Tym razem wracam po trzech miesiącach...coraz gorzej ze mną D: No, tak już jest, kiedy nikt mi nie truje nad głową "pisz, pisz, pisz, pisz" i tak dalej ;_; Jeżeli następnym razem znów będę się tak obijać, daję wam pełne prawo, by napisać do mnie na gg (w profilu) bądź na asku (http://ask.fm/Matsukis) by mnie podnieść na duchu podczas wenowej deprechy, prosić, skrzyczeć, zganić, strofować, grozić, czy co też wam do głowy przyjdzie xD
Mam też dużą prośbę - jeżeli ktoś chce, bym go powiadamiała o nowych notkach gdziekolwiek, proszę, by pod tym postem lub na podane wcześniej środki komunikacji ze mną zostawił mi taką informację, bo już sama się gubię do kogo mam pisać, a do kogo nie :c
No to tego - zapraszam C:
-----------------------------------------------------------------------------------------
Słońce powoli wznosiło się na horyzont, leniwie oświetlając mijane
przez mnie uliczki Seireitei. Wydawało się, jakby cały Dwór wciąż był
pogrążony we śnie...w sumie była zaledwie piąta rano.
Już niedługo po otrzymaniu przez mnie piekielnego motyla, dotarłam
do bram Dywizji Pierwszej i skierowałam się w stronę kwater
Wszechkapitana. W sumie nie dość, że w miarę szybko tu przybyłam, to
jeszcze pędziłam niemal na złamanie karku. W końcu jeśli sam Generał
Głównodowodzący wzywa zwykłą oficer coś się musiało stać. Tuż przed
przekroczeniem progu gabinetu, zatrzymałam się, by sprawdzić swój stan
ogólny.
Włosy - uklepać, uklepać...ujdzie.
Mundur - przetrzepać z pyłków - jak nowy.
Oddech - no...bądźmy szczerzy. Jeśli tylko będziemy trzymać pewną odległość to da radę.
Bilans - zawsze mogło być gorzej.
Wzięłam głęboki wdech, możliwie uspokoiłam łomot serca i odsunęłam
drzwi. Właściwie nie wiem, czego się spodziewałam. Kapitana siedzącego w
ciszy i popijającego herbatkę w towarzystwie swojego porucznika, czy
stada słoni paradnych i wielkiego transparentu oraz orkiestry...no w
każdym razie spodziewałam się czegoś. Tego, że nie zastanę nikogo, już
niestety nie. Zasunęłam z powrotem drzwi i w momencie gdy chciałam się
odwrócić usłyszałam krzyk.
-Szósty oficerze Kyorinu!
Zwróciłam swoją głowę w stronę głosu i ujrzałam tam machającego
porucznika Sasakibe. Uśmiechnęłam się i szybko do niego podbiegłam.
- Kapitanowie już czekają, proszę za mną - dodał, gdy już
znalazłam się blisko i ruszył przodem kierując się w stronę baraków.
Zaraz...kapitanowie? To będzie ktoś jeszcze? No pięknie. Dlaczego ja
zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatnia? Co za życie.
Szłam tuż za białowłosym, rozglądając się uważnie. Poprowadził mnie
przez baraki na tyły oddziału. Tam weszliśmy do naprawdę maleńkiego
lasku, a gdy wyszliśmy, przed naszymi oczami ukazał się wysoki mur.
Skręciliśmy w prawo i szliśmy wzdłuż niego, aż zobaczyliśmy maleńki
budyneczek z jedną parą drzwi. Porucznik otworzył je i zaczął schodzić
po schodach. Po kilku minutach zeszliśmy na sam dół, gdzie czekały na
nas następne drzwi.
- Ja dalej iść nie mogę - rzekł porucznik, stając obok i otwierając je przede mną.
- Tak, dobrze - powiedziałam cicho i przeszłam przez następny próg. Drzwi zamknęły się z cichym łoskotem.
Znalazłam się w małym pomieszczeniu, oświetlonym jedynie dwiema
pochodniami wiszącymi na ścianie. Na środku stał stół, a przy nim trzy
krzesła z czego jedno było zajęte przez Wszechkapitana. Przywitałam się
szybko, kłaniając nisko, a on kazał mi usiąść na drugim miejscu. Szybko
wykonałam polecenie i wróciłam do rozglądania się po pokoju. Zimne
kamienne ściany, nisko sklepiony sufit...przytulne miejsce na spotkanie,
nie ma co. Nagle w jednym z mocno zacienionych rogów coś poruszyło.
Szelest materiału, ciche kroki. Podskoczyłam na miejscu, gdy nagle tuż
przed mną wyrosła wymalowana twarz.
- Kapitanie Kurotsuchi! - krzyknęłam nie bardzo nad sobą panując.
