Jeżeli już tu jesteś, a moje opowiadanie Ci się spodobało - zostaw coś po sobie C: Jakiś komentarz, pochwałę, krytykę (byle konstruktywną).
Takie rzeczy naprawdę wiele dla mnie znaczą, bo dzięki nim mam świadomość, że ktoś tu jest i mam dla kogo pisać :3

niedziela, 9 lutego 2014

Misja

Um...dzień dobry? ;_;
Z góry chciałam bardzo przeprosić za...chyba jak na razie najdłuższą swoją nieobecność na blogu (nawet nie chcę wiedzieć ile to było...). Miałam pewne problemy ze sobą i z tym blogiem i historią...miałam takie wrażenie, jak by pisanie nie sprawiało mi takiej przyjemności jak kiedyś, nie umiałam się w ogóle zabrać za tę notkę. No ale wczoraj się zmusiłam, i jak przebrnęłam przez swoją blokadę, to dalej poszło już gładko ;w; Bałam się tylko, że wyjdzie za krótko czy coś, ale chyba trzymam się w swoich standardach, huh?

Muszę też przyznać, że zastanawiałam się, czy po dodaniu tej notki nie zawiesić bloga...ale to chyba nie byłoby wyjście. Jedyne co, to muszę kopnąć swoją wenę w cztery litery. Tak :3

Ostatnia rzecz - bardzo, ale to bardzo dziękuję osobom, które od dobrego miesiąca pisały do mnie na asku <3 Chcę wam powiedzieć, że nie ignorowałam nic, wszystko widziałam, jedynie nie odpisywałam, kiedy naprawdę nie wiedziałam co mogę napisać. Bardzo mi teraz wstyd, że dałam się tak złapać w lenistwo, że jestem tu dopiero teraz.

Skończę już się rozckliwiać i przejdę do notki, mam nadzieję, że się spodoba i chociaż tak wynagrodzę swoją długą nieobecność ;w;

Edit: PS. Zapomniałam wspomnieć (i się usprawiedliwić) - przez cały ten czas rzadko kiedy siedziałam przy komputerze, a na telefonie miałam pewien problem z bloggerem, dlatego jestem do tyłu z waszymi blogami - to również postaram się szybko nadrobić ;w;
---------------------------------------------------------------------------------------


  Przez następne dwa dni Yumichika przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy nieudolnie przykryty czym tylko się dało. Nie miał praktycznie na nic siły co odbijało się na mnie – on tylko chodził i stwarzał pozory, ja natomiast robiłam wszystko. Jak zwykle z resztą, ale teraz to zdawało się jakoś bardziej odczuwalne.
  Do tego jeszcze robił z siebie wielce wielką ofiarę, wyglądał jak kupka nieszczęścia i oczywiście obwiniał o wszystko mnie. A mi nie wolno było choćby pisnąć. Bo to przecież wszystko moja wina. Miałam tylko, metaforycznie mówiąc, robić za podnóżek dla pana szlachcica.
  Na szczęście swoje, a zwłaszcza moje dość szybko wrócił do normy (czytaj: stał się ciut mniej zrzędliwy). Od tamtej pory żyliśmy sobie długo i szczęśliwie (albo i nie), do czasu gdy pewnego pięknego dnia, gdy akurat tonęłam w swojej kwaterze w papierzyskach, a Piórkowaty malował razem z Yachiru, dostaliśmy informację, że mamy się stawić u kapitana. Spojrzeliśmy po sobie, po czym powiedziawszy naszej pani porucznik, że jeśli poczeka na nas grzecznie to dostanie wspaniałą nagrodę, wyszliśmy. Przez chwilę się jeszcze martwiłam, czy pomysł by zostawić to cukierkowe tornado sam na sam z raportami, to dobry pomysł, ale stwierdziłam, że Yumi też może raz na jakiś czas wziąć za coś odpowiedzialność. Tak w razie co.
  Gdy stanęliśmy przed drzwiami gabinetu Kenpachi’ego, przez chwilę w ciszy obrzucaliśmy się telepatycznymi uwagami, typu „otwórz te drzwi, głombie”. W końcu dałam za wygraną i zapukałam lekko. Nic. Powtórzyłam to nieco głośniej, lecz wciąż bez odpowiedzi. Spojrzałam na towarