Jeżeli już tu jesteś, a moje opowiadanie Ci się spodobało - zostaw coś po sobie C: Jakiś komentarz, pochwałę, krytykę (byle konstruktywną).
Takie rzeczy naprawdę wiele dla mnie znaczą, bo dzięki nim mam świadomość, że ktoś tu jest i mam dla kogo pisać :3

sobota, 9 listopada 2013

Wewnętrzny świat

Meh...ja naprawdę tego nie rozumiem. Lenię się niemiłosiernie, a mimo wszystko wciąż przybywa wyświetleń....obserwatorów chyba też. To dla mnie nie do pojęcia :I
Tym razem nie będę przepraszać, bo to chyba i tak nic nie daje. Po prostu podzielę się nową notką i zniknę :c
PS. - mam problem zarówno z pisaniem rozdziałów jak i komentarzy, dlatego przepraszam, że nie komentuję mimo iż wciąż czytam na bieżąco wasze historie...no cóż, mam nadzieję, że nikt tak bardzo się na mnie nie gniewa za moje problemy z weną :C

----------------------------------------------------------------------------


 Dochodziło właśnie południe, gdy wlekłam się ociężale do własnej kwatery. Poszłam z Yachiru do kapitana Ukitake właściwie jedynie po to, by wręczyć jej trochę słodyczy w nagrodę, a skończyło się na tym, że młoda z nadmiarem cukru we krwi latała po całym oddziale jakby miała motorek tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę i co gorsza, kazała mi latać ze sobą. Kiedy ja padłam wyczerpana twarzą do ziemi, ona skakała jeszcze wokół mnie jak dzikus śpiewając, bym wstała. Usiadłam i chciałam spróbować wytłumaczyć jej, że moje pokłady energii wyczerpały się na najbliższy tydzień, lecz ona już mnie nie słuchała. Zrobiła jeszcze rundkę po dywizji, po czym zwolniła i padła na przyszykowaną wcześniej poduszkę głęboko zasypiając. Moje pytające spojrzenie rozbawiło kapitana, który wytłumaczył mi, że podobne sytuacje zdarzają się tu z częstotliwością minimum raz na dwa tygodnie, więc są przygotowani na podobne sytuacje, a nawet można powiedzieć, przywiązani do Kusajishi i jej ekscesów.
  Białowłosy wciąż uśmiechnięty zaproponował mi herbatkę, na co chętnie przystałam. W czasie, gdy jego trzeci oficerowie nawzajem przekrzykiwali się, kto zaleje płynem aromatyczne listki dla swojego kapitana, dołączył do nas dowódca Dywizji Ósmej. Kapitan Kyouraku od razu zażyczył sobie i także spytał mnie, czy może nie chciałabym spróbować herbatki ze specjalną wkładką. Ewentualnie specjalnej wkładki z herbatką. Z powodu iż stronię raczej od alkoholu musiałam grzecznie odmówić, na co kapelusznik zacmokał i powiedział, że jeszcze nie wiem co dobre, ale zobaczę, że jeszcze się nauczę. Do tej pory nie wiem czy mam to traktować jako groźbę.
  Niedługo potem, postanowiłam się już zbierać. W sumie nie ja sama postanowiłam, tylko natarczywe uwagi Hebi-chan zrobiły się dość nieznośne, więc dałam za wygraną. Patrzyłam się przegranym wzrokiem na śpiącą w najlepsze Yachiru, na co kapitan Ukitake powiedział, że przed wieczorem wróci cała i zdrowa i już on tego dopilnuje. Podziękowałam bardzo, wyszłam z pomieszczenia, po czym na spokojnie wróciłam do siebie.
  Po przekroczeniu progu, odpięłam katanę od pasa i padłam na swój materacyk wypuszczając przy okazji miecz z ręki, przez co odsunął się ode mnie na kawałek. Moje wyrko naprawdę nigdy wcześniej nie było tak wygodne...
  "Nie zapomniałaś o czymś?"
-  Jak mogłabym zapomnieć, skoro trujesz moje cztery litery od jakiejś godziny? - mruknęłam nie ruszając się z miejsca - dałabyś chwilkę odpocząć, wiesz?
  "Nie, nie wiem. Jak tu do mnie przyjdziesz, to również odpoczniesz, nawet może bardziej. No chodź!"
-  Już już... - burknęłam otwierając oczy i unosząc na łokciach. Podczołgałam się do odrzuconej broni, po czym usiadłam skrzyżnie i położyłam klingę na kolanach. Ponownie opuściłam powieki i w chwilę potem znajdowałam się w swoim wewnętrznym świecie.
  Dopiero po chwili, po której zebrałam szczękę z podłogi dotarło do mnie, że nigdy tu nie byłam. Po prostu jakoś tak się nie złożyło. Dużo roboty, zmęczenie i w sumie teraz mi z tego powodu aż wstyd.
-  Matsu-chan! - usłyszałam krzyk, po czym coś szarpnęło mnie i przygwoździło do ziemi, jednocześnie zgniatając w stalowym uścisku.
-  Ja też tęskniłam - wystękałam, próbując wyswobodzić się ze śmiercionośnych rąk własnego Zanpakutou.
-  Tak, tak, przepraszam - zaśmiała się nerwowo rozluźniając objęcia - po prostu tak dawno cię nie widziałam, a obserwowałam wszystko co się z tobą działo, że teraz mam ochotę cię przytulać i nie puszczać już nigdy - załkała teatralnie.
-  Oj no bez przesady, jakoś się układa - zachichotałam, po czym wstałam na równe nogi otrzepując mundur i rozglądając się - aż trudno mi uwierzyć, że to mój świat...
Przez chwilę zapanowała idealna cisza, w której wydawało mi się, że coś słyszę. Dźwięk był irytujący i przenikliwy, jednak szybko go zignorowałam. Przeszłam kawałek i stanęłam niemalże w centrum ogromnego, okrągłego pomieszczenia. Z wysokiego sklepienia zwisał na grubym łańcuchu metalowy żyrandol z płonącymi świecami. Ściany zbudowane z szarego kamienia pokryte były wzorzystymi gobelinami. Pomimo takiego wystroju, nie było tu zimno, a nawet wręcz przeciwnie - czuło się miłe i kojące ciepło. Pomiędzy ozdobnikami stały drewniane drzwi. Nad każdymi widniał jakiś napis dotyczący pewnego okresu w moim życiu, lecz na drzwiach, które dotyczyły okresu sprzed mojego trafienia do Rukongai, zawieszone były łańcuchy opatrzone żeliwnymi kłódkami. Obok każdego wejścia stały dwie zbroje z włóczniami w rękach. Spojrzałam w drugą stronę i podeszłam do innych drzwi nad którymi był napis "Rukongai". Bez większych przeszkód otworzyłam drzwi i weszłam do niewielkiej izdebki oświetlanej pochodniami. W środku stały bardzo wysokie półki, na których stały różnorakie gliniane dzbany.
-  Tam są twoje wspomnienia - moje rozmyślania przerwał spokojny, dźwięczny głos Hebi-chan.
-  Te kłódki...to znaczy, że nie mogę się do nich dostać, prawda? Ale...czy tak będzie zawsze? Nie poznam swojej przeszłości?
-  Nie no, skąd! - zaśmiała się. - Te pomieszczenia są puste.
-  Co...? Ale jak to?
-  Tak to. Wszystkie twoje wspomnienia, które się tam znajdowały, aktualnie są tam - wskazała kierunek za moimi plecami. Odwróciłam się,  spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam podobną izbę jak reszta, lecz tym razem bez drzwi. Ruszyłam powoli, a jednostajny szum, który do tej pory słyszałam narastał, aż przerodził się w skrzek. Odruchowo zatkałam uszy i cofnęłam się o krok.
-  Czy możesz...możesz mi wyjaśnić o co chodzi? Jeżeli te, że tak powiem, wrota są otwarte, to dlaczego wciąż nic nie pamiętam? Czy na przykład mogłabym tam teraz wejść?
-  Spróbuj - powiedziała uśmiechając się tajemniczo.
  Przełknęłam ślinę i spojrzałam tam jeszcze raz. Wyczuwałam w tym jakąś pułapkę, ale jeżeli faktycznie nie spróbuję, to się nie dowiem. Zaczęłam iść w tamtą stronę ignorując irytujący dźwięk. Zatrzymałam się na chwilę, walcząc z wahaniem, po czym przestąpiłam jeszcze jeden krok, stawiając stopę na progu. W ułamku sekundy zbroje stojące po obu stronach wejścia skrzyżowały przed mną swoje bronie i odepchnęły do tyłu, przez co wylądowałam na czterech literach.
- Ej! To boli! - uniosłam pięść grożąc blaszakom w powietrzu. Nikt mnie nie będzie tak traktował w moim własnym wewnętrznym świecie! Zasyczałam cicho, po czym odwróciłam się do Zanpakutou - widziałaś to? Co za tupet...ej! A ty z czego się śmiejesz co? To nie jest śmieszne! Wcale!
-  Ależ jest!
-  Wiesz co...?
-  Wiem.
-  ...nie cierpię cię...
  Patrzyłam na nią z pod przymrużonych powiek, lecz ona najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła, a nawet miała ze mnie jeszcze większy ubaw. Westchnęłam cicho i nawet sama się uśmiechnęłam, po czym wstałam na równe nogi i wytrzepałam mundur z pyłków.
-  Powiedz mi o co tu chodzi? Czy to znaczy, że nie dostanę się do tych wspomnień, czy co?
-  Ależ skąd. Po prostu masz jeszcze pewną blokadę. To tak, jakbyś potrzebowała dość silnego bodźca by je uwolnić. One znajdowały się w tamtych miejscach, uporządkowane, lecz dzisiaj, gdy, że tak powiem, twoje życie zostało obrócone do góry nogami, zostały zrzucone tam. Ten szum który słyszałaś to zwyczajnie poplątane dźwięki i rozmowy.
-  Jej… - nie wiedziałam co na to powiedzieć. Jestem właściwie tak blisko poznania swojej przeszłości, a zarazem tak daleko. Spojrzałam tęsknie w tamtą stronę.
-  Muszę ci jeszcze powiedzieć…w czasie, gdy twoje wspomnienia „przenosiły się” jedno się wymknęło. Leży tam – wskazała palcem na malutki dzbanuszek stojący obok nogi jednej ze zbroi, którego wcześniej nie zauważyłam. – Lepiej nie podchodź. Udało mi się je obejrzeć nim schowało się w swojej glinianej otoczce. Zapewne sama je też dziś widziałaś. Przykro mi, że pierwsze jakie odzyskałaś jest tak niemiłe.
  Spojrzałam na nią marszcząc brwi, po czym mnie olśniło. Odwróciłam wzrok gdzieś na bok, mimowolnie wędrując w stronę „Przeszłości”.
-  Może chcesz usiąść? Wtedy porozmawiamy na spokojnie. – zaproponowała i nie czekając na moją odpowiedź pstryknęła palcami.
  Odskoczyłam zaskoczona, gdy ziemia pod moimi nogami zaczęła się przesuwać robiąc w podłodze wielką dziurę. Jakby w odpowiedzi na moje uniesione brwi z owego otworu wyłoniły się dwa miejsca do siedzenia.         
  Jednym z nich był tron – na pierwszy rzut oka wydawało się nieoszlifowane, jednak przy bliższych oględzinach zrozumiałam, że te nierówności były celowe. Żelazo zostało tak wyrzeźbione by sprawiało wrażenie, jakby to krzesło tworzyły splątane ze sobą węże. Dotknęłam zimnej powierzchni – idealnie odwzorowywała fakturę łusek. Śliczne.
  Drugie natomiast zupełnie się odróżniało. Przypominało bardziej leżankę niż jakiekolwiek krzesło. Białe obicie sprawiało wrażenie miękkiego i wygodnego.
-  Usiądź na tronie, moja pani – Hebi-chan teatralnie skłoniła głowę, po czym sama podreptała do drugiego miejsca i rozłożyła się na nim.
-  To naprawdę moje…? – spytałam obchodząc je dookoła, po czym siadając na nim. Przez chwilę poczułam się jak prawdziwa królowa. Królowa własnego malutkiego świata.
-  Tak, w zupełności twoje.
  Między nami zapadła cisza mącona jedynie wspomnieniami. Starając się na tym nie skupiać, szukałam dla siebie najwygodniejszej pozycji i w końcu skończyłam z nogami przerzuconymi przez jedną poręcz i głową przewieszoną przez drugą. Ostatecznie zdecydowałam się odezwać, spytać o coś co nie dawało mi spokoju.
-  Ej, jak to jest, że ty możesz słyszeć to co ja? Masz wgląd w całe moje życie, czy co?
-  Można tak to nazwać. Słyszę to co ty, widzę to co ty…nawet wiem o czym teraz myślisz i nie, nie wiem czemu banany nie chodzą w szlafrokach.
-  …to cios poniżej pasa. To są moje prywatne myśli – wygięłam usta w podkówkę i spojrzałam na nią z wyrzutem.
-  Wiesz, mogę takie rzeczy robić, bo mieszkam w twojej głowie. Fajnie tu nawet, całkiem przytulnie. – wyszczerzyła ząbki, a gady na jej głowie zasyczały radośnie. Widząc jednak mój nieco sceptyczny wzrok, kontynuowała – uwierz mi, to jest plus. Mogę być twoją najwierniejszą powierniczką sekretów. Nikomu ich nie zdradzę.
-  Przecież wiem…ale i tak jakoś mi z tym nieswojo… - burknęłam.
-  Eh…zobaczysz, jeszcze to przemyślisz i oswoisz. Teraz pomijając te wszystkie pierdoły przejdźmy do meritum. Chodzi mi o to dzisiejsze zebranie…wiem, że nie chcesz się na to zgodzić, ale wiem też że nie masz wyboru. Pamiętaj, nawet jeśli zostaniesz sama ja wciąż będę z tobą.
-  Przecież wiem…ale chwila, co masz na myśli mówiąc „zostaniesz sama”? – zmarszczyłam brwi.
-  No wiesz… jeżeli opuścisz to miejsce i dołączysz do nich, to to co zostanie po tobie w Soul Society to „zdrajczyni”. Przyjaciele się od ciebie odwrócą, nie będą chcieli cię znać, czy pamiętać…
-  Czekaj – przerwałam jej unosząc rękę i kręcąc przecząco głową – muszę to sobie wszystko poukładać. Nie zdążyłam jeszcze tego dobrze przemyśleć a ty mi tu wyjeżdżasz z takimi smutami…ja chciałam szukać pozytywów, a ty mi o negatywnych stronach. To wszystko dzieje się tak szybko… - jęknęłam.
  Hebi-chan westchnęła jedynie opierając brodę na kolanach.
-  Najgorsze w tym jest to, że muszę zatrzymać to tylko dla siebie. Nie mogę nikomu o tym powiedzieć…
-  Ekhem! – przerwała mi teatralnie odkrztuszając.
-  No tak, wybacz. Czyli znalazłam jeden pozytyw – zaczynam oswajać się z twoimi możliwościami – mruknęłam.
-  No widzisz! Jednak wszystko ma swoje dobre strony! – rzuciła uśmiechając się.
-  Tylko dlaczego ja ich muszę szukać. Jakby same nie mogły do mnie przyjść. I tak mam dużo roboty – westchnęłam z powrotem uwalając się na poręczy.
-  Oj już nie narzekaj, bo w depresję popadniesz i co ja wtedy z tobą zrobię? Myślisz ty czasem o mnie?
-  No jasne, że myślę! Jak mogłabym nie myśleć, skoro wiercisz mi dziurę w mózgu od rana do wieczora swoim szczebiotaniem, które tak usilnie próbuję ignorować?
-  Teraz przesadzasz – wygięła usta w podkówkę – wcale ci nie truję. Ja po prostu staram się zwrócić na siebie uwagę mojej zapracowanej pani…
-  Przepraszam cię – skuliłam się w kłębek na tronie i przymknęłam oczy – obiecuję ci, że jak tylko znajdę trochę czasu to potrenujemy razem, dobrze? Na razie muszę to sobie wszystko przemyśleć na spokojnie i poukładać, bo zwariuję.
-  Trzymam cię za słowo – odpowiedziała, a jej cichnący chichot był ostatnim co usłyszałam nim sen złapał mnie w swoje ramiona.

