Z góry chciałam bardzo przeprosić za...chyba jak na razie najdłuższą swoją nieobecność na blogu (nawet nie chcę wiedzieć ile to było...). Miałam pewne problemy ze sobą i z tym blogiem i historią...miałam takie wrażenie, jak by pisanie nie sprawiało mi takiej przyjemności jak kiedyś, nie umiałam się w ogóle zabrać za tę notkę. No ale wczoraj się zmusiłam, i jak przebrnęłam przez swoją blokadę, to dalej poszło już gładko ;w; Bałam się tylko, że wyjdzie za krótko czy coś, ale chyba trzymam się w swoich standardach, huh?
Muszę też przyznać, że zastanawiałam się, czy po dodaniu tej notki nie zawiesić bloga...ale to chyba nie byłoby wyjście. Jedyne co, to muszę kopnąć swoją wenę w cztery litery. Tak :3
Ostatnia rzecz - bardzo, ale to bardzo dziękuję osobom, które od dobrego miesiąca pisały do mnie na asku <3 Chcę wam powiedzieć, że nie ignorowałam nic, wszystko widziałam, jedynie nie odpisywałam, kiedy naprawdę nie wiedziałam co mogę napisać. Bardzo mi teraz wstyd, że dałam się tak złapać w lenistwo, że jestem tu dopiero teraz.
Skończę już się rozckliwiać i przejdę do notki, mam nadzieję, że się spodoba i chociaż tak wynagrodzę swoją długą nieobecność ;w;
Edit: PS. Zapomniałam wspomnieć (i się usprawiedliwić) - przez cały ten czas rzadko kiedy siedziałam przy komputerze, a na telefonie miałam pewien problem z bloggerem, dlatego jestem do tyłu z waszymi blogami - to również postaram się szybko nadrobić ;w;
---------------------------------------------------------------------------------------
Przez następne dwa
dni Yumichika przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy nieudolnie przykryty
czym tylko się dało. Nie miał praktycznie na nic siły co odbijało się na mnie –
on tylko chodził i stwarzał pozory, ja natomiast robiłam wszystko. Jak zwykle z
resztą, ale teraz to zdawało się jakoś bardziej odczuwalne.
Do tego jeszcze
robił z siebie wielce wielką ofiarę, wyglądał jak kupka nieszczęścia i
oczywiście obwiniał o wszystko mnie. A mi nie wolno było choćby pisnąć. Bo to
przecież wszystko moja wina. Miałam tylko, metaforycznie mówiąc, robić za
podnóżek dla pana szlachcica.
Na szczęście swoje,
a zwłaszcza moje dość szybko wrócił do normy (czytaj: stał się ciut mniej
zrzędliwy). Od tamtej pory żyliśmy sobie długo i szczęśliwie (albo i nie), do
czasu gdy pewnego pięknego dnia, gdy akurat tonęłam w swojej kwaterze w
papierzyskach, a Piórkowaty malował razem z Yachiru, dostaliśmy informację, że
mamy się stawić u kapitana. Spojrzeliśmy po sobie, po czym powiedziawszy naszej
pani porucznik, że jeśli poczeka na nas grzecznie to dostanie wspaniałą
nagrodę, wyszliśmy. Przez chwilę się jeszcze martwiłam, czy pomysł by zostawić
to cukierkowe tornado sam na sam z raportami, to dobry pomysł, ale
stwierdziłam, że Yumi też może raz na jakiś czas wziąć za coś odpowiedzialność.
Tak w razie co.
Gdy stanęliśmy przed
drzwiami gabinetu Kenpachi’ego, przez chwilę w ciszy obrzucaliśmy się
telepatycznymi uwagami, typu „otwórz te drzwi, głombie”. W końcu dałam za
wygraną i zapukałam lekko. Nic. Powtórzyłam to nieco głośniej, lecz wciąż bez
odpowiedzi. Spojrzałam na towarzysza, lecz jego wzrok wskazywał jedynie na to,
bym kontynuowała. Spróbowałam ponownie i znów będąc zignorowana, po prostu
odsunęłam drzwi i weszłam do środka. Przywitał nas w sumie pusty pokój. Tak na
pierwszy rzut oka. Bo za drugim, coś się poruszyło, a przy trzecim spadło z
hukiem. Z lekkim niepokojem automatycznie wycofałam się, trafiając plecami na
stojącego za mną Ayasegawę. Natychmiast odskoczyłam od niego jak oparzona, po
czym prychając chciałam podejść do źródła hałasu, ale źródło mnie ubiegło. Zanim
wyłoniło się spod biurka pod które spadło, zdążyło przekląć tego, kto zbudował
te krzesła, jego rodzinę o kilka pokoleń wstecz i drzewo z którego zostało
wykonane.
