz dziwniejsze rozmowy a także coraz głośniejsze śmiechy. Sama nie wiem, czy to moje szczęście, że jestem abstynentką. W sumie, można się było pośmiać z nieco pijackich wywodów filozoficznych i porozmawiać z równie nie zainteresowanym alkoholem Ouko. Nasza wymiana zdań aktualnie zeszła na temat: „co udało Ci się osiągnąć pierwszego dnia w nowym oddziale?”
-  Ja byłem na poważnej misji razem ze swoim porucznikiem. Wschód 56 okręgu został zaatakowany przez całkiem spore stadko Pustych. Zostałem oficjalnie pochwalony przy wszystkich członkach dywizji. A jak u Ciebie?
-  Ja zdążyłam wyrobić sobie wroga w jednej z najważniejszych osobistości w oddziale i nic nie robiąc stałam się pośmiewiskiem całej reszty. I co, łyso…
-  JA WCALE…HYP!...NIE JESTEM ŁYSY! – poziom decybeli w głosie Ikkaku powalił Renji’ego, który padł jak długi na podłogę i po chwili słychać było od niego donośne chrapanie, natomiast mnie pchnął w stronę Shiona tak, że oboje się przewróciliśmy. Sam Madarame moment później wyglądał, jakby sytuacja z przed chwili nie miała miejsca. Po tym jak przywróciliśmy się z powrotem do pozycji siedzącej i stwierdziliśmy, że towarzystwo świetne zajmie się sobą same, opuściliśmy pomieszczenie by zaczerpnąć świeżego powietrza oraz wrócić już do siebie.
  Idąc do rozwidlenia dróg gdzie mieliśmy się rozstać, rozmawialiśmy jeszcze trochę o wszystkim i o niczym. W końcu jednak nadszedł czas by każde z nas poszło w swoją stronę, więc pożegnaliśmy się i on poszedł do dywizji 9, natomiast ja wskoczyłam na dach. Nie miałam jeszcze ochoty by wrócić do swojej kwatery, jednak spacerkiem skierowałam się na dach swojego baraku. Usiadłam sobie na brzegu zwieszając nogi i dyndając nimi niczym mała dziewczynka. Patrzyłam sobie w gwiazdy błyszczące na granatowym niebie, gdy nagle usłyszałam z boku narastający szmer. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Yumichikę pędzącego na złamanie karku z takim przerażeniem w oczach, jakby go ktoś co najmniej gonił z lokówką. Na moje usta wpłynął uśmiech, który szybko przerodził się w gwałtowny i niepohamowany chichot, gdy minął mnie z taką prędkością, że aż wiatr zmierzwił mi włosy.
  Zastanawiałam się chwilę, przed czym on tak uciekał, jednak odpowiedź nadeszła chwilę potem. A raczej nadbiegła. Była to niewysoka dziewczyna o kruczoczarnych włosach i lekko szatańskim uśmieszku. Miała na sobie prawdopodobnie kapitańskie haori, lecz i jego kolor i barwa kimona zupełnie jakby się zamieniły miejscami. Nagle dziewczę widząc mnie zatrzymało się i zmierzyło mnie wzrokiem. Po chwili uśmiechnęła się bardziej i spytała:
-  Czy widziałaś może,  w którą stronę pobiegł Yumiś?
  Ja sama nie mogąc wykrztusić słowa jedynie pokazałam ręką odpowiednie kierunek i patrzyłam jak pani kapitan żegnając się, rusza z powrotem tropem piórkookiego. Po chwili wróciłam jednak do kontemplowania układów gwiazd na niebie. Nie wiem ile czasu minęło, gdy znów usłyszałam szelest. Tym razem z drugiej strony, więc nie znów się podniosłam i jak wcześniej zaatakował mnie duszący chichot, tak teraz nie mogłam się powstrzymać przed głośnym i gwałtownym śmiechem oraz tarzaniem się po dachu trzymając kurczowo za brzuch. Otóż pokazał się oczywiście znów Ayasegawa, lecz tym razem jego wygląd jawił się nieco inaczej niż przedtem. Otóż z połowy jego włosów na głowie powstało mnóstwo warkoczyków sterczących we wszystkie strony, a jego pomarańczowy rękaw wisiał gdzieś u dołu kimona. Było jeszcze kilka odstępstw od jego zwykłego wyglądu takich jak kolorowe plamy na twarzy nieznanego pochodzenia, lecz nie byłam w stanie się przyjrzeć przez przepełnione łzami oczy. Chłopak zatrzymał się tylko na chwilę by zmierzyć mnie morderczym wzrokiem, po czym wszedł do siebie. Mam niejasne przeczucie, że oberwie mi się za to wyśmianie osoby piątego oficera, jednak te przepiękne obrazy w moich wspomnieniach są tego warte.
----------------------------
Drobne wyjaśnienie - w notce pojawiła się pewna osóbka, na prośbę Murasaki. Jest to kapitan 14 oddziału, Oukami Kuro. Po więcej informacji proszę się zgłaszać do niej xD 
Mam też niejasne przeczucie, że roi się tu od błędów ._.
I pewnie możecie uznać, że ta notka jest dość nudna, bo niewiele się tu dzieje, jednak musiałam ją napisać by pewne sprawy były potem jasne. Nie lubię niedomówień xD 
I oczywiście standardowo proszę o komentarze :3

8 komentarzy:

  1. CIESZĘ SIĘ.
    bejrgpfiusdgjykpwrt;ghnurtp;hw
    Umarłaś mnie XDDD *le chichot*
    To było cudowne <3
    Neeeemu D: Biedne, niekochane dziecko D

    Och, dziękuję <3 Kuroś zacna ci wyszła, powiadam ^u^ Takie małe, szatańskie coś <3

    Ta notka była nudna? D:
    Nie, nie była, ani trochę <3
    I, co tu dużo mówić- podobało mi się straszliwie i bardzo i w ogóle...
    Błędów nie widziałam :D

    Weny ci życzę *le ukłon*
    Bajoszkaa~

    OdpowiedzUsuń
  2. *^* Serek ma zaciesza.!
    To świetnie wyszło: Nemu, Yumichika... Aż dziękuję mojej wyobraźni za ten obraz zmaltretowanego Yumichiki ^^. O akcji pijanego Ikkaku nawet nie wspominam, była jak wycięta z oryginału xD
    I to ani trochę nie było nudne, ja chcę więcej i częściej.!
    Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie: nasza-milosc-zakazany-owoc.blogspot.com
    Pozdrawiam ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiś czas temu zaczęłam czytać no i tak czekam, czekam i czekam, a tu nic. Nagle pewnego paskudnego dnia wchodzę patrze, kolejny post. Miałam taki zaciesz, dlatego, że wyszedł mega, dławiłam się ze śmiechu. Nic nie przebije kapitana 12 oddziału, on mnie zawsze rozbraja. Nie było to nudne w żadnym stopniu. Teraz tylko zostaje czekać na kolejny rozdzialik. W między czasie jeżeli chcesz to zapraszam do mnie na http://zu-chan-story.blogspot.com/ moja własna nie zobowiązując historia. Prowadzę jeszcze bloga o Fairy Tail(który nie ma nic wspólnego ze wcześniej wspomnianym tytułem ;P) http://fairytailmafiastory.blogspot.com/
    To czekam na więcej ^v^

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :D
    Dużo czekałam na tą notkę i naczekałam się ,hurra! ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Mayuri jak widzę się nie opiernicza tylko od razu się do dziewuszki dobiera. :) Pedofilia, podawanie narkotyków nieletnim, porwanie, przetrzymywanie wbrew woli, kiepski wystrój wnętrz, oj człowieku, tj. shinigami, ale Ci zarzuty postawią...
    Tak przypuszczałam, że Kurosia się tam pojawiła... Te warkoczyki... Buu, ja myślałam, że po pijaku dzieciaka zrobią (Yumiś i Matsuś), a tu takie rozczarowanie. :-( Mam nadzieję, że świąteczny łanszocik trochę nas rozpieści. :D
    P.S - a ten rysunek, który rysowałam i usuwałam ok. 456723827827 razy nadal nie skończony. Skończy się na tym, że narysuję słodką dziewczynkę w sukience w plamki, a w tle łąka, Yumiś i kwiatki -fanart.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na wstępie powiem krótko - warto było czekać na kolejny rozdział! Jak zwykle zaserwowałaś nam solidną porcję humoru i akcji, opisanych ślicznym, lekkim stylem. Czytając to opowiadanie cały czas mam wrażenie, że pisanie przychodzi Ci wyjątkowo łatwo i jest dla Ciebie świetną zabawą, a przecież to jest najważniejsze :D
    No tak, cały Mayuri - porywa niewinnych by przeprowadzać na nich swoje szalone eksperymenty xDDD Chociaż w tym wypadku jestem bardzo ciekawa, czego zdoła się dowiedzieć na temat Matsuki.
    A biedna Nemu po raz kolejny jest poniewierana :( Zawsze jest mi jej szkoda...
    No tak, elita Gotei 13 nie przepuściła by okazji, by nie wyprawić hucznego przyjęcia ;D Opis samej imprezy bardzo mi się podobał - świetnie oddałaś zachowanie każdej z postaci, a opowieść Ikkaku rozbawiła mnie prawie że do łez xDDD Biedak, Yachiru zawsze daje mu w kość, ale chyba gorzej w kość dostałby od swojego kapitana, gdyby "zgubił" panią porucznik xDDD
    Scena z uciekającym Yumichiką i goniącą go pani kapitan mnie rozwaliła. A potem powrót naczelnego pięknisia w warkoczykach... Epicka scena i wcale nie dziwie się Matsuki, że nie mogła powstrzymać się od śmiechu xDDD
    Podsumowując - chcę więcej, więcej i jeszcze raz więcej rozdziałów od Ciebie!
    Pozdrawiam serdecznie ;***

    OdpowiedzUsuń
  7. Trzeba coś zrobić, żeby Kurotsuchi nie dręczył biednej Matsuki :D Jak Ci tak nagle wyskakuje zza rogu, toż to zawału można dostać. No powiedzmy sobie, on to modelem być nie może ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. Suchary Renjiego boskie, ale tak się zastanawiam co by było gdyby zamiast spaść na niego, Matsuki spadła sobie na.. kapitana Kuchiki? :D Jednak ma trochę szczęścia
    Rozwalił mnie Ikkaku 'wcale nie jestem łysy!' xD

    OdpowiedzUsuń

Skromna ja :3

Moje zdjęcie
Łódź, Łódzkie, Poland
Jeden z najgorszych pod względem częstotliwości pisania autor. Gram sobie w Ligo Lego i ostatnio wróciłam do anime, więc chcę wrócić także tu. Mój twitter to kontaktu: https://twitter.com/Psyducklingok