***

  W momencie w którym w swoim wewnętrznym świecie znalazłam się w objęciach Morfeusza, obudziłam się w świecie rzeczywistym. Zupełnie, jakby Morfeusz wyjął mnie z jednej piaskownicy i wsadził do drugiej.
  Wstałam, przetarłam oczy i przeciągnęłam się, aż wystrzeliły mi wszystkie możliwe kości, po czym położyłam się z powrotem. Westchnęłam głęboko, a następnie obróciłam się na bok i kontynuując – sturlałam się z materaca. Miałam w sumie zamiar już do końca dzisiejszego dnia nie ruszyć tyłka ze swojej kwatery, jednak obecna sytuacja zmusiła mnie do podjęcia radykalnych decyzji. Przeczy to moim zasadom, temu, co sobie ustawiłam jako „całkiem ważne”, lecz w tym momencie lepszych pomysłów nie mam. Jedyne co mam, to zamiar, aby upić się i zapomnieć, chociaż na chwilę. Podejrzewam, że okazję ku temu mieć będę już niedługo. Najlepiej zrobię jeśli udam się do Renji’ego, on na pewno mnie wkręci, a potem pójdzie samo, z górki.
  Jak pomyślałam tak też zrobiłam, więc gdy już wyczołgałam się z pokoju i doprowadziłam do stanu względnej używalności ruszyłam do Szóstej Dywizji, gdzie spotkałam trenującego leżenie w cieniu porucznika.
-  Hej Renji! – przywitałam się przywołując na swoją twarz radosny uśmiech.
-  Cześć młoda – odparł, leniwie unosząc jedną powiekę – jak leci?
-  Całkiem całkiem. Na pewno tobie żyje się lepiej, bo wiesz, taki silny, przystojny i uroczy mężczyzna jak ty pewnie nie odpędza się od kobiet, a do tego tak…pracowity i zręczny…marzenie! Twój kapitan musi być z ciebie dumny i…
-  Wiem, że jestem idealny – wyszczerzył zęby, po czym uniósł się na łokciach – ale teraz powiedz mi z jaką sprawą do mnie przychodzisz, bo nie wierzę, że sama z siebie prawisz komukolwiek komplementy.
-  I do tego jaki mądry i spostrzegawczy! Od razu wiedziałeś, że coś do ciebie ma… - urwałam widząc jego sceptyczny wzrok i przewróciłam oczami – okej, to ja przejdę do sedna, bo mi chyba język odpadnie. Chodzi mi o to, żebyś mi powiedział, czy dzisiaj odbywa się wasz „wieczorek towarzyski” u Matsumoto-san.
-  No z pewnością, a co? – spytał marszcząc brwi.
-  Czy mógłbyś mnie w takim wypadku dziś ze sobą zabrać? – spytałam błagalnym tonem.
-  No tak, nie ma problemu. Jednak z tego co pamiętam, to po ‘tamtej’ imprezie stwierdziłaś, że raczej nie chcesz już w czymś takim uczestniczyć. Dlatego się dziwię.
-  No w sumie tak, ale wiesz – ludzie się zmieniają, te sprawy – machnęłam ręką - ale i tak dziękuję ci. A tak właściwie…czemu nie pracujesz?
-  Cii! – syknął zrywając się i przytykając i mi palec do buzi – ja właśnie ćwiczę chowanie się przed kapitanem i nie chwaląc się jak na razie świetnie mi idzie.
-  No to gratuluję. A weź tylko przypomnij mi – twój kapitan ma czarne włosy, blachodachówki na głowie, szaliczek i lodowate, wdzierające się w głąb duszy oczy?
-  Tak. Niezłą masz pamięć!
-  To nie pamięć, to oczy. On właśnie stoi tuż za tobą i chyba próbuje mnie zabić wzrokiem.
