Tym razem nie będę przepraszać, bo to chyba i tak nic nie daje. Po prostu podzielę się nową notką i zniknę :c
PS. - mam problem zarówno z pisaniem rozdziałów jak i komentarzy, dlatego przepraszam, że nie komentuję mimo iż wciąż czytam na bieżąco wasze historie...no cóż, mam nadzieję, że nikt tak bardzo się na mnie nie gniewa za moje problemy z weną :C
----------------------------------------------------------------------------
Dochodziło właśnie
południe, gdy wlekłam się ociężale do własnej kwatery. Poszłam z Yachiru do
kapitana Ukitake właściwie jedynie po to, by wręczyć jej trochę słodyczy w
nagrodę, a skończyło się na tym, że młoda z nadmiarem cukru we krwi latała po
całym oddziale jakby miała motorek tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę
i co gorsza, kazała mi latać ze sobą. Kiedy ja padłam wyczerpana twarzą do
ziemi, ona skakała jeszcze wokół mnie jak dzikus śpiewając, bym wstała.
Usiadłam i chciałam spróbować wytłumaczyć jej, że moje pokłady energii
wyczerpały się na najbliższy tydzień, lecz ona już mnie nie słuchała. Zrobiła
jeszcze rundkę po dywizji, po czym zwolniła i padła na przyszykowaną wcześniej
poduszkę głęboko zasypiając. Moje pytające spojrzenie rozbawiło kapitana, który
wytłumaczył mi, że podobne sytuacje zdarzają się tu z częstotliwością minimum
raz na dwa tygodnie, więc są przygotowani na podobne sytuacje, a nawet można
powiedzieć, przywiązani do Kusajishi i jej ekscesów.
Białowłosy wciąż
uśmiechnięty zaproponował mi herbatkę, na co chętnie przystałam. W czasie, gdy
jego trzeci oficerowie nawzajem przekrzykiwali się, kto zaleje płynem
aromatyczne listki dla swojego kapitana, dołączył do nas dowódca Dywizji Ósmej.
Kapitan Kyouraku od razu zażyczył sobie i także spytał mnie, czy może nie
chciałabym spróbować herbatki ze specjalną wkładką. Ewentualnie specjalnej
wkładki z herbatką. Z powodu iż stronię raczej od alkoholu musiałam grzecznie
odmówić, na co kapelusznik zacmokał i powiedział, że jeszcze nie wiem co dobre,
ale zobaczę, że jeszcze się nauczę. Do tej pory nie wiem czy mam to traktować
jako groźbę.
Niedługo potem,
postanowiłam się już zbierać. W sumie nie ja sama postanowiłam, tylko
natarczywe uwagi Hebi-chan zrobiły się dość nieznośne, więc dałam za wygraną.
Patrzyłam się przegranym wzrokiem na śpiącą w najlepsze Yachiru, na co kapitan
Ukitake powiedział, że przed wieczorem wróci cała i zdrowa i już on tego
dopilnuje. Podziękowałam bardzo, wyszłam z pomieszczenia, po czym na spokojnie
wróciłam do siebie.
Po przekroczeniu
progu, odpięłam katanę od pasa i padłam na swój materacyk wypuszczając przy
okazji miecz z ręki, przez co odsunął się ode mnie na kawałek. Moje wyrko
naprawdę nigdy wcześniej nie było tak wygodne...
"Nie
zapomniałaś o czymś?"
- Jak mogłabym
zapomnieć, skoro trujesz moje cztery litery od jakiejś godziny? - mruknęłam nie
ruszając się z miejsca - dałabyś chwilkę odpocząć, wiesz?
"Nie, nie wiem.
Jak tu do mnie przyjdziesz, to również odpoczniesz, nawet może bardziej. No
chodź!"
- Już już... -
burknęłam otwierając oczy i unosząc na łokciach. Podczołgałam się do odrzuconej
broni, po czym usiadłam skrzyżnie i położyłam klingę na kolanach. Ponownie
opuściłam powieki i w chwilę potem znajdowałam się w swoim wewnętrznym świecie.
Dopiero po chwili,
po której zebrałam szczękę z podłogi dotarło do mnie, że nigdy tu nie byłam. Po
prostu jakoś tak się nie złożyło. Dużo roboty, zmęczenie i w sumie teraz mi z
tego powodu aż wstyd.
- Matsu-chan! -
usłyszałam krzyk, po czym coś szarpnęło mnie i przygwoździło do ziemi,
jednocześnie zgniatając w stalowym uścisku.
- Ja też tęskniłam -
wystękałam, próbując wyswobodzić się ze śmiercionośnych rąk własnego
Zanpakutou.
- Tak, tak,
przepraszam - zaśmiała się nerwowo rozluźniając objęcia - po prostu tak dawno
cię nie widziałam, a obserwowałam wszystko co się z tobą działo, że teraz mam
ochotę cię przytulać i nie puszczać już nigdy - załkała teatralnie.
- Oj no bez przesady,
jakoś się układa - zachichotałam, po czym wstałam na równe nogi otrzepując mundur
i rozglądając się - aż trudno mi uwierzyć, że to mój świat...
Przez chwilę zapanowała idealna cisza, w której wydawało mi
się, że coś słyszę. Dźwięk był irytujący i przenikliwy, jednak szybko go
zignorowałam. Przeszłam kawałek i stanęłam niemalże w centrum ogromnego,
okrągłego pomieszczenia. Z wysokiego sklepienia zwisał na grubym łańcuchu
metalowy żyrandol z płonącymi świecami. Ściany zbudowane z szarego kamienia pokryte
były wzorzystymi gobelinami. Pomimo takiego wystroju, nie było tu zimno, a nawet
wręcz przeciwnie - czuło się miłe i kojące ciepło. Pomiędzy ozdobnikami stały
drewniane drzwi. Nad każdymi widniał jakiś napis dotyczący pewnego okresu w
moim życiu, lecz na drzwiach, które dotyczyły okresu sprzed mojego trafienia do
Rukongai, zawieszone były łańcuchy opatrzone żeliwnymi kłódkami. Obok każdego
wejścia stały dwie zbroje z włóczniami w rękach. Spojrzałam w drugą stronę i
podeszłam do innych drzwi nad którymi był napis "Rukongai". Bez
większych przeszkód otworzyłam drzwi i weszłam do niewielkiej izdebki
oświetlanej pochodniami. W środku stały bardzo wysokie półki, na których stały
różnorakie gliniane dzbany.
- Tam są twoje
wspomnienia - moje rozmyślania przerwał spokojny, dźwięczny głos Hebi-chan.
- Te kłódki...to
znaczy, że nie mogę się do nich dostać, prawda? Ale...czy tak będzie zawsze?
Nie poznam swojej przeszłości?
- Nie no, skąd! -
zaśmiała się. - Te pomieszczenia są puste.
- Co...? Ale jak to?
- Tak to. Wszystkie
twoje wspomnienia, które się tam znajdowały, aktualnie są tam - wskazała
kierunek za moimi plecami. Odwróciłam się, spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam podobną
izbę jak reszta, lecz tym razem bez drzwi. Ruszyłam powoli, a jednostajny szum,
który do tej pory słyszałam narastał, aż przerodził się w skrzek. Odruchowo zatkałam
uszy i cofnęłam się o krok.
- Czy możesz...możesz
mi wyjaśnić o co chodzi? Jeżeli te, że tak powiem, wrota są otwarte, to
dlaczego wciąż nic nie pamiętam? Czy na przykład mogłabym tam teraz wejść?
- Spróbuj -
powiedziała uśmiechając się tajemniczo.
Przełknęłam ślinę i
spojrzałam tam jeszcze raz. Wyczuwałam w tym jakąś pułapkę, ale jeżeli
faktycznie nie spróbuję, to się nie dowiem. Zaczęłam iść w tamtą stronę
ignorując irytujący dźwięk. Zatrzymałam się na chwilę, walcząc z wahaniem, po
czym przestąpiłam jeszcze jeden krok, stawiając stopę na progu. W ułamku
sekundy zbroje stojące po obu stronach wejścia skrzyżowały przed mną swoje
bronie i odepchnęły do tyłu, przez co wylądowałam na czterech literach.
- Ej! To boli! - uniosłam pięść grożąc blaszakom w
powietrzu. Nikt mnie nie będzie tak traktował w moim własnym wewnętrznym
świecie! Zasyczałam cicho, po czym odwróciłam się do Zanpakutou - widziałaś to?
Co za tupet...ej! A ty z czego się śmiejesz co? To nie jest śmieszne! Wcale!
- Ależ jest!
- Wiesz co...?
- Wiem.
- ...nie cierpię
cię...
Patrzyłam na nią z
pod przymrużonych powiek, lecz ona najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła, a
nawet miała ze mnie jeszcze większy ubaw. Westchnęłam cicho i nawet sama się
uśmiechnęłam, po czym wstałam na równe nogi i wytrzepałam mundur z pyłków.
- Powiedz mi o co tu
chodzi? Czy to znaczy, że nie dostanę się do tych wspomnień, czy co?
- Ależ skąd. Po
prostu masz jeszcze pewną blokadę. To tak, jakbyś potrzebowała dość silnego
bodźca by je uwolnić. One znajdowały się w tamtych miejscach, uporządkowane,
lecz dzisiaj, gdy, że tak powiem, twoje życie zostało obrócone do góry nogami,
zostały zrzucone tam. Ten szum który słyszałaś to zwyczajnie poplątane dźwięki
i rozmowy.
- Jej… - nie
wiedziałam co na to powiedzieć. Jestem właściwie tak blisko poznania swojej
przeszłości, a zarazem tak daleko. Spojrzałam tęsknie w tamtą stronę.
- Muszę ci jeszcze
powiedzieć…w czasie, gdy twoje wspomnienia „przenosiły się” jedno się wymknęło.
Leży tam – wskazała palcem na malutki dzbanuszek stojący obok nogi jednej ze
zbroi, którego wcześniej nie zauważyłam. – Lepiej nie podchodź. Udało mi się je
obejrzeć nim schowało się w swojej glinianej otoczce. Zapewne sama je też dziś
widziałaś. Przykro mi, że pierwsze jakie odzyskałaś jest tak niemiłe.
Spojrzałam na nią
marszcząc brwi, po czym mnie olśniło. Odwróciłam wzrok gdzieś na bok,
mimowolnie wędrując w stronę „Przeszłości”.
- Może chcesz usiąść?
Wtedy porozmawiamy na spokojnie. – zaproponowała i nie czekając na moją
odpowiedź pstryknęła palcami.
Odskoczyłam
zaskoczona, gdy ziemia pod moimi nogami zaczęła się przesuwać robiąc w podłodze
wielką dziurę. Jakby w odpowiedzi na moje uniesione brwi z owego otworu
wyłoniły się dwa miejsca do siedzenia.
Jednym z nich był tron
– na pierwszy rzut oka wydawało się nieoszlifowane, jednak przy bliższych
oględzinach zrozumiałam, że te nierówności były celowe. Żelazo zostało tak
wyrzeźbione by sprawiało wrażenie, jakby to krzesło tworzyły splątane ze sobą
węże. Dotknęłam zimnej powierzchni – idealnie odwzorowywała fakturę łusek. Śliczne.
Drugie natomiast
zupełnie się odróżniało. Przypominało bardziej leżankę niż jakiekolwiek
krzesło. Białe obicie sprawiało wrażenie miękkiego i wygodnego.
- Usiądź na tronie,
moja pani – Hebi-chan teatralnie skłoniła głowę, po czym sama podreptała do
drugiego miejsca i rozłożyła się na nim.
- To naprawdę moje…?
– spytałam obchodząc je dookoła, po czym siadając na nim. Przez chwilę poczułam
się jak prawdziwa królowa. Królowa własnego malutkiego świata.
- Tak, w zupełności
twoje.
Między nami zapadła
cisza mącona jedynie wspomnieniami. Starając się na tym nie skupiać, szukałam
dla siebie najwygodniejszej pozycji i w końcu skończyłam z nogami przerzuconymi
przez jedną poręcz i głową przewieszoną przez drugą. Ostatecznie zdecydowałam
się odezwać, spytać o coś co nie dawało mi spokoju.
- Ej, jak to jest, że
ty możesz słyszeć to co ja? Masz wgląd w całe moje życie, czy co?
- Można tak to
nazwać. Słyszę to co ty, widzę to co ty…nawet wiem o czym teraz myślisz i nie,
nie wiem czemu banany nie chodzą w szlafrokach.
- …to cios poniżej
pasa. To są moje prywatne myśli – wygięłam usta w podkówkę i spojrzałam na nią
z wyrzutem.
- Wiesz, mogę takie
rzeczy robić, bo mieszkam w twojej głowie. Fajnie tu nawet, całkiem przytulnie.
– wyszczerzyła ząbki, a gady na jej głowie zasyczały radośnie. Widząc jednak
mój nieco sceptyczny wzrok, kontynuowała – uwierz mi, to jest plus. Mogę być
twoją najwierniejszą powierniczką sekretów. Nikomu ich nie zdradzę.
- Przecież wiem…ale i
tak jakoś mi z tym nieswojo… - burknęłam.
- Eh…zobaczysz,
jeszcze to przemyślisz i oswoisz. Teraz pomijając te wszystkie pierdoły
przejdźmy do meritum. Chodzi mi o to dzisiejsze zebranie…wiem, że nie chcesz
się na to zgodzić, ale wiem też że nie masz wyboru. Pamiętaj, nawet jeśli
zostaniesz sama ja wciąż będę z tobą.
- Przecież wiem…ale
chwila, co masz na myśli mówiąc „zostaniesz sama”? – zmarszczyłam brwi.
- No wiesz… jeżeli
opuścisz to miejsce i dołączysz do nich, to to co zostanie po tobie w Soul
Society to „zdrajczyni”. Przyjaciele się od ciebie odwrócą, nie będą chcieli
cię znać, czy pamiętać…
- Czekaj – przerwałam
jej unosząc rękę i kręcąc przecząco głową – muszę to sobie wszystko poukładać.
Nie zdążyłam jeszcze tego dobrze przemyśleć a ty mi tu wyjeżdżasz z takimi
smutami…ja chciałam szukać pozytywów, a ty mi o negatywnych stronach. To
wszystko dzieje się tak szybko… - jęknęłam.
Hebi-chan westchnęła
jedynie opierając brodę na kolanach.
- Najgorsze w tym
jest to, że muszę zatrzymać to tylko dla siebie. Nie mogę nikomu o tym
powiedzieć…
- Ekhem! – przerwała
mi teatralnie odkrztuszając.
- No tak, wybacz. Czyli
znalazłam jeden pozytyw – zaczynam oswajać się z twoimi możliwościami –
mruknęłam.
- No widzisz! Jednak
wszystko ma swoje dobre strony! – rzuciła uśmiechając się.
- Tylko dlaczego ja
ich muszę szukać. Jakby same nie mogły do mnie przyjść. I tak mam dużo roboty –
westchnęłam z powrotem uwalając się na poręczy.
- Oj już nie
narzekaj, bo w depresję popadniesz i co ja wtedy z tobą zrobię? Myślisz ty
czasem o mnie?
- No jasne, że myślę!
Jak mogłabym nie myśleć, skoro wiercisz mi dziurę w mózgu od rana do wieczora
swoim szczebiotaniem, które tak usilnie próbuję ignorować?
- Teraz przesadzasz –
wygięła usta w podkówkę – wcale ci nie truję. Ja po prostu staram się zwrócić
na siebie uwagę mojej zapracowanej pani…
- Przepraszam cię –
skuliłam się w kłębek na tronie i przymknęłam oczy – obiecuję ci, że jak tylko
znajdę trochę czasu to potrenujemy razem, dobrze? Na razie muszę to sobie
wszystko przemyśleć na spokojnie i poukładać, bo zwariuję.
- Trzymam cię za
słowo – odpowiedziała, a jej cichnący chichot był ostatnim co usłyszałam nim
sen złapał mnie w swoje ramiona.
***
W momencie w którym
w swoim wewnętrznym świecie znalazłam się w objęciach Morfeusza, obudziłam się
w świecie rzeczywistym. Zupełnie, jakby Morfeusz wyjął mnie z jednej
piaskownicy i wsadził do drugiej.
Wstałam, przetarłam
oczy i przeciągnęłam się, aż wystrzeliły mi wszystkie możliwe kości, po czym
położyłam się z powrotem. Westchnęłam głęboko, a następnie obróciłam się na bok
i kontynuując – sturlałam się z materaca. Miałam w sumie zamiar już do końca
dzisiejszego dnia nie ruszyć tyłka ze swojej kwatery, jednak obecna sytuacja zmusiła
mnie do podjęcia radykalnych decyzji. Przeczy to moim zasadom, temu, co sobie
ustawiłam jako „całkiem ważne”, lecz w tym momencie lepszych pomysłów nie mam.
Jedyne co mam, to zamiar, aby upić się i zapomnieć, chociaż na chwilę.
Podejrzewam, że okazję ku temu mieć będę już niedługo. Najlepiej zrobię jeśli
udam się do Renji’ego, on na pewno mnie wkręci, a potem pójdzie samo, z górki.
Jak pomyślałam tak
też zrobiłam, więc gdy już wyczołgałam się z pokoju i doprowadziłam do stanu
względnej używalności ruszyłam do Szóstej Dywizji, gdzie spotkałam trenującego
leżenie w cieniu porucznika.
- Hej Renji! –
przywitałam się przywołując na swoją twarz radosny uśmiech.
- Cześć młoda –
odparł, leniwie unosząc jedną powiekę – jak leci?
- Całkiem całkiem. Na
pewno tobie żyje się lepiej, bo wiesz, taki silny, przystojny i uroczy
mężczyzna jak ty pewnie nie odpędza się od kobiet, a do tego tak…pracowity i
zręczny…marzenie! Twój kapitan musi być z ciebie dumny i…
- Wiem, że jestem
idealny – wyszczerzył zęby, po czym uniósł się na łokciach – ale teraz powiedz
mi z jaką sprawą do mnie przychodzisz, bo nie wierzę, że sama z siebie prawisz
komukolwiek komplementy.
- I do tego jaki
mądry i spostrzegawczy! Od razu wiedziałeś, że coś do ciebie ma… - urwałam
widząc jego sceptyczny wzrok i przewróciłam oczami – okej, to ja przejdę do
sedna, bo mi chyba język odpadnie. Chodzi mi o to, żebyś mi powiedział, czy
dzisiaj odbywa się wasz „wieczorek towarzyski” u Matsumoto-san.
- No z pewnością, a
co? – spytał marszcząc brwi.
- Czy mógłbyś mnie w
takim wypadku dziś ze sobą zabrać? – spytałam błagalnym tonem.
- No tak, nie ma
problemu. Jednak z tego co pamiętam, to po ‘tamtej’ imprezie stwierdziłaś, że
raczej nie chcesz już w czymś takim uczestniczyć. Dlatego się dziwię.
- No w sumie tak, ale
wiesz – ludzie się zmieniają, te sprawy – machnęłam ręką - ale i tak dziękuję
ci. A tak właściwie…czemu nie pracujesz?
- Cii! – syknął
zrywając się i przytykając i mi palec do buzi – ja właśnie ćwiczę chowanie się
przed kapitanem i nie chwaląc się jak na razie świetnie mi idzie.
- No to gratuluję. A
weź tylko przypomnij mi – twój kapitan ma czarne włosy, blachodachówki na
głowie, szaliczek i lodowate, wdzierające się w głąb duszy oczy?
- Tak. Niezłą masz
pamięć!
- To nie pamięć, to
oczy. On właśnie stoi tuż za tobą i chyba próbuje mnie zabić wzrokiem.
Jak na komendę Renji
wyprostował się obrócił o sto osiemdziesiąt stopni. Przerażenie zapanowało na
jego twarzy, gdy usilnie próbował wymyślić jakąś wymówkę. Wyglądałam zza jego
ramienia obserwując rozwój sytuacji.
- K-kapitanie! Co
kapitan tu robi?
- Wyszedłem sprawdzić czy wszyscy robią to, co do nich
należy. Zdaje się, Abarai, że miałeś wypełniać zaległe raporty. Zamiast tego
jednak widzę, że zabawiasz jakąś pannę, która nawet nie należy do tej dywizji.
Jak możesz się z tego wytłumaczyć?
Chłopak nerwowo
miotał oczami na prawo i lewo z nadzieją na jakiś punkt zaczepienia,
jednocześnie otwierając i zamykając usta w poszukiwaniu odpowiednich słów,
jednak nieefektywnie.
- Dobrze. Zaprzestań
tego intensywnego procesu myślowego, gdyż widać, jak przegrzewają się twoje
szare komórki. Najlepiej zrobisz, jeśli natychmiast zejdziesz mi z oczu i
wrócisz do swojej pracy. Albo i nie. Rób co chcesz, tylko najpóźniej jutro chcę
widzieć te raporty na biurku. Jeśli nie…to chyba nie muszę kończyć, prawda?
- Tak jest,
kapitanie! – wyrecytował czerwonowłosy, po czym oboje obserwowaliśmy oddalające
się plecy.
- Uff…udało się. Ale
ten twój dowódca sztywny. Jakby kij połknął czy co… - powiedziałam, choć najwyraźniej
zbyt głośno, ku przerażeniu Renji’ego.
To działo się w
ułamkach sekundy. W jednej chwili Kuchiki się zatrzymał i obrócił w naszą
stronę wymawiając cichą komendę, a już w drugiej zwiewaliśmy z zawrotną
prędkością będąc smaganymi po tyłkach tysiącem kwiatów wiśni. Zatrzymaliśmy się
dopiero wtedy, gdy wypluwaliśmy płuca, a ostatnie płatki zakończyły swoją pogoń
zawracając. Padliśmy z ulgą na ziemię charcząc i świszcząc przez jakieś pięć
minut próbując dojść do siebie. W końcu gdy mój towarzysz podźwignął się na
kolana, a następnie na równe nogi, w miarę swoich możliwości zerwałam się z
gleby i przylgnęłam do niego obejmując go udach.
- Wybacz mi, wybacz
mi! Sprowadziłam na ciebie złość Kuchiki’ego swoją niewyparzoną gębą i brakiem
umiejętności w regulacji tonu własnego głosu~! Nie zabijaj mnie, tylko mi
wybacz, o miłosierny…! – wyłam mu w kimono mocząc je rzewnymi łzami, gdy on
nagle ku mojemu zdziwieniu zaczął się śmiać.
- Nie przesadzaj,
młoda. Pakowałem się w gorsze sytuacje, szczucie mnie Senbonazkurą zdarza się
dość często, więc w żadnym razie nie mam do ciebie o nic żalu, wręcz przeciwnie
– dostarczyłaś mi niezłej rozgrzeweczki na dzisiaj – przeciągnął się, aż
strzeliło mu kilka kości – No już, wstawaj. Mamy jeszcze trochę czasu nim
powinniśmy się zjawić u Matsumoto, ale jeśli ruszymy sobie spacerkiem, to
dojdziemy na czas.
- No to chodźmy –
uśmiechnęłam się i wyprostowałam, lecz mimo wszystko musiałam trzymać się go za
ramię, bo moje nogi były jak z waty – wiesz, jako dżentelmen mógłbyś mnie wziąć
na barana.
- Mógłbym. A co będę
z tego miał?
- Dozgonną
wdzięczność? Szczery uśmiech?
- Jakoś mnie to nie
przekonuje…
- To rozegram to
inaczej. Jeśli mnie nie podrzucisz, to powiem Yumichice, że masz problem z
pielęgnacją włosów. Załatwię ci tym samym minimum trzygodzinny wykład, po czym
drugie tyle testów różnych odżywek i szamponów. Wchodzisz w to?
- …wskakuj.
***
- Zaraz zasnę…
- To może jednak
chcesz na własnych nogach…? – wystękał Renji.
- Nie…aż tak spać mi
się nie chce. Po prostu tak monotonnie tobą telepie… - westchnęłam.
- Jeszcze jedno
słowo…
- Słowo? – spytałam z
wrednym uśmieszkiem, który zaraz spłynął mi z twarzy jak tylko z zaskoczeniem
zsunęłam się z jego pleców na twardą podłogę – może jakieś ostrzeżenie?!
- Ostrzegałem. Poza
tym jesteśmy na miejscu – rzucił szczerząc zęby i nie zwracając na mnie uwagi zapukał
do drzwi.
- Goście goście~! –
zaśpiewała Rangiku biegnąc do nas i wpuszczając nas do środka – oh Matsu-chan
przyszłaś! Wiedziałam, że kiedyś do nas wrócisz!
Nim się spostrzegłam
poczułam jak zgniata moje żebra w morderczym uścisku pełnym miłości. Jak tylko
udało mi się złapać oddech i chwilę potem zrekonstruować zmiażdżoną śledzionę,
odparłam:
- Też się cieszę, że
cię widzę Matsumoto-san. Też miałam takie przeczucie, lecz nie sądziłam, że
nastąpi to tak szybko.
- Już siadaj siadaj,
dziś ci nie odpuszczę i napijesz się z nami, nie ma zmiłuj~! – pogroziła mi
palcem z uśmiechem, po czym podała spodeczek i zalała go przezroczystym płynem.
- Nawet nie mam
zamiaru odmawiać – mruknęłam zaciągając się zapachem. Już chciałam umoczyć
wargi, gdy drzwi się rozsunęły i do środka dumnie wkroczył Yumichika. Tak jak
myślałam, przyszedł sam. Jego wzrok powędrował do mnie, co poskutkowało
uniesieniem przez niego brwi.
- Co ty tu robisz?
- Siedzę…i piję.
- Myślałem, że ty nie
pijesz.
- No bo nie piję.
- To dlaczego pijesz?
- Bo mogę.
- Argument nie do
przebicia – mruknął.
Zlustrował mnie
wzrokiem, po czym w oku błysnęło mu coś, co nie wydawało się miłe. Uśmiechnął
się chytrze, po czym zwrócił się do Renji’ego i szepnął mu coś na ucho. Ten
przez chwilę analizował jego słowa, spojrzał na mnie i zaśmiał się.
- Zgoda! – huknął,
uścisnęli sobie dłonie, które „przecięła” nie bardzo interesująca się ich
sprawkami Matsumoto-san.
Patrzyłam się na
nich bez zrozumienia i z lekkim niepokojem, lecz w sumie nie przyszłam tu po
to, by zajmować się ich głupimi pomysłami. Wzruszyłam ramionami i wypiłam sake
jednym haustem. Gdy krzywiłam twarz próbując przywyknąć do specyficznego posmaku,
Ayasegawa usiadł obok mnie i pochłonął swoją porcję i będąc przy tym w o wiele
lepszym stanie niż ja. Nie poświęciłam mu dużo uwagi, wracając do wypełniania
swojego planu. Jednak mój plan się nie powodził. Byłam przytomna zarówno przy
siódmym spodeczku gdy dołączył do nas Hisagi-kun, jak i przy dwunastym kiedy
moja kochana porucznik Dziesiątej Dywizji zaczęła odpływać do innego wymiaru.
Nie zbyt cieszyłam się z tego faktu, że każdy ma jakieś swoje przeżycia, a mi
się nawet nie kręci w głowie. Przy dwudziestym zwyczajnie zrezygnowałam
chowając twarz w dłoniach. Uznałam, że zwyczajnie nie ma sensu siedzieć tu
dłużej. Obróciłam się w bok by zobaczyć, w jakim stanie jest Piórkowaty i od
razu dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Ilekroć widziałam go pijanego, nigdy
nie był aż tak blady.
- Ej, Yumichika!
Wszystko gra? Może już sobie na dziś darujesz…? – potrząsnęłam nim, na co
zareagował przeciągłym jękiem.
- Niee…na dziś
koniec. Wracasz ze mną do oddziału…
- Puść mnie. Zostaw
mnie w spokoju, ty… - warknął, po czym na chwilę zrobił się zielony. Skrzywił
się, ale na szczęście mu przeszło.
- Nie, nie zostawię
cię tu w takiej sytuacji – powiedziałam cicho – idziesz ze mną, czy tego chcesz
czy nie, bez dyskusji.
- Powiedziałem puść
mnie! – podniósł głos i zaczął się szarpać, lecz szybko tego zaprzestał, bo
zrobiło mu się tylko gorzej.
Nie odpowiedziałam
już. Szturchnęłam Renji’ego, który, ku mojemu zdziwieniu, nie wypił dużo i był
w miarę trzeźwy, by mi pomógł. On rzucił tylko krótkie „wiedziałem”, po czym przerzucił
sobie jego rękę przez kark i zaczął targać na wpół przytomnego oficera do
sąsiedniej dywizji.
- Co mu strzeliło do
głowy! Możesz mi powiedzieć? – spytałam czerwonowłosego, bo od Ayasegawy
odpowiedzi raczej bym się nie doczekała.
- Raczej nie
zwracałaś uwagi na to, co się wokół ciebie dzieje, co?
- No…niezbyt.
- Właśnie. Yumichika
na początku założył się ze mną, że skoro to twój pierwszy raz to postara się
„dotrzymać ci kroku” i ostatecznie wypić więcej. Niestety jak się okazało, masz
naprawdę silną głowę i odporny organizm. Piłaś w szybkim tempie, a on jak głupi
próbował nadążyć, aż wylądował w tym stanie. Nie wiem, ile ty pochłonęłaś, ale
on wysiadł chyba na…
-
Dziesiątym…zdecydowanie za szybko… - szepnął obgadywany, po czym znowu
zamilkł.
- Oh…co za kretyn –
warknęłam – czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co ty zrobiłeś?!
- Ja? Co ja
zrobiłem…?! Ja po prostu… - urwał łapiąc się za żołądek.
- Uh, nie kończ,
nawet nie chcę ciebie słuchać. Za takie lekkomyślne zachowanie to powinnam zostawić
cię tu na środku, ale znaj moją dobroć.
Nie odpowiedział z
czego się ucieszyłam. Gdy dotarliśmy do jego kwatery Abarai zrzucił go na jego
posłanie, co chory skwitował przeciągłym jękiem.
- Dziękuję ci. On ci
się chyba nigdy nie wypłaci. Ja w sumie też mam u ciebie dług, poniekąd jestem
za to odpowiedzialna…
- Ja tego rozstrzygać
nie będę – wyszczerzył się rozprostowując kark – ja się już ulatniam. Muszę być
jutro w miarę przytomny, by załatwić te wszystkie raporty.
- Tak…ja tu jeszcze
chwilę zostanę – poczekałam, aż za czerwonowłosym zamknął się drzwi i będąc
pewna, że Piórkowatego już zmorzył sen, udałam się do jego kuchni. Nalałam mu
wody do dzbanka i do szklanki, które postawiłam obok jego kanapy. Wzięłam też
koc, który leżał odłożony na krześle, i przykryłam go po szyję.
- Kretyn… -
mruknęłam, po czym udałam się do wyjścia. Nim przekroczyłam próg, usłyszałam
ciche „dziękuję”, jednak uznałam to jedynie za pijacki bełkot.
--------------------------------------------------------------------------------
I tak oto dobrnęliśmy do końca tego rozdziału. Liczę, że następnym razem spotkamy się przed upływem kwartału :I
Awawawaw. Taki piękny rozdział ;___;
OdpowiedzUsuńPodoba mi się wewnętrzny świat Matsu .w.
I lubię jej Zanpakusia .w.
Kapitan Kuczyki i jego blachodachówki .w.
pijany Jumićka .w.
Tyle pięknych rzeczy w jednym rozdziale *o*
piszaj, piszaj.
I wybacz mi jakość komentarza, ale mam dziwną fazę ._.
A Serek czytała rozdziała wcześniej, tylko nie miała czasu go skomentować.... Gomenasai! T.T
OdpowiedzUsuńPowiem wprost: blachodachówki mnie rozbroiły ^^.
Ale jak dla mnie za mało opisu wewnętrznego świata, o.
Tak, wiem przyganiał kocioł garnkowi *wyszczerz*
No i mam bulwersa jak można mieć taką mocną głowę, noooo.! To nie fair, Ser też tak chce.!
I wybacz, że w dziwnej kolejności i krótko, ale moje laboratorium wzywa, testy 4-letnie nie wybierają -.-'
Rozdział naprawdę bardzo przyjemnie się czytało, pochłonęłam go na jednym wdechu ;)
OdpowiedzUsuńHaha, widzę, że Yachiru daje nieźle w kość głównej bohaterce :D No, ale będzie się musiała przyzwyczaić do wybryków swojej pani porucznik ;)
Bardzo podobał mi się wewnętrzny świat Matsuki - wykreowałaś napradwę ciekawe miejsce. Szczególnie spodobał mi się motyw z zablokowanymi wspomieniami, które zostały zamknięte w jednym z pokoi. Ciekawa jestem, czy bohaterce dua się je odblokować, no i jaka była jej przeszłość.
Sceny z Renjim powaliły mnie na łopatki. W szczególności charakterystyka Kuchikiego - blachodachówki na głowie mnie zniszczyły xDDD A później ta ucieczka przed Senbonzakurą - genialne :D
Impreza bardzo przyjemnie opisana - mogę się założyć, iż Yumichika nie spodziewał się, że Matsuko ma taką mocną głowę. Biedny Yumi na drugi dzień będzie się czuł bardzo "niepięknie" ;)
Pozdrawiam serdecznie i czekma z neicierpliwością na ciąg dalszy ;)))
Kurcze, aż człowiek sobie przypomniał te piękne czasy kiedy to Onet był w miarę normalny, a ludzie żyli opowiadaniami, pisali, pomagali, umieszczali swoich internetowych przyjaciół w opowiadaniu. Stary dobry Renji, dawka bleachowego humoru i można się rozpłynąć...
OdpowiedzUsuńPisz dalej マツちゃん co bym mogła sobie czasem zerknąć na Twoje dzieło i bym miała chęć do pisania.
Ja po prostu uwielbiam sposób w jaki opisujesz Yachiru! ♥ boooziu jest taka rozkoszna, nawet bardziej niż w anime *.*
OdpowiedzUsuńPoza tym ciekawy pomysł z tymi wspomnieniami w dzbanuszkach, ciekawe kiedy Matsu odzyska pamięć.
A skoro o tym mowa.. 'To nie pamięć, to oczy' no tutaj mnie zniszczyłaś xD co za Byakuya <3
Reakcja Renjiego na komplementy przypomniała mi mojego kumpla z klasy.. normalnie nie było go ostatnio w szkole i sprawdzał w moim zeszycie co robiliśmy na matmie (ooooch cztery kartki a4 zapisane, było bosko xD) no to uprzejmie zaoferowałam, że go mu pożyczę i sobie przepisze.. a on takie WTF na twarzy i się mnie pyta czy jestem jakaś chora i czego chce w zamian.. no już zwyczajnie koleżeńskim nie można być xD poza tym też jest rudy! Mam osobistego Renjiego
No i tekst 'Bo moge' to też jest cięta riposta w mojej klasie xD
Pozdrawiam, buziaki ;3
Cześć. Oto moja historia. Pewnego wieczora, gdy już leżałam w łóżku, usiłując zasnąć, naszła mnie chęć na przeczytanie opowiadania na bliczowy temat. Wyszło na to, że zasnęłam dopiero o 5-6 rano, a teraz jestem tutaj i... nie wiem co powiedzieć. :3
OdpowiedzUsuńTwój blog jest świetny. Jest w nim wszystko, co być powinno. Idealnie oddane charaktery postaci, potężna dawka humoru, porządnie przemyślana fabuła i akcja. Wprost wchłonęłam każdy z rozdziałów i jestem nienasycona. Także mam nadzieję na rozdział nim minie kwartał, a już niewiele zostało.
Życzę dużo weny, pomysłów i wolnego czasu, byś miała kiedy wymęczyć klawiaturę w pisaniu ciągu dalszego. Pozdrawiam. ;-)
Przeczytałam wszystko co napisałaś za jednym razem i stwierdzam... niesamowite. Genialne. Zajebiste. Fantastyczne.FENOMENALNE!!! Jesteś niesamowita. Twoja postać jest jak żywa. Opisy postaci są dobre, a nawet bardzo dobre. Akcja jest logiczna i ciekawa( u mnie z tym zawsze problem :3) nie mogłam oderwać się od czytania! Pisz pisz pisz!!! Dalej i więcej! Ja chcę wiecej!!! To najlepsze opowiadanie o Bleach jakie czytałam do tej pory! Od dzisiaj to mój narkotyk *zaciesz* A więc się. pospiesz! ^^ WENY ŻYCZĘ ! ~ Meiko- chan :3
OdpowiedzUsuń