- Zgadłaś - wyszczerzył się szyderczo i odsunął, a następnie zasiadł na wolnym miejscu.
Jeszcze przez chwilę uspokajałam swoje serce patrząc wilkiem na dowódcę Dwunastej Dywizji, gdy odezwał się Wszechkapitan.
- Na sam początek muszę zaznaczyć, że obecne spotkanie jest
całkowicie tajne i nikt nie ma prawa dowiedzieć się o nim. Czy to jasne?
- Tak - odparłam.
- Kapitanie - zwrócił się do trzeciego z naszej grupy - możesz zaczynać.
- Tak, tak. Zacznę od istotnego pytania: czy nadal nie pamiętasz nic co mogło się dziać przed twoim przybyciem do Rukongai?
- Nie...prawdopodobnie coś musiało się stać podczas pogrzebu duszy,
tak mi mówił porucznik Renji... - powiedziałam marszcząc nieco brwi.
- Otóż nie. Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewny, że
nie pochodzisz ze Świata Żywych. Właściwie, to nie pochodzisz z żadnego
znanego ogólnie wymiaru. - na moment zapadła cisza. Złote oczy
Mayuri-sama świdrowały mnie, z kolei ja zbierałam szczękę z podłogi.
- A-ale jak to...? To niby jak, że co... - nie mogłam się wysłowić, więc uciszył mnie jednym ruchem ręki.
- Dawno temu, w swoim Instytucie trafiłem na prywatne zapiski
Urahary. Mówiły coś o istnieniu świata zwanego Maureen Tira*. Nie
zagłębiałem się w to jednak, gdyż miałem mnóstwo innych obowiązków,
informacji było bardzo mało. Szybko o tym zapomniałem. Około sześć lat
temu w obrzeżach Rukongai na dosłownie kilka sekund odezwała się dziwna
siła. Zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Gdy na miejsce dotarli
wysłani przez mnie badacze znaleźli tylko kamienny łuk. Zerowa
aktywność. Dziwne, prawda? Po spotkaniu ciebie wspomnienia powróciły.
Tym razem postanowiłem nie porzucać badań tak wcześnie. Wróciłem do
owego łuku by obejrzeć go na własne oczy, gdy zdarzyło się coś... -
urwał pocierając swą brodę i wzdychając ciężko - coś dziwnego. Jestem
shinigami, który z reguły stoi twardo na ziemi, nie wierzę w nic, czego
nie można by potwierdzić naukowo. Wtedy jednak wydarzenia zdawały się
być zupełnie oderwane od rzeczywistości.
*
Kapitan Dywizji Dwunastej stał na wysokim wzgórku tuż obok
kamiennego łuku. Obchodził go dookoła, przechodził pod nim, stukał,
pukał i klął na czym świat stoi.
- O co tu chodzi?! - irytował się. W końcu usiadł na
rozkładanym stołeczku naprzeciwko budowli patrząc na nią i czekając. A
nuż widelec coś się stanie...na przykład ożyje i zacznie tańczyć
kankana, czy też zaprosi dowódcę na herbatkę. W pewnym momencie
mężczyznę z zamyślenia wyrwał cichutki szelest gdzieś za jego plecami.
Odwrócił się w stronę dochodzących dźwięków. Najpierw wydawało mu się,
że nic tam nie ma, lecz po chwili spomiędzy drzew wyszedł na oko
dziesięcioletni chłopiec, o smolistoczarnych włosach; jego oczy były
równie ciemne, niczym dwa małe węgielki. Przez chwilę mierzyli się
wzrokiem, aż w końcu Kurotsuchi pierwszy zabrał głos.
- Czego tu szukasz, mały?
- To Brama Wyjściowa - powiedział powoli, jakby nie usłyszał pytania - nie ma pan tu czego szukać, bo nic pan nie znajdzie.
- Skąd...skąd możesz to wiedzieć...?
- Mogę panu pokazać Wejściową. Jest tam - wyciągnął rękę i wskazał paluszkiem bliżej nieokreślony kierunek.
- "Tam" jest wiele rzeczy - westchnął teatralnie.
- Mogę panu pokazać - powtórzył, wyciągając drugą dłoń w stronę mężczyzny - musi się pan mocno trzymać.
Wyczuwając w owym dziecku jedyną szansę odkrycia dręczącej go tajemnicy, złapał go niepewnie za dłoń.
- Mocno - powiedział jeszcze raz, cierpliwym tonem, którym mama
poucza swoją pociechę, co niezbyt spodobało się kapitanowi, jednak
zagryzł język - tak lepiej.