  Jak na komendę Renji wyprostował się obrócił o sto osiemdziesiąt stopni. Przerażenie zapanowało na jego twarzy, gdy usilnie próbował wymyślić jakąś wymówkę. Wyglądałam zza jego ramienia obserwując rozwój sytuacji.
-  K-kapitanie! Co kapitan tu robi?
- Wyszedłem sprawdzić czy wszyscy robią to, co do nich należy. Zdaje się, Abarai, że miałeś wypełniać zaległe raporty. Zamiast tego jednak widzę, że zabawiasz jakąś pannę, która nawet nie należy do tej dywizji. Jak możesz się z tego wytłumaczyć?
  Chłopak nerwowo miotał oczami na prawo i lewo z nadzieją na jakiś punkt zaczepienia, jednocześnie otwierając i zamykając usta w poszukiwaniu odpowiednich słów, jednak nieefektywnie.
-  Dobrze. Zaprzestań tego intensywnego procesu myślowego, gdyż widać, jak przegrzewają się twoje szare komórki. Najlepiej zrobisz, jeśli natychmiast zejdziesz mi z oczu i wrócisz do swojej pracy. Albo i nie. Rób co chcesz, tylko najpóźniej jutro chcę widzieć te raporty na biurku. Jeśli nie…to chyba nie muszę kończyć, prawda?
-  Tak jest, kapitanie! – wyrecytował czerwonowłosy, po czym oboje obserwowaliśmy oddalające się plecy.
-  Uff…udało się. Ale ten twój dowódca sztywny. Jakby kij połknął czy co… - powiedziałam, choć najwyraźniej zbyt głośno, ku przerażeniu Renji’ego.
  To działo się w ułamkach sekundy. W jednej chwili Kuchiki się zatrzymał i obrócił w naszą stronę wymawiając cichą komendę, a już w drugiej zwiewaliśmy z zawrotną prędkością będąc smaganymi po tyłkach tysiącem kwiatów wiśni. Zatrzymaliśmy się dopiero wtedy, gdy wypluwaliśmy płuca, a ostatnie płatki zakończyły swoją pogoń zawracając. Padliśmy z ulgą na ziemię charcząc i świszcząc przez jakieś pięć minut próbując dojść do siebie. W końcu gdy mój towarzysz podźwignął się na kolana, a następnie na równe nogi, w miarę swoich możliwości zerwałam się z gleby i przylgnęłam do niego obejmując go udach.
-  Wybacz mi, wybacz mi! Sprowadziłam na ciebie złość Kuchiki’ego swoją niewyparzoną gębą i brakiem umiejętności w regulacji tonu własnego głosu~! Nie zabijaj mnie, tylko mi wybacz, o miłosierny…! – wyłam mu w kimono mocząc je rzewnymi łzami, gdy on nagle ku mojemu zdziwieniu zaczął się śmiać.
-  Nie przesadzaj, młoda. Pakowałem się w gorsze sytuacje, szczucie mnie Senbonazkurą zdarza się dość często, więc w żadnym razie nie mam do ciebie o nic żalu, wręcz przeciwnie – dostarczyłaś mi niezłej rozgrzeweczki na dzisiaj – przeciągnął się, aż strzeliło mu kilka kości – No już, wstawaj. Mamy jeszcze trochę czasu nim powinniśmy się zjawić u Matsumoto, ale jeśli ruszymy sobie spacerkiem, to dojdziemy na czas.
-  No to chodźmy – uśmiechnęłam się i wyprostowałam, lecz mimo wszystko musiałam trzymać się go za ramię, bo moje nogi były jak z waty – wiesz, jako dżentelmen mógłbyś mnie wziąć na barana.
-  Mógłbym. A co będę z tego miał?
-  Dozgonną wdzięczność? Szczery uśmiech?
-  Jakoś mnie to nie przekonuje…
-  To rozegram to inaczej. Jeśli mnie nie podrzucisz, to powiem Yumichice, że masz problem z pielęgnacją włosów. Załatwię ci tym samym minimum trzygodzinny wykład, po czym drugie tyle testów różnych odżywek i szamponów. Wchodzisz w to?
-  …wskakuj.