Zachichotałam cicho
rozpoznając głos owego źródła. Gdy nasz kapitan w końcu wygramolił się spod biurka, musiałam schować się za
Yumichiką, bo zwyczajnie nie mogłam wytrzymać. Naszemu dowódcy lekko zwichrzyły
się jego dzwoneczkowe włosy, a wciąż zaspane oczy ciskały piorunami we
wszystkie strony. Daliśmy mu chwilę, na doprowadzenie się do porządku, a gdy
był już gotowy, ja także już się zdążyłam uspokoić.
- No to tego –
odchrząknął, po czym przybrał poważną pozę, która wyglądała przekomicznie – ten
cały Mayuri, wykrył coś w Świecie Żywych i ktoś oczywiście musi iść to zbadać i
oczywiście pozbyć się tego, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- A gdzie to będzie?
– spytał Piąty.
- A jak ci się zdaje?
– odbił znudzony Kenpachi.
- Karakura – bardziej
stwierdził niż spytał, a na jego usta wkradł się uśmieszek.
- Bingo. Razem z wami
udadzą się tam Abarai i Kuchiki. Wyruszacie jeszcze dziś. Bez dyskusji – uciął
rozmowę z taką miną, która jednocześnie mówiła do nas „wy…chodzić mi stąd w
podskokach, bo jak nie to nie ujrzycie więcej światła”. Mnie na chwilę zatkało,
więc zostałam niemal wypchnięta przez zachowującego zdrowy rozsądek i chęć
życia Piórkowatego.
- Zrozumiałeś coś z
tego? – spytałam nieco zdezorientowana.
- No tak. Ruszamy
dziś do Świata Żywych razem z Rukią i Renjim. Tak trudno było załapać? –
uśmiechnął się wrednie.
- Haha, bardzo
śmieszne – zmrużyłam oczy posyłając mu mordercze spojrzenie – tyle załapałam.
Bo więcej się nie dało. Halo? Co z resztą informacji?
- Dowiemy się na
miejscu – mruknął ruszając z powrotem do Yachiru.
- Jak to na miejscu?
Weź ty mi to wytłumacz, co?
Patrzył się na mnie
przez chwilę badawczym wzrokiem, po czym nagle go coś olśniło.
- Ty jeszcze nigdy
nie byłaś na takiej misji!
- Brawo, Kapitanie
Oczywisty! Teraz możesz mi rozjaśnić sytuację? – spytałam z nadzieją.
- Ekhem, dowiesz się
na miejscu – odparł wciąż idąc przed siebie, zostawiając mnie w tyle z
mieszaniną uczuć i chęci, z jednej strony chcącej go natychmiast ukatrupić, a z
drugiej szykującej serię tortur odwlekającej ten moment w nieskończoność.
***
Gdy wracaliśmy do
kwatery zdążyłam namówić Piórkowatego, by dokończył za mnie raporty. Było to o
tyle łatwe, że właściwie niewiele zostało. Tak czy siak jego mina nie wyrażała
już takiego szczęścia, a ja też się domyślałam dlaczego. Niestety moje jadowite
myśli, nie spełniły się w rzeczywistości. Yachiru spała sobie grzecznie na
podłodze pilnując kupki papierów. Mimo iż żal mi było tego, że Yumichika się
nie pomęczy, to tak uroczy widok rozczulił mnie i spowodował, że uśmiechnęłam
się pod nosem. Wzięłam koc ze swojego materaca i przykryłam ją, po czym
usiadłam obok i wbiłam swój wzrok w chłopaka.
- Do roboty, chcę się
wreszcie napatrzeć, jak pracujesz, bo nie często jest mi to dane.
- Ha ha – mruknął
niezadowolony, ale zaczął pracować. Trzeba powiedzieć, że ma wiele wad, ale
przynajmniej dotrzymuje zdania. Bacznie mu się przyglądałam. Widać, że miał o
wiele więcej wprawy niż ja, więc szło mu znacznie szybciej. Oparłam brodę na
kolanach, ziewając lekko. W sumie kiedy jego twarz nie jest wykrzywiona w szyderczym
uśmieszku, jest całkiem całkiem. Po chwili uświadamiając sobie o czym właśnie
myślałam, dopadł mnie dziki atak śmiechu. Chichotałam, aż fioletowowłosy uniósł
jedną brew obrzucając mnie zdziwionym wzrokiem, a Yachiru obudziła się i
spojrzała na mnie zaspanymi oczkami.