Chłopiec zaczął iść przed siebie, ciągnąc mężczyznę za rękę. Z
początku wędrówka zdawała się nie różnić niczym od każdej innej. Po
chwili jednak mijane przez nich obrazy zaczęły przyspieszać, aż w końcu
były jedną wielką plamą w ruchu, mimo, iż ani na chwilę nie zmienili
swojego tempa. Jedyne, co dowódca widział wyraźnie, to jego przewodnik i
błyszcząca złota bransoletka na jego nadgarstku. Zaledwie po kilku
minutach wszystko na powrót zaczęło zwalniać, aż wróciło do normy.
Czarnowłosy zatrzymał się i wskazał palcem niemal identyczny łuk.
- To tutaj.
Kurotsuchi rozejrzał się. Jakim cudem, znajdowali się w
całkowicie innym końcu Rukongai? Taka wędrówka powinna zająć co najmniej
kilka godzin...Z tym dzieciakiem jest zdecydowanie coś nie tak, jednak
postanowił na razie tego nie roztrząsać. Zamiast tego podszedł do
kamiennej budowli. Na pierwszy rzut oka zdawała się nie różnić niczym od
tamtej, jednak przy bliższych oględzinach wyczuwalna była delikatna,
nieznana energia.
- Pan zobaczy, jak mi nie wierzy - powiedział mały, biorąc do
ręki kamień. podrzucił go kilka razy w ręku i rzucił w stronę Bramy.
Leciał gładko, aż w końcu znalazł się pomiędzy ramionami łuku, gdzie
błysnął jasnym światłem i zniknął. - widzi pan? Tak jak mówiłem. Brama
Wejściowa.
Powiedziawszy to, nie dał mu czasu na odpowiedź, gdy w mgnieniu oka znalazł się tuż przy przejściu.
- Ale musi pan wiedzieć jedno - jeśli nieumiejętnie się przez
nią przechodzi, można zapomnieć wiele rzeczy. To samo dotyczy Bramy
Wyjściowej - błysnął złotą bransoletką i znikając w portalu zostawił
dowódcę sam na sam z nowymi faktami.
*
Słuchałam go całkowicie zbita z tropu. Jego historia wydawała
naprawdę nierealna, a gdy do całości dochodził fakt, że jeszcze jej nie
skończył, wcale mi nie pomagała.
- Więcej owego chłopca nie spotkałem. - kontynuował - Tego samego
dnia zebrałem kilku członków mojej dywizji, by przyjrzeć się temu
bliżej. Oczywiście nie obyło się bez testowania. Jednemu z nich
wręczyłem własne oko, bym mógł widzieć, to, co dzieje się po drugiej
stronie. Wtedy dopiero zwróciłem uwagę i w pełni zrozumiałem słowa
dzieciaka - eksperyment, który posłałem na drugą stronę dostał niemal
całkowitej amnezji. Chyba nigdy się tak nie wściekłem. Straciłem wtedy
oko oraz wgląd do tamtego wymiaru. Plus był taki, że wreszcie mogliśmy
się dalej posunąć w badaniach. Prawdopodobnie portal w bramie wpływał
znacząco na część mózgu odpowiedzialną za pamięć długotrwałą. Żeby móc
bezpiecznie przejść przez Bramę, należy mieć ze sobą coś, co tworzy pole
ochronne. Przykładem takiego przedmiotu jest wspomniana przez mnie
złota bransoletka chłopca. Udało mi się stworzyć coś takiego, jest to
jednak srebrny pierścień.
- Wiadomo, czy dobrze działa? - przerwałam, nie mogąc znieść
powolnego rozjaśniania sytuacji, jednak zostałam zgromiona za to
spojrzeniem. Przymknęłam się i siedziałam cicho.
- Tak. Mam kilka takich sprzętów, byłem nawet w tym wymiarze wraz z
kilkoma shinigami. Rozejrzeliśmy się po terenie. Dziwne to miejsce, nie
powiem. Ludzi tam zamieszkujących nie można nazwać ani żywymi ani
martwymi; są jakby zawieszeni pomiędzy tymi stanami. Tam nie istnieje
nic takiego jak śmierć naturalna, jest tylko morderstwo. Nad całą krainą
panuje król. Podlega mu kilka pomniejszych wsi. Poza nim są tylko
rozległe niezamieszkane lasy. Wymiar nie jest duży. Udało nam się
porozmawiać z mieszkańcami. Na podstawie uzyskanych od nich informacji
udało nam się złożyć w całość pewną historię. Opowiada ona o szóstce
ludzi, stworzonych przez chorego na umyśle pseudonaukowca. Każde z nich
otrzymało moc, dzięki której byli w stanie przywoływać naprawdę silne
demony. Naznaczeni, bo tak ich nazywano, podczas transformacji zostali
napiętnowani. Każdemu z nich, pozostało na ciele znamię, wskazujące na
ich odmienność oraz potężną moc. Owe znamię przedstawiało również
zwierzę, gdyż to właśnie takie postaci przyjmowały ich demony.