***

-  Zaraz zasnę…
-  To może jednak chcesz na własnych nogach…? – wystękał Renji.
-  Nie…aż tak spać mi się nie chce. Po prostu tak monotonnie tobą telepie… - westchnęłam.
-  Jeszcze jedno słowo…
-  Słowo? – spytałam z wrednym uśmieszkiem, który zaraz spłynął mi z twarzy jak tylko z zaskoczeniem zsunęłam się z jego pleców na twardą podłogę – może jakieś ostrzeżenie?!
-  Ostrzegałem. Poza tym jesteśmy na miejscu – rzucił szczerząc zęby i nie zwracając na mnie uwagi zapukał do drzwi.
-  Goście goście~! – zaśpiewała Rangiku biegnąc do nas i wpuszczając nas do środka – oh Matsu-chan przyszłaś! Wiedziałam, że kiedyś do nas wrócisz!
  Nim się spostrzegłam poczułam jak zgniata moje żebra w morderczym uścisku pełnym miłości. Jak tylko udało mi się złapać oddech i chwilę potem zrekonstruować zmiażdżoną śledzionę, odparłam:
-  Też się cieszę, że cię widzę Matsumoto-san. Też miałam takie przeczucie, lecz nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko.
-  Już siadaj siadaj, dziś ci nie odpuszczę i napijesz się z nami, nie ma zmiłuj~! – pogroziła mi palcem z uśmiechem, po czym podała spodeczek i zalała go przezroczystym płynem.
-  Nawet nie mam zamiaru odmawiać – mruknęłam zaciągając się zapachem. Już chciałam umoczyć wargi, gdy drzwi się rozsunęły i do środka dumnie wkroczył Yumichika. Tak jak myślałam, przyszedł sam. Jego wzrok powędrował do mnie, co poskutkowało uniesieniem przez niego brwi.
-  Co ty tu robisz?
-  Siedzę…i piję.
-  Myślałem, że ty nie pijesz.
-  No bo nie piję.
-  To dlaczego pijesz?
-  Bo mogę.
-  Argument nie do przebicia – mruknął.
  Zlustrował mnie wzrokiem, po czym w oku błysnęło mu coś, co nie wydawało się miłe. Uśmiechnął się chytrze, po czym zwrócił się do Renji’ego i szepnął mu coś na ucho. Ten przez chwilę analizował jego słowa, spojrzał na mnie i zaśmiał się.
-  Zgoda! – huknął, uścisnęli sobie dłonie, które „przecięła” nie bardzo interesująca się ich sprawkami Matsumoto-san.
  Patrzyłam się na nich bez zrozumienia i z lekkim niepokojem, lecz w sumie nie przyszłam tu po to, by zajmować się ich głupimi pomysłami. Wzruszyłam ramionami i wypiłam sake jednym haustem. Gdy krzywiłam twarz próbując przywyknąć do specyficznego posmaku, Ayasegawa usiadł obok mnie i pochłonął swoją porcję i będąc przy tym w o wiele lepszym stanie niż ja. Nie poświęciłam mu dużo uwagi, wracając do wypełniania swojego planu. Jednak mój plan się nie powodził. Byłam przytomna zarówno przy siódmym spodeczku gdy dołączył do nas Hisagi-kun, jak i przy dwunastym kiedy moja kochana porucznik Dziesiątej Dywizji zaczęła odpływać do innego wymiaru. Nie zbyt cieszyłam się z tego faktu, że każdy ma jakieś swoje przeżycia, a mi się nawet nie kręci w głowie. Przy dwudziestym zwyczajnie zrezygnowałam chowając twarz w dłoniach. Uznałam, że zwyczajnie nie ma sensu siedzieć tu dłużej. Obróciłam się w bok by zobaczyć, w jakim stanie jest Piórkowaty i od razu dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Ilekroć widziałam go pijanego, nigdy nie był aż tak blady.
-  Ej, Yumichika! Wszystko gra? Może już sobie na dziś darujesz…? – potrząsnęłam nim, na co zareagował przeciągłym jękiem.
-  Niee…na dziś koniec. Wracasz ze mną do oddziału…
-  Puść mnie. Zostaw mnie w spokoju, ty… - warknął, po czym na chwilę zrobił się zielony. Skrzywił się, ale na szczęście mu przeszło.
-  Nie, nie zostawię cię tu w takiej sytuacji – powiedziałam cicho – idziesz ze mną, czy tego chcesz czy nie, bez dyskusji.
-  Powiedziałem puść mnie! – podniósł głos i zaczął się szarpać, lecz szybko tego zaprzestał, bo zrobiło mu się tylko gorzej.
  Nie odpowiedziałam już. Szturchnęłam Renji’ego, który, ku mojemu zdziwieniu, nie wypił dużo i był w miarę trzeźwy, by mi pomógł. On rzucił tylko krótkie „wiedziałem”, po czym przerzucił sobie jego rękę przez kark i zaczął targać na wpół przytomnego oficera do sąsiedniej dywizji.
-  Co mu strzeliło do głowy! Możesz mi powiedzieć? – spytałam czerwonowłosego, bo od Ayasegawy odpowiedzi raczej bym się nie doczekała.
-  Raczej nie zwracałaś uwagi na to, co się wokół ciebie dzieje, co?
-  No…niezbyt.
-  Właśnie. Yumichika na początku założył się ze mną, że skoro to twój pierwszy raz to postara się „dotrzymać ci kroku” i ostatecznie wypić więcej. Niestety jak się okazało, masz naprawdę silną głowę i odporny organizm. Piłaś w szybkim tempie, a on jak głupi próbował nadążyć, aż wylądował w tym stanie. Nie wiem, ile ty pochłonęłaś, ale on wysiadł chyba na…
-  Dziesiątym…zdecydowanie za szybko… - szepnął obgadywany, po czym znowu zamilkł.
-  Oh…co za kretyn – warknęłam – czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co ty zrobiłeś?!
-  Ja? Co ja zrobiłem…?! Ja po prostu… - urwał łapiąc się za żołądek.
-  Uh, nie kończ, nawet nie chcę ciebie słuchać. Za takie lekkomyślne zachowanie to powinnam zostawić cię tu na środku, ale znaj moją dobroć.
  Nie odpowiedział z czego się ucieszyłam. Gdy dotarliśmy do jego kwatery Abarai zrzucił go na jego posłanie, co chory skwitował przeciągłym jękiem.
-  Dziękuję ci. On ci się chyba nigdy nie wypłaci. Ja w sumie też mam u ciebie dług, poniekąd jestem za to odpowiedzialna…
-  Ja tego rozstrzygać nie będę – wyszczerzył się rozprostowując kark – ja się już ulatniam. Muszę być jutro w miarę przytomny, by załatwić te wszystkie raporty.
-  Tak…ja tu jeszcze chwilę zostanę – poczekałam, aż za czerwonowłosym zamknął się drzwi i będąc pewna, że Piórkowatego już zmorzył sen, udałam się do jego kuchni. Nalałam mu wody do dzbanka i do szklanki, które postawiłam obok jego kanapy. Wzięłam też koc, który leżał odłożony na krześle, i przykryłam go po szyję.
-  Kretyn… - mruknęłam, po czym udałam się do wyjścia. Nim przekroczyłam próg, usłyszałam ciche „dziękuję”, jednak uznałam to jedynie za pijacki bełkot.
--------------------------------------------------------------------------------
I tak oto dobrnęliśmy do końca tego rozdziału. Liczę, że następnym razem spotkamy się przed upływem kwartału :I 