- Witaj pani
porucznik – uśmiechnęłam się do niej, na co ona ziewnęła i przeciągnęła się
lekko – jak się spało?
- Dobrze – mruknęła,
rozglądając się po pokoju. Czułam, że jeszcze chwila, a odzyska pełnię energii
i wtedy się zacznie. Zanim to jednak nastąpiło, młoda wstała i poczłapała do
Yumichiki, który z uśmiechem pogłaskał ją po głowie. Ona natomiast ziewnęła
jeszcze raz, wytarła jeszcze raz oczy, ale tym razem rękawem Piórkowatego, ku
mojej uciesze a jego przerażeniu. Po tym przeciągnęła się i wróciła do mnie z
pytaniem wypisanym na rumianej twarzyczce.
- Buraczkuu~!
- Tak, pani
porucznik? – spytałam jednocześnie usiłując sobie przypomnieć gdzie ja trzymam
jakieś zapasy słodyczy.
- Obiecaliście mi
coś, prawda?
- Prawda, pani porucznik
– odpowiedziałam, wstając na równe nogi i podając jej rękę by ją złapała. Gdy
już ją uchwyciła, podeszłam do biurka przy którym siedział Yumichika i pchając
go biodrem by się przesunął, otworzyłam szufladę i pogrzebałam w niej trochę.
Wreszcie z wyrazem tryumfu na twarzy wyciągnęłam dużą paczkę żelek i wręczyłam
ją Różowej.
- To ode mnie. Teraz
jeszcze poznęcaj się nad Piórkiem, to odpali ci coś jeszcze – mrugnęłam do niej
porozumiewawczo udając, że nie czuję jak towarzysz ciska we mnie piorunami.
Uradowana Kusajishi przycupnęła na moim wyrku, natomiast Ayasegawa szarpnął
mnie za nadgarstek, bym się do niego nachyliła.
- Naprawdę musisz
mnie wrabiać za każdym razem?!
- A co, ja mam za
ciebie nagrody wydawać? Ufam, że jesteś na tyle samodzielny, by zrobić to
samemu – wyszczerzyłam się, za co zarobiłam otwartą dłonią w tył głowy – ej! A
to za co?!
- Za całokształt –
burknął i wrócił do pracy, choć nie zdołał przede mną ukryć lekkiego uśmiechu.
***
- Skończyłeś juuż~? –
zapytałam turlając się po materacu. Yachiru już dawno poszła pomęczyć kogoś
innego, a ja próbowałam pozbyć się nudy.
- Jeszcze chwila –
mruknął. Przewróciłam oczami i wróciłam do swojej bardzo ciekawej czynności.
Tym razem jego
„chwila” faktycznie trwała chwilę, bo zapisał ostatnie kilka znaków i wreszcie
odłożył pędzelek.
- Zadowolona? –
przeciągnął się.
- Nawet nie wiesz jak
bardzo – wymruczałam, przyglądając mu się leżąc na plecach. Świat tak zabawnie
wygląda do góry nogami – możesz teraz wreszcie stąd wyjść.
- Już mnie wyrzucasz?
– teatralnie udał obrażonego, podnosząc rękę do ust.
- Tak – odparłam,
wstając i otwierając mu drzwi – doceń, że drogę ci toruję, ty niewdzięczniku!
- Oh tak, dzięki ci
bardzo, o dobroduszna – mruknął i zwlekł się z krzesła, podchodząc do drzwi –
bądź gotowa na za godzinę, bo cię nigdzie nie zabiorę.
- Tak jest, mamo –
uśmiechnęłam się serdecznie i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Odwróciłam się na pięcie i nie bardzo wiedząc, co mam
zrobić, przyszykować, zabrać, po prostu poszłam się odświeżyć.
***
Gdy minęła godzinka,
ja już siedziałam przed kwaterami i rysowałam sobie palcem po piasku, czekając
na Yumichikę. On, jako księżniczka musiał się oczywiście spóźnić, ale
niespecjalnie się tym raczej przejął.
- Idziemy?
- Taaesst~! –
powiedziałam i powlekłam się za nim.
Szliśmy sobie w
ciszy do bramy Senkai, gdzie czekali już na nas Rukia i Renji. Gdy pojawili się
na horyzoncie zaczęłam skakać i machać im, ale ręka Piórkowatego szybko
sprowadziła mnie na ziemię i to całkiem dosłownie. Gdy wstałam i otrzepałam się
z piachu, zaczęłam biec w stronę swoich przyjaciół nieomieszkając po drodze
popchnąć Ayasegawę. „Zemsta jest słodka”, pomyślałam, gdy słyszałam za sobą,
jak wypluwa ziemię.
- Ty żmijo…
- Oh przestań mnie
komplementować, bo się zarumienię – zaśmiałam się i zasalutowałam mu,
docierając po bramę.
- MATSUKI!
- RUKIA! – krzyknęłam
w odpowiedzi, rzucając jej się w ramiona. Dawno się nie widziałyśmy, to też
ściskałyśmy się do czasu, aż Renji odchrząknął znacząco, zwiastując nadejście
wkurzonego Piątego i że właściwie już czas na nas.
- No to tego…cześć
Renji – powiedziałam, uśmiechając się.
- Cześć cześć, ale
wiesz, zaraz otworzą bramę – odparł.
- Tak tak, rozumiem,
panie-zawsze-wykonuję-swoje-obowiązki.
Wymieniliśmy się
uśmiechami i potem już wszyscy w czwórkę ruszyliśmy. Nie trwało to długo,
jakieś pięć minut później wylądowaliśmy na zielonej trawce w jakimś parku.
Cieszyłam się, że nie szłam pierwsza, bo to nie ja się wyglebałam. Ja miałam
miękkie lądowanie na klacie Abaraia. Z kolei jednak na mnie poleciała Rukia.
Yumichika oczywiście majestatycznie stanął obok bez śladu jakiejkolwiek utraty
równowagi. Typowe dla niego. Upadki są przecież takie niepiękne.
- Długo macie zamiar
się tak obijać na tej ziemi? – spytał, poprawiając sobie włosy i obrzucając nas
dumnym spojrzeniem. Strzelam, że Renji utłukłby go, chociaż wzrokiem, gdyby
tylko jednak mógł wstać.
- Ale ty jesteś
wygodny… - pochwaliłam go z uśmiechem, zbierając się na nogi i pomagając mu też
się podźwignąć.
- W innych
okolicznościach bym się ucieszył – burknął, wyginając się w tył, aż mu coś w
plecach strzyknęło – ajaja…
- Dasz radę, facet
jesteś, nie? – wtrąciła Rukia.
- Mam takie wrażenie,
że jedyny tutaj – szepnęłam jej na ucho z niewinnym wyrazem twarzy. Czarnowłosa
zaczęła dławić się śmiechem, podczas gdy Piórkowaty uniósł podejrzliwy wzrok
znad lusterka, w końcu to jego fiu bździu przy oczach nie może wyglądać
nieodpowiednio.
- Nic nic, nie
przejmuj się. Takie tam, damskie sprawy – pokazałam mu język i wróciłam do
reszty. – To dokąd teraz idziemy?
- Do sklepu Urahary.
- Do sklepu u kogo? –
zmarszczyłam brwi?
- Nie „u kogo”, tylko
Urahary – zaśmiała się Kuchiki – z resztą zobaczysz!
- No dobra –
rzuciłam, rozglądając się po okolicy.
Chwilę potem
wyszliśmy z parku na ulicę. Oni szli pewnym krokiem w znanym sobie kierunku, z
kolei ja byłam przytłoczona tymi wszystkimi nowościami. Wielkie metalowe puszki
jeżdżące po ulicy, różne sklepy, domy, ludzie… Minęliśmy starszego pana siedzącego
na ławce i czytającego jakieś czasopismo. Zatrzymałam się przed nim i
przyjrzałam bliżej. Stanęłam za nim i zajrzałam mu przez ramię czytając razem z
nim. Artykuł był o czymś, co nazywano „toyota”. Wróciłam z powrotem przed niego
i pomachałam mu ręką przed oczami, nie zareagował.
- On cię nie widzi –
usłyszałam obok siebie głos Yumichiki.
- Szkoda – odparłam.
- Chodź już, tamte
dwa gołąbki już pewnie są na miejscu, a ty tu marnujesz czas na kontemplowanie
jakiegoś staruszka – powiedział łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc za sobą.
- Ej, nie szarp tak,
to boli – warknęłam, wyszarpując rękę z jego uścisku – umiem sama iść, mamusiu.
Usłyszałam w
odpowiedź jedynie westchnienie. Niedługo potem dotarliśmy do budyneczku, nad
którym napis głosił „U Urahary”. Teraz zrozumiałam i aż się zaśmiałam z własnej
głupoty. Weszłam za Piórkowatym do środka rozglądając się z ciekawością.
Właściwie to sklep wyglądał jak każdy inny, dlatego zastanawiałam się, dlaczego
w ogóle tu jesteśmy. Odpowiedź na moje pytanie chwilkę potem weszła do
pomieszczenia witając nas promiennym uśmiechem.
- Aah witam w moich
skromnych progach, moi drodzy~! – powiedział do nas śpiewnym tonem, machając
laską. Nie wiem kto to, ale już gościa lubię. Za kapelusz.
- Wreszcie jesteście
– rzucił Renji wchodząc za nim do pomieszczenia razem z Rukią.
- Aż tak dużego
opóźnienia nie mieliśmy – powiedziałam niewinnie, choć świadoma byłam, że
słońce już zaczynało zachodzić.
- Witaj, Urahara –
san – powiedział Ayasegawa, uśmiechając się równie promiennie.
- To ty jesteś
ta…nowa? Jak ci na imię? – blondyn zwrócił się do mnie, przyglądając się
bacznie.
- Kyourinu Matsuki,
Urahara – san. – odpowiedziałam grzecznie. Czasem czegoś można się nauczyć od
Yachiru, heh.
- Matsu-chan~! –
wyszczerzył zęby, po czym odwrócił się w miejscu i zakrzyknął – Jinta! Ururu!
Wszyscy już są, możecie nakryć do stołu!
- Huh? Może ja
pomogę? – zaoferowałam się, ruszając do przodu, ale zostałam zatrzymana
wbijającą się w klatkę piersiową laską.
- Nie ma takiej
potrzeby – rzucił blondyn, po czym wyszedł z pomieszczenia.
- On już taki jest,
jak z innej planety – powiedziała Rukia stając obok. Lepiej chodźmy, zaraz
pewnie wszystko będzie gotowe.
Poszłam za nią,
spodziewając się wejść na jakieś zaplecze, lecz wyszliśmy jednak do części
takiej jakiejś mieszkalnej, czy coś, a konkretnie do salonu z takim szerokim
stołem. Usiedliśmy na przygotowanych poduszeczkach i czekaliśmy, aż zawołani
przez kapelusznika zrobią co mają zrobić. Okazało się, że była to dwójka
dzieciaków, czerwonowłosy chłopak, o niezbyt przymilnym wyrazie twarzy i
ciemnowłosa dziewczynka z ogromnymi oczyma. Uśmiechnęłam się do nich, ale
jedyną reakcją był jakiś grymas ze strony tego bardzo szczęśliwego. W takim
wypadku nie pozostałam mu dłużna i wystawiłam mu język, na co aż się zdziwił.
Wyszli potem, a my zostaliśmy w piątkę.
- Urahara-san, teraz
możesz nam wyjaśnić dlaczego tu jesteśmy? – spytał Renji pałaszując swoją
porcję.
- Mógłbym, ale nie
zrobię tego dzisiaj. Sprawa jest długa i dość skomplikowana, wolałbym, abyście
wysłuchali mnie jutro ze świeżymi umysłami – odparł zapytany sącząc herbatę.
- Więc dlaczego tu
przyszliśmy? Mogliśmy od razu się rozejść – powiedziała Kuchiki unosząc jedną
brew.
- Nie…mam coś dla
was, dlatego byliście mi tu potrzebni. Poza tym ty i Abarai-kun moglibyście się
rozejść. Oni nie mają gdzie się podziać. – wytknął Urahara.
- Fakt faktem, prawda
to jest. A co dla nas masz?
- Wasze gigai. Trochę
je ulepszyłem, więc powinniście być zadowoleni.
- Oh, jesteśmy
wdzięczni, Urahara-san – wtrącił jak zawsze elokwentny Ayasegawa. Jedynie ja
siedziała cicho, przeżuwając powoli swój posiłek.
- Czy to oznacza, że
oni tu zostaną? – spytała Rukia.
- Tak, z tym że
problem jest taki, że mam tylko jeden wolny pokój.
- Jeden…? – po chwili
wydusił z siebie Piórkowaty – to znaczy że my…? Razem…?
- No w sumie to tak.
- W sumie, to jestem
pewien, że mojej drogiej towarzyszce nie przeszkadzałoby spanie w korytarzu…
- Ej ej ej. Ej. Ty
się za mnie nie wypowiadaj, co? Też się z tego nie cieszę, ale nikogo nie
wyrzucam z pokoju. Jeśli się nie pozabijamy to damy radę. Jedno na jednym końcu
pokoju, drugie na drugim…będzie dobrze – powiedziałam, choć sama w to nie
wierzyłam. To będzie ciężkie…tu wstaw ilość czasu jaki tu spędzimy.
- Nie ufam ci – mruknął.
- Vice versa.
- Ta miłość pomiędzy
wami aż razi w oczy – wtrącił Renji z wyszczerzem na twarzy, który natychmiast
zniknął, gdy jednocześnie zwróciliśmy na niego wzrok mogący zabijać.
- Ty się nie
wypowiadaj, Abarai – warknęłam.
- No już, nie psujcie
mi atmosfery – rzucił blondyn wstając i na chwilę opuszczając pomieszczenie.
Wrócił trzymając cztery zawiniątka i wręczając każdemu po jednym. - trzymajcie
swoje gigai, jeśli chcecie, możecie już iść. Jestem pewien, że Kurosaki-kun i
Inoue-chan ucieszą się na wasz widok.
Pozostała dwójka
uśmiechnęła się do siebie, wstała i żegnając się wyszła. Zostaliśmy sami, w
dość przytłaczającej ciszy. Nawet na siebie nie spoglądaliśmy, jedynie
zajęliśmy się jedzeniem. Urahara obserwował nas uważnie, po czym westchnął i
uśmiechnął się tajemniczo.
- Ciężko tu z wami
będzie. Jak już skończycie jeść, to dziś do was należy zmywanie. Dogadajcie się
jakoś, o ile jesteście do tego zdolni – powiedział i wyszedł.
- Słyszałeś? Idź
pozmywaj – rzuciłam po chwili.
- A z jakiej racji to
ja mam harować? – oburzył się księciunio.
- Raz na jakiś czas
ci nie zaszkodzi.
- To niesprawiedliwe.
A ty co? Będziesz się obijać?
- Dokładnie.
- Nie. Tak nie
będzie, nie zgadzam się.
- Eh…no dobra.
Powiedz jakąś cyfrę.
- Cyfrę…?
- No…jeden, dwa,
trzy…kojarzysz coś?
- Tak, dla twojej
informacji nie jestem głupi.
- Nie wiem, czy mnie
przekonałeś. No ale powiedz.
- Sie…dem?
- Osiem, wygrałam.
Udanego zmywania życzę.
- Ty…
- Ja…!
- …mała żmijo… - nie
zdążył skończyć swego „przekleństwa”, bo już przygniatałam go do ziemi
przykładając jedną pałeczkę ostrzejszym końcem do jego szyi.
- Nie przeginaj. –
warknęłam.
Spojrzał na mnie
szeroko otwartymi oczyma, ale po chwili uśmiechnął się znacząco i zepchnął mnie
z siebie. Zebrał naczynia i opuścił pomieszczenie. Przez chwilę zastanowiłam
się, co się właściwie stało, ale z zamyślenia wyrwały mnie ciche kroki.
- Ej.
- Hm..? – odwróciłam
się za siebie i zobaczyłam tego chłopca…Jintę bodajże.
- To było niezłe.
- Ale…co? – spytałam
nie bardzo rozumiejąc.
- No to przed chwilą.
Wiesz… - zaciął się na chwilę szukając słów – z tym no…
- Aa! No tak –
zaśmiałam się – z nim to tak zawsze, trzeba go krótko trzymać, bo się zrobi za
bardzo wygadany.
- Fajno. Widać, że
nie dajesz sobie w kaszę dmuchać.
- Dzięki, staram się
– uśmiechnęłam się.
- Ten no…właściwie to
Urahara mnie tu przysłał. Mam wam…a właściwie tobie pokój pokazać, gdzie jest i
w ogóle – powiedział i wyglądał na coraz bardziej speszonego. Postanowiłam mu
niczego nie utrudniać, więc wstałam i trzymając swój pakuneczek pod pachą
ruszyłam za nim.
Przeszliśmy prosto
korytarzem i na samym końcu skręciliśmy w lewo. Tam były tylko jedne drzwi,
więc nie sposób się pomylić. Odsunął je i wszedł do środka zapalając światło.
Rozejrzałam się. Wiedziałam, że nie będzie źle. Miejsca było wystarczająco dużo
na nas oboje, może obejdzie się bez ofiar.
- Ładnie tu –
przyznałam, przyglądając się wystrojowi. Pokoik miał nisko sklepiony sufit,
zielonkawe ściany z kwiecistymi wzorami. Pod ścianą stał regał, na którym
znajdowało się kilka książek, a na podłodze w porządnej, i co ważniejsze –
bezpiecznej, odległości leżały dwa futony.
- No właściwie –
mruknął, opierając się o drzwi i patrząc gdzieś w bok.
Wybrałam sobie
leżanko bliżej okna i tam złożyłam swoje gigai.
- No to…dobranoc,
nie? – Jinta przerwał ciszę niepewnym głosem.
- Miłych snów –
uśmiechnęłam się i odetchnęłam głęboko. Tu chyba nawet nie będzie tak źle.
----------------------------------------------------------
No to tyle :3 Mam nadzieję, że następny raz nie wypadnie za pół roku ^^"
Jeeeee~ w końcu coś ciekawego do poczytania ^^
OdpowiedzUsuńRzeczywiście mogłabyś częściej coś wstawiać, ale na razie przeżyję.
Jak zawsze wciągnęło mnie całkowicie, aż szkoda, że to już koniec ;A;
A co do długości, moim zdaniem była normalna, tak jak we wcześniejszych notkach :3
Czekam na kolejny rozdział
Sayonara~ xP
O. Właśnie się skapnęłam, że jako pierwsza komentuję :3
OdpowiedzUsuńTo się dzieje pierwszy raz ^^ Hehe
A już myślałam, że pokój będzie dwa na dwa bez możliwości spania po drugiej stronie. :D A tak nawiasem to pełne 3 miesiące nie pisałaś.Wiem, na mnie zawsze można liczyć. \(=v =\ )
OdpowiedzUsuńLiczę na wiele wpadek podczas pobytu na Ziemi!
Świetne zresztą jak zawsze :3 Notatka wciągająca w 100% :D Nie mogę doczekać się konntynuacji ;33
OdpowiedzUsuńMogę przyjść i popieścić twojego wena bateeeeeeem? *robi wielkie proszące kocie paczadła* nawet mam gdzieś tu jeden xD No wiesz, tak, żeby kolejna część szybciej wyszła? XD
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam, może posłucha :3 Być może rozleniwił się i stał się mniej posłuszny i może potrzeba mu "pomocy" kogoś z zewnątrz XD
UsuńJuż nie mogłam się odczekać nowego rozdziału !!
OdpowiedzUsuńWspaniały hiper mega i w ogóle cud miód i biszkopty :D
Czekam na kolejne rozdziały MAM NADZIEJĘ SZYBKO <3
Witaj. Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńhttp://nalu-love-forever.blogspot.com
O rany pojawiasz się i znikasz na tym blogu normalnie :D
OdpowiedzUsuńFajny ten paw w nagłówku, no i tak sobie myślę, że Yumi wyzywający Mats od 'żmij' całkiem nieźle trafia, co?
Ogólnie to są uroczy *.* znaczy to oczywiste, że wolałabym żeby już coś ten tego (tak mówię 'już' ale nawet nie wiem czy naprawdę coś z nimi planujesz.. mam nadzieję, że tak) no bo niby już się nie nienawidzą, ale idealnymi ich relacji bym nie nazwała xd Jestem ciekawa czy planujesz jakąś akcję nocną ;>
Yachiru jak zwykle urocza i rozwalił mnie fragment w którym występował Kenpachi, dobre teksty były :D
Pozdrawiam, buziaki ;3
Kyaaaaa, właśnie przeczytałam calutkiego Twojego bloga. *bierze gryz melonowego chlebka* Jak napiszesz szybciutko więcej, to się podzielę chlebusiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
~Meron-panu.
Z weną to jest jak z wiatrem- nie wiadomo z której strony i kiedy zawieje. :))
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać twoje opowiadanie, wypełnia moją pustkę w sercu po zakończeniu serii anime. (Wiem wiem, jest manga, ale tak w niej nakręcili, tak napitolili, że nie mam chęci jej czytać. )
W każdym razie mam nadzieję że wena w końcu przybędzie i wraz z nią wydacie na świat kolejny świetny rozdział. :) Jeszcze w tym roku bynajmniej. :))
Gratuluję! Muszę przyznać, że jesteś chyba jedyną osobą prowadzącą bloga z ff, która jest w jakimś stopniu aktywna! Szukałam, szukałam... i nic! Gdzie się podziewają wszyscy z takimi zdolnościami? Nie zliczę, ile blogów zostało porzuconych... Ty nadal piszesz. Jestem z Ciebie dumna... :D Oczywiście mam nadzieję, że wkrótce się znów pojawisz... i opublikujesz kolejny, choćby niewielki fragment :)
OdpowiedzUsuńSkoro już tu jestem, to przy okazji zaproszę Cię do Bleach Gotei (http://bleach.com.pl) być może nas znasz, a jeśli nie, to zachęcam szczerze do zapoznania ;) Oprócz możliwości publikowania swoich prac, możesz pogadać na forum/shoutboxie, poczytać inne ff albo najnowsze chaptery Bleach'a :) Cholera... brzmię jak reklamiarz... ;> Trudno! I tak Cię zapraszam droga Matsu-chan! ^_^
Ehh, moja kochana Sadistic :)
OdpowiedzUsuńGdzie nowy rozdział ? Jest tutaj taaaak pusto, że aż boli :(
Tęsknimy, wiesz ? I czekamy niecierpiliwie wiercąc się w fotelu, kiedy następna notka ?
A tak przy okazji i przepraszam za spam !
To opowieść o [nad]zwyczajnej Polce, która przybywa na koncert w Los Angeles mając nadzieję na niezapomniany występ. I zostaje niezapomniany. Wraz z Jared'em miała okazję zaśpiewać "Attack", choć był to zwyczajnie przypadek. Nawet, jeśli Leto podziwia jej głos to ona i tak ucieka. Wiedziona strachem, jak najdalej miejsca, gdzie mieli okazję grać Marsi - ulatnia się, znika. Nie zbiega za daleko, gdy spotyka ją niebezpieczeństwo, a z opałów ratuje ją ten sam mężczyzna co śpiewał z nią ówcześnie.
Co dojdzie pomiędzy tą dwójką [nie]zwyczajnych ludzi?
Czy Aileen przekona się jaki jest naprawdę jej ulubiony wokalista?
Czy mają szansę na dalsze życie bez wpływów tej drugiej osoby?
http://this-is-love-30stm.blogspot.com/
Jeszcze raz - przepraszam! Wybaczysz mi? :>
Codziennie wchodzę z nadzieją, że ujrzę nowy rozdział... Czekam z niecierpliwością :):):)
OdpowiedzUsuńJestem tu drugi raz. Za pierwszym nie wiem, czemu nie skończyłam, ale mniejsza z tym. Teraz przeczytałam całość i nawet nieźle się czytało. Matsuki jest ciekawą postacią, nawet ją lubię, choć te jej wojny z Yumim... No ja wiem, że to trudny w odbiorze człowiek, ale czasami mam wrażenie, że Matsuki sama sobie problemów z nim szuka. Może lubi, nie wnikam.
OdpowiedzUsuńWątek Naznaczonych jest jeszcze ogólnie zarysowany, więc powiem tylko tyle, że zapowiada się ciekawie. Przeniesienie akcji do Karakury z pewnością ruszy wszystko do przodu, bo w końcu Kurosaki - jakby się cokolwiek w Soul Society odbyć bez niego? Ktoś musi przecież uratować świat. Ale dość zgryźliwości.
Czyta się to dobrze, choć czasami można dopatrzeć się błędów, jakieś tam literówki i tego typu drobizna, więc nie jest źle. Mam nadzieję, że niedługo doczekam się rozwinięcia opowieści, bo będę od czasu do czasu zaglądać.
Pozdrawiam serdecznie
http://corrienshiroyama.wordpress.com/
Laurie
Przeczytałam dzisiaj twojego bloga i baardzo mi się pododba >.<
OdpowiedzUsuńBędziesz go jeszcze pisać??? Bo ja chcę. I koniec. Kropka. :D
To... będziesz go jeszcze pisać??
Pochłonęłam dziś wszystkie rozdziały i jedno wiem: zarąbista historia! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego... O ile będzie. Z tego powodu wołam o kolejny rozdział. Halooooo! Minęło 7 miesięcy. Haloooo! Jest tu kto jeszcze?
OdpowiedzUsuńZa dwa miesiace minie rok :( a ja jestem taka ciekawa co sie dalej bedzie dzialo... czekam cierpliwie :)
OdpowiedzUsuń