Na moment, który wydawał się wiecznością w pomieszczeniu zapadła
cisza. Wpatrywałam się tępo w prawą rękę, czując, jak na sercu osiada mi
ciężar. Oddech zrobił się płytki.
- Nie...nie...po prostu nie. To nie może być prawda... - szeptałam, uśmiechając się głupkowato, praktycznie nieświadomie.
- Ciekawe...bardzo ciekawe... - mówił kapitan Kurotsuchi, bacznie mnie obserwując.
- Przepraszam, ale co jest takie ciekawe? - spytałam patrząc na
niego z wyrzutem, jednak widząc, że odpowiedzi nie doczekam, dodałam -
Pff. A przepraszam, że w ogóle zapytam, ale czy zostałam o tym
powiadomiona, tylko po to, by wywrócić moje życie do góry nogami, czy
jednak jest w tym jak jakiś ukryty sens, którego nie widzę?
- Jest - wtrącił Wszechkapitan, o którego obecności niemal
całkowicie zapomniałam - podejrzewamy, że to właśnie oni stoją za
atakami w Rukongai. Wyjaśniałoby to brak żadnych wskazówek. Mają oni
zupełnie inny rodzaj energii, to właśnie dlatego nie mogliśmy
zidentyfikować ich, ani z niczym porównać.
- Sprytni są - mruknęłam, lecz po chwili dodałam nieco głośniej - ale jaki mieliby cel w atakowaniu Soul Society?
- Całkiem możliwe, że chodzi właśnie o ciebie. Jesteś brakującą
członkinią, z pewnością cię do czegoś potrzebują. Do czego? Tego nie
wiemy. Jeszcze. Jednak jest sposób na to, by się tego dowiedzieć. Musisz
ich rozpracować od wewnątrz.
- Słucham? - ja się chyba przesłyszałam. Jestem potrzebna reszcie
Naznaczonych, by dokończyć jakiś chory rytuał czy inne bardzo
niebezpieczne coś, a oni chcą mnie do nich wysłać? To tworzy perfekcyjny
sens, o tak.
- To co usłyszałaś. Uprzedzając twoje pytanie - jeżeli się do nich
dostaniesz, możesz w miarę możliwości opóźniać wszystko. Oczywiście i
tak musimy trochę odczekać. Musisz stać się silniejsza, najlepiej, jeśli
opanowałabyś bankai - powiedział kapitan Kurotsuchi.
- Bankai? To przecież wymaga około dziesięciu lat pracy! Czy my przypadkiem nie mamy mało czasu?
- Niekoniecznie dziesięciu. Można ten czas optymalnie skrócić,
jednak szczegółów dowiesz się później. Ponad to, czy zauważyłaś ostatnio
coś dziwnego w swoim życiu?
- Eee to znaczy? - lekko zbiła mnie z tropu ta nagła zmiana tematu.
- Przez ostatnie kilka tygodni kilkakrotnie trafiałaś pod moje
skrzydła. Aplikowałem ci dawki pewnej mikstury, która wspomagała i
zwiększała twoją odporność. Aktualnie twoja regeneracja zdrowia i
leczenie ran jest tak przyspieszona, że gdybym wbił ci miecz w brzuch na
wylot i przekręcił kilka razy, po kilku minutach nie byłoby ani śladu.
Chcesz może spróbować? - wyszczerzył zęby w swym psychopatycznym
uśmieszku.
- No może niekoniecznie, wierzę panu, kapitanie. - wyciągnęłam przed siebie ręce w obronnym geście, i odsuwając się nieco.
- Jak chcesz - odparł, niezbyt zadowolony - gwoli ścisłości -
informacje o Maureen Tira i tak już niedługo będą ogólnie znane, jednak
element dotyczący Naznaczonych musi na razie pozostać w tajemnicy. Nikt
ani nic nie może o tym wiedzieć.
- Dobrze, ale ja się jeszcze nie zgodziłam!
- Biedna...myśli, że ma wybór. Oświecę cię - nie masz. Zrobisz to, dla większego dobra.
- Ale...ale! To jest...takie argh! - umilkłam wiedząc, że nic już z tym nie zrobię. Przegrałam.
- Widzę, że jednak nie będziesz sprawiać problemów. To dobrze. Do
czasu aż wyślemy cię do twej ojczystej krainy będę na bieżąco
monitorował twoją siłę, odporność i tym podobne. Raz na tydzień powinno
wystarczyć.
- Tak jest - mruknęłam.
- Cieszę się, że ty także się cieszysz. Możesz już iść. I pamiętaj - ani słowa!
-
Tak jest - wstałam z krzesła i skierowałam się do drzwi, gdy nagle się
zatrzymałam i odwróciłam z powrotem do nich - mam jeszcze jedno pytanie.