7 komentarzy:

  1. Awawawaw. Taki piękny rozdział ;___;
    Podoba mi się wewnętrzny świat Matsu .w.
    I lubię jej Zanpakusia .w.

    Kapitan Kuczyki i jego blachodachówki .w.
    pijany Jumićka .w.
    Tyle pięknych rzeczy w jednym rozdziale *o*

    piszaj, piszaj.
    I wybacz mi jakość komentarza, ale mam dziwną fazę ._.

    OdpowiedzUsuń
  2. A Serek czytała rozdziała wcześniej, tylko nie miała czasu go skomentować.... Gomenasai! T.T
    Powiem wprost: blachodachówki mnie rozbroiły ^^.
    Ale jak dla mnie za mało opisu wewnętrznego świata, o.
    Tak, wiem przyganiał kocioł garnkowi *wyszczerz*
    No i mam bulwersa jak można mieć taką mocną głowę, noooo.! To nie fair, Ser też tak chce.!

    I wybacz, że w dziwnej kolejności i krótko, ale moje laboratorium wzywa, testy 4-letnie nie wybierają -.-'

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział naprawdę bardzo przyjemnie się czytało, pochłonęłam go na jednym wdechu ;)
    Haha, widzę, że Yachiru daje nieźle w kość głównej bohaterce :D No, ale będzie się musiała przyzwyczaić do wybryków swojej pani porucznik ;)
    Bardzo podobał mi się wewnętrzny świat Matsuki - wykreowałaś napradwę ciekawe miejsce. Szczególnie spodobał mi się motyw z zablokowanymi wspomieniami, które zostały zamknięte w jednym z pokoi. Ciekawa jestem, czy bohaterce dua się je odblokować, no i jaka była jej przeszłość.
    Sceny z Renjim powaliły mnie na łopatki. W szczególności charakterystyka Kuchikiego - blachodachówki na głowie mnie zniszczyły xDDD A później ta ucieczka przed Senbonzakurą - genialne :D
    Impreza bardzo przyjemnie opisana - mogę się założyć, iż Yumichika nie spodziewał się, że Matsuko ma taką mocną głowę. Biedny Yumi na drugi dzień będzie się czuł bardzo "niepięknie" ;)
    Pozdrawiam serdecznie i czekma z neicierpliwością na ciąg dalszy ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, aż człowiek sobie przypomniał te piękne czasy kiedy to Onet był w miarę normalny, a ludzie żyli opowiadaniami, pisali, pomagali, umieszczali swoich internetowych przyjaciół w opowiadaniu. Stary dobry Renji, dawka bleachowego humoru i można się rozpłynąć...
    Pisz dalej マツちゃん co bym mogła sobie czasem zerknąć na Twoje dzieło i bym miała chęć do pisania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja po prostu uwielbiam sposób w jaki opisujesz Yachiru! ♥ boooziu jest taka rozkoszna, nawet bardziej niż w anime *.*
    Poza tym ciekawy pomysł z tymi wspomnieniami w dzbanuszkach, ciekawe kiedy Matsu odzyska pamięć.
    A skoro o tym mowa.. 'To nie pamięć, to oczy' no tutaj mnie zniszczyłaś xD co za Byakuya <3
    Reakcja Renjiego na komplementy przypomniała mi mojego kumpla z klasy.. normalnie nie było go ostatnio w szkole i sprawdzał w moim zeszycie co robiliśmy na matmie (ooooch cztery kartki a4 zapisane, było bosko xD) no to uprzejmie zaoferowałam, że go mu pożyczę i sobie przepisze.. a on takie WTF na twarzy i się mnie pyta czy jestem jakaś chora i czego chce w zamian.. no już zwyczajnie koleżeńskim nie można być xD poza tym też jest rudy! Mam osobistego Renjiego
    No i tekst 'Bo moge' to też jest cięta riposta w mojej klasie xD

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć. Oto moja historia. Pewnego wieczora, gdy już leżałam w łóżku, usiłując zasnąć, naszła mnie chęć na przeczytanie opowiadania na bliczowy temat. Wyszło na to, że zasnęłam dopiero o 5-6 rano, a teraz jestem tutaj i... nie wiem co powiedzieć. :3
    Twój blog jest świetny. Jest w nim wszystko, co być powinno. Idealnie oddane charaktery postaci, potężna dawka humoru, porządnie przemyślana fabuła i akcja. Wprost wchłonęłam każdy z rozdziałów i jestem nienasycona. Także mam nadzieję na rozdział nim minie kwartał, a już niewiele zostało.
    Życzę dużo weny, pomysłów i wolnego czasu, byś miała kiedy wymęczyć klawiaturę w pisaniu ciągu dalszego. Pozdrawiam. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam wszystko co napisałaś za jednym razem i stwierdzam... niesamowite. Genialne. Zajebiste. Fantastyczne.FENOMENALNE!!! Jesteś niesamowita. Twoja postać jest jak żywa. Opisy postaci są dobre, a nawet bardzo dobre. Akcja jest logiczna i ciekawa( u mnie z tym zawsze problem :3) nie mogłam oderwać się od czytania! Pisz pisz pisz!!! Dalej i więcej! Ja chcę wiecej!!! To najlepsze opowiadanie o Bleach jakie czytałam do tej pory! Od dzisiaj to mój narkotyk *zaciesz* A więc się. pospiesz! ^^ WENY ŻYCZĘ ! ~ Meiko- chan :3

    OdpowiedzUsuń

Skromna ja :3

Moje zdjęcie
Łódź, Łódzkie, Poland
Jeden z najgorszych pod względem częstotliwości pisania autor. Gram sobie w Ligo Lego i ostatnio wróciłam do anime, więc chcę wrócić także tu. Mój twitter to kontaktu: https://twitter.com/Psyducklingok