- Mianowicie?
-
Jeżeli pochodzę stamtąd, a według pańskich informacji, kapitanie, oni
mają zupełnie inny rodzaj energii duchowej...jakim cudem nikt do tej
pory tego u mnie nie zauważył?
- Dobre pytanie - kapitan Kurotsuchi zmrużył powieki - niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie.
- No tak. W takim razie - do widzenia. - powiedziałam i wyszłam.
Paręnaście minut później szłam sobie już spacerkiem próbując przetrawić
jakoś nową sytuację w której się znalazłam. Zostałam postawiona przed
faktem dokonanym, no...jakby to ujął mój partner "wyjątkowo niepięknie".
Mam opanować w miarę szybko bankai, robić nie wiadomo co, a potem udać
się do tego całego Mauer...Maore...Ma-coś tam i dołączyć do jakichś
psycholi, którzy mniej lub bardziej są odpowiedzialni za...za wydarzenia
dnia wczorajszego. "Dla większego dobra", tak? No jasne - "jeden za
wszystkich, nikt za jednego". Mam współpracować z wrogiem, bo tak jest
lepiej dla ogółu. Ze złości na wszystko, wszystkich, a najbardziej na
samą siebie kopnęłam mały kamyczek, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię.
Uniosłam głowę by spojrzeć na osobę, która śmie przerywać teraz moje
rozmyślania, gdy nieoczekiwanie zostałam zgnieciona w nagłym uścisku.
- Matsuki!
- Em...tak, to właśnie ja - odparłam wciąż zbita z tropu. Objęcia nagle zelżały, aż w końcu w ogóle ustały.
- Shion...? Czy ja o czymś nie wiem?
-
Nie skąd, to nie tak! - zaczął machać rękami w geście obronnym, aż w
końcu zaprzestał wydurniania się i powiedział poważniej - po
prostu...słyszałem o...tym co się stało wczoraj...
- Nie kończ, okej? Naprawdę, nie mam ochoty o tym z nikim rozmawiać.
- Ale...
- Po prostu nie. Jeżeli jesteś moim przyjacielem to to zrozum.
- Jak chcesz. A tak właściwie, to co tu robisz?
- Spaceruję sobie - uśmiechnęłam się, choć czułam, że nie było to szczere.
- Czy...czy coś cię trapi? Poza oczywiście... - urwał szukając słów, lecz i tak mu to ułatwiłam.
-
Nie, skądże. A nawet jeśli, to dam sobie radę sama. Są rzecz, o których
nie musisz wiedzieć - powiedziała twardo, jednocześnie strofując się
wewnątrz o chłodne traktowanie chłopaka - pozwól, że się już pożegnam.
Spieszę się.
Nie czekając na odpowiedź odwróciłam się na
pięcie i ruszyłam w stronę swej dywizji. Gdy odeszłam kilka kroków
usłyszałam jedno zdanie, które ścisnęło mi serce.
- Jak chcesz, ale pamiętaj - wiem więcej, niż może ci się wydawać.
Co to mogło oznaczać? Nie wiem. Przyspieszyłam tylko kroku, aż w końcu
biegłam potykając się o własne stopy czy też przepychając się przez
shinigamich. Chciałam jak najszybciej znaleźć się u siebie...jednak
chyba nie było mi to dane. W sumie, co kogo może obchodzić to, czego ja
chcę? No, na pewno nie jego.
- Oh, a kogoż to moje piękne oczy
widzą? - powiedział kąśliwie Yumichika, wyglądając z nad lusterka
trzymanego akurat w dłoni - Kyorinu we własnej osobie.
- Mam
imię, ciołku - warknęłam, na co on tylko uśmiechnął się pobłażliwie i
potargał mi włosy dłonią. Zacisnęłam pięści, lecz szybko odpuściłam. Nie
daj się sprowokować, dziewczyno.
- Tak tak, buraczana głowo.
-
No...! To już jest cios poniżej pasa! Ty...ty...piórkowaty narcyzie...!
- zaperzyłam się. W końcu prawo mówić na mnie "Buraczek" i tylko
"Buraczek", ma tylko moja kochana porucznik.
- Dobrze, skończ
już, bo tak się zapowietrzysz, że pękniesz - zaśmiał się z własnego,
nieśmiesznego żartu i teatralnie otarł łezkę z kącika lewego oka - tak
już poważniej...dlaczego zniknęłaś rano?
- Em... - urwałam nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciałam kłamać, ale prawdy powiedzieć mi nie wolno...
- Dobra, jak chcesz. Nie męcz się. Masz prawo mieć przede mną tajemnice - mruknął, wracając do podziwiania swego odbicia.
Uff...ulżyło mi. Jego brak zainteresowania zdecydowanie ułatwiał mi
życie. Choć z drugiej strony zastanawiałam się, czy to jego
zainteresowanie sobą jest bardziej chore, smutne czy zabawne?
- Twoje odbicie nigdy ci się nie znudzi, prawda? - spytałam.
-
Czy coś równie pięknego mogłoby się znudzić? Poza tym na chwilę obecną
przyglądam się nowym piórkom, które dziś nabyłem. Piękne, nieprawdaż?
-
Jakoś...nie widzę różnicy...właściwie to wyglądają tak samo... -
powiedziałam powoli, bacznie obserwując jego ozdoby i szukając choć
najdrobniejszego szczegółu jakim mogłyby się różnić.
- Tak
samo? TAK SAMO?! Ależ z ciebie ignorantka. Tamte były szkarłatne, a te
są o barwie różu pompejańskiego! Z kolei te są kanarkowe, kiedy
poprzednie były cytrynowe! Czyż to nie jest ogromna różnica?!
-
A czy ja wiem? Żółty to żółty, czerwony to czerwony - burknęłam.
Ayasegawa westchnął teatralnie i wyraźnie stwierdził, że nie ma sensu ze
mną rozmawiać.
- Okej, to ja muszę już iść - rzuciłam niby od niechcenia.
- Dokąd? - czysto grzecznościowe pytanie, zero zainteresowania.
-
Idę na herbatkę do kapitana Kurotsuchi'ego. Będziemy rozprawiać o
wyższości operacji bez znieczulenia nad narkozą podczas zabiegów na
mózgu.
- Aha.
Gdyby nie był aż tak zapatrzony w
siebie mógłby się zainteresować, dlaczego jego jedyna podwładna chadza
do najdziwniejszego dowódcy w całym Seireitei w odwiedziny. Ale jednak
był zapatrzony. Nawet sobie nie wyobrażał, jak bardzo idzie mi teraz na
rękę.
Ruszyłam przed siebie i ledwo wyszłam za róg, gdy coś
małego rzuciło się na mnie i przygwoździło do ziemi. Ile jeszcze
można...
- BURACZKU~!
- Pani porucznik! Ile razy
można ci powtarzać, że moje żebra nie są z gumy i się łamią... -
jęknęłam, masując obolałe miejsce. Zdziwiło mnie tylko, że po zaledwie
kilku sekundach ból zniknął...ach tak...Mayuri-sama coś o tym
wspominał...
- Ale Buraczku~! - usta różowowłosej wygięły się w podkówkę, a oczy leciutko zaszkliły się.
-
No...no już dobrze - westchnęłam i uśmiechnęłam się od niej, na co
rumiana twarzyczka młodej szybko się rozjaśniła - a tak właściwie...to
gdzie zgubiłaś Ikkaku? Miał się dziś tobą przecież zajmować, podczas
poranno-popołudniowo-wieczornej drzemki Ken-chana...
- To nie ja go zgubiłam - powiedziała poważnie, po czym dodała konspiracyjnym szeptem - on sam się zgubił!
-
Taak? To może go razem poszukamy? - powiedziałam, choć i tak
wiedziałam, co jest powodem 'zagubienia' naszego trzeciego oficera.
-
Tak! Chodźmy, chodźmy! - zaśpiewała młoda ciągnąc mnie za rękę. W
sumie, nie musiałyśmy długo szukać. Upite zwłoki Madarame leżały w
cieniu drzewka parę uliczek dalej. Yachiru zaczęła na niego krzyczeć,
lecz nawet to nie było w stanie go obudzić. Kucnęłam obok niego i
zaczęłam tykać go palcem w policzek.
- No, panienko Kusajishi -
powiedziałam cicho - co zamierzamy z nim zrobić? Przydałoby się go
ukarać, za takie perfidne zgubienie się, nieprawdaż?
- Tak tak! Ukarać! - ucieszyła się dziewczynka.
- Tylko co by tu...
- A co wy tu knujecie?
Podskoczyłam ze strachu, aż o mało nie upadłam gdy usłyszałam głos tuż przy swoim uchu.
-
Pani kapitan! Miło panią widzieć - uśmiechnęłam się, drapiąc się z
zakłopotania w tył głowy - właściwie dlaczego kapitan Czternastego
Oddziału zawitała w naszych skromnych progach?
- Tak spacerowałam...a co ja tu widzę? Oficer na służbie się opi...
-
Zgubił, pani kapitan. Zgubił - uprzedziłam jej słowa, patrząc kątem oka
na Yachiru, która w uroczym skupieniu patrzyła na swego ulubionego
członka oddziału.
- Tak tak, racja - uśmiechnęła się lekko - ale widzę, że już się znalazł.
- Tak. I właśnie obmyślamy dla niego odpowiednią karę.
- Chyba miałabym pewien pomysł...Yachiru-chan, mogłabyś może szybko pobiec po swoje mazaki?
-
Taaess~! - Kusajishi przyjęła na swoją twarz minę, jakby dostała bardzo
odpowiedzialne zadanie i już po kilku minutach wróciła z kilkoma
pisakami w rękach.
- Bardzo dobrze się spisałaś. Mam
nadzieję, że masz ochotę porysować? Bo znalazłam idealne miejsce, na
które możesz przelać swoją wyobraźnię - powiedziała wskazując palcem na
łysinkę śpiącego. Oczy małej porucznik zabłyszczały ze szczęścia i od
razu jęła ozdabiać jego głowę.
Po zaledwie kilku minutach,
kiedy niemal cała glaca zniknęła pod obrazkami słoneczek, kwiatków,
mieczy, piesków i czego tam jeszcze młoda nie wymyśliła, a ja wraz z
panią kapitan Ōkami chichotałyśmy jak głupie.
-
Dobra robota, pani porucznik - wydusiłam z siebie i powstrzymując się
przed kolejną falą śmiechu, gdy wyobraziłam sobie minę Madarame gdy się
obudzi. Pokarało go za to, że spił się jeszcze przed południem.Yachiru
także była bardzo zadowolona ze swojej pracy.
-
Pani porucznik, chodźmy do kapitana Ukitake. Na pewno ma w zanadrzu
jakieś słodycze, a należy ci się nagroda - powiedziałam kucając obok
niej i zbierając pisaki z trawy. W tym samym momencie moje ciało
przeszył okropny ból. Straciłam równowagę i poleciałam na plecy,
zaciskając powieki i jęcząc przeciągle, gdy nagle przed oczami pojawiły
mi się pewne obrazy na których było widać skuloną postać na środku
polanki w deszczu, a głowę przeszył przenikliwy dźwięk przypominając
śmiech, który szybko przeszedł w krzyk bólu. Wszystko zniknęło tak
szybko, jak się pojawiło. Po bólu nie było śladu, jedynie moja twarz
była zlana zimnym potem.
- Czy coś się stało? - spytała pani kapitan marszcząc brwi, a Yachiru spoglądała jej zza ramieniu zmartwionymi oczętami.
- Nie nic...coś mi w kolanie przeskoczyło, ale już jest dobrze - odparłam uśmiechając się.
Nieładnie tak kłamać, ciuś ciuś.
"Nie wtrącaj się, Hebi-chan**. Nie muszę robić zbędnego szumu w okół swojej osoby"
Jak wolisz. Odwiedź mnie dziś, co? Dawno nie rozmawiałyśmy, a chyba mamy o czym, nieprawdaż? - zachichotała.
" Tak. W sumie przyda mi się to. Przyda nam obu." uśmiechnęłam się w duchu i wstałam na równe nogi otrzepując mundur.
- Chodzimy, pani porucznik - powiedziałam już uspokojona - do widzenia, pani kapitan!
Pomachałyśmy jej i ruszyłyśmy do Trzynastej Dywizji. ----------------------------------------------------------------------------
No, mam nadzieję, że nie zapomniałam zupełnie jak się piszę to moje opowiadanie x"D
* Maureen Tira - wspaniała kraina
** Hebi-chan - takie zdrobnienie dla Zanpakutou Matsuki c:
No, liczę, że następnym razem zobaczymy się szybciej :3
DEGfasnjfnhbibfthnicehgbnrvhuegbesdnxhudsf ;w;
OdpowiedzUsuńCzudowne. Opłacało się tyle czekać, ale, kochany Uśmieszku, nie zdziw się, kiedy będę ci truć o kolejną notkę, bo ja NIE MAM ZAMIARU czekać kolejny raz tak długo, o.
Naprawdę, kocham twój styl pisania. Matsuki <3
Nawet moja OC się napatoczyła :o
Wiedziałam, że to będzie coś czudnego, kiedy widziałam twoje drobne zapiski na koloniach. Noale, co ja się dziwię.
Ty potrafisz wymyślać fabułę i nie nudzić czytelnika smętami. Więc czytam z przyjemnością każdą twoją notkę.
Trolololol, będę cię męczyć, pamiętaj.
Kolkol.
Trzy miesiące? Serrio? Jestem oburzona
OdpowiedzUsuńTak właściwie to zebrało ci się na cytowanie Harry'ego Potter'a, choć nie wiem czy świadomie xD
'- Ciekawe...bardzo ciekawe...
- Przepraszam, ale co jest takie ciekawe?' - to jest rozmowa Harry'ego i Olivandera w pierwszej części gdy Harry kupował różdżkę
no i 'większe dobro' czyli coś czym ponoć kierował się Grindenwald.. ale dobra nieważne bo chyba zboczyłam ostro z tematu xD
Wreszcie prawie wszystko stało się jasne, ciekawie wymyśliłaś tą historię z Maureen Tira. Cholera, Naznaczona, włada demonem? Czadooowo! Nie mogę się doczekać kiedy/czy wszystko sobie przypomni i wgl, no będzie się działo czuje
Poza tym Yachiru słodziak xD
Pozdrawiam, buziaki ;3
Hey
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział i było trzeba się naczekać, no ale cóż wreszcie się doczekaliśmy i z dobrymi rezultatami ^^
Zapraszam na bloga o tematyce Bleach, narazie jeden rozdział, ale już jutro pojawi się drugi ^^
http://ryunneshinigamikenpachi.blogspot.com/
Yo, jak zwykle świetny rozdział, ale mam co do niego uwagę:
OdpowiedzUsuń"Drzwi zamknęły się z cichym łoskotem." - nie ma czegoś takiego jak cichy łoskot xD łoskot z natury jest głośny, cichy może być trzask... ^^.
I drugą: "wokół" pisze się razem xDD
Hiyakuma: Dobra, dobra, skończ się wymądrzać.
Morda, mendo.
"Jestem potrzebna reszcie Naznaczonych, by dokończyć jakiś chory rytuał czy inne bardzo niebezpieczne coś, a oni chcą mnie do nich wysłać?" - czy mówiłam już jak bardzo mi się to podoba? Nie? No to teraz mówię xD
Jak próbuję sobie wyobrazić wymazianego mazakami Madarame to prawie się duszę ze śmiechu ^^.
I powód pójścia do 12 dywizji też niczego sobie ^^. Szkoda, że Yumichika nie pomyślał nad tym przez chwilę... Serek chciałaby widzieć jego minę...
No i mam nadzieję, że popchniesz swojego wena batem do pracy, bo jak nie to Hiyakuma się nim z chęcią zajmie xD Kto to widział, tyle na rozdział czekać...
Hiyakuma: Hipokrytka...
Morda!
Napisałam już 2 rozdział, a więc wpadaj...
OdpowiedzUsuńDziś może się pojawić jeszcze 3 bo mam wenę...
Wpadaj ^^
http://ryunneshinigamikenpachi.blogspot.com/
4 rozdział już jest a 5 niebawem się ukaże ^^ zapraszam
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić - rozdział po prostu miażdży!
OdpowiedzUsuńTak coś czułam, iż z tatuażem Matsuki wiążę się jakaś tajemnica, jednak czegoś takiego się nie spodziewałam. Niesamowity zwrot akcji! :D Cały pomysł z innym światem oraz grupą Naznaczonych jest genialny - nie spotkałam się z czymś podobnym w fanfickach bleachowskich, dostajesz więc punkty za oryginalność :) Dodatkowo pomysł z infiltracją bardzo mi się spodobał - na pewno przyniesie to wiele emocji w kolejnych rozdziałach :D
Końcówka z Madarame była rozwalająca :D I ten plan zemsty, świetny :D
Ooo, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pisz go szybciutko!
Pozdrawiam bardzo serdecznie ;*
PS. Dziękuję bardzo serdecznie za powiadomienie :) Widzę, że odnalazłaś moją nową stronę, ale na samym początku pisałaś, żebym zostawić informację o chęci powiadomienia. Tak więc bardzo proszę, byś w dalszym ciągu informowała mnie o nowych rozdziałach, tym razem pod nowym adresem: www.black-moon-chronicles.blogspot.com ^^ Z góry dziękuję i jeszcze raz gorąco pozdrawiam ;*
Heyy, znów spamuję wybacz, ale nie wiem gdzie ci jak coś wysyłać te powiadomienia, że są nowe rozdziały, a dotarłam już do jedenastego więc wchodź ^^
OdpowiedzUsuńhttp://ryunneshinigamikenpachi.blogspot.com/
Zasługujesz na opiernicz xD
OdpowiedzUsuńMam kategoryczne pytanie... Mianowicie:
Zamierzasz dodać jakikolwiek rozdział jeszcze w tym roku czy zamierzasz puszczać bąki jak najdłużej?
Oczywiście czekam na kontynuację ^^
Witam. Właśnie trafiłam na Twojego bloga i muszę pochwalić dużą kreatywność, jaką się popisujesz.
OdpowiedzUsuńMam kilka małych rad, jak na przykład zwolnienie tempa i dłuższe rozkręcanie akcji (wiem, że to trudne, sama nad tym pracuję). Powinnaś też zamieszczać trochę więcej opisów, bo można się w niektórych momentach pogubić.
Ogółem jednak podchodząc do sprawy, bardzo podoba mi się Twój styl i oczekuję ciągu dalszego.
Pozdrawiam
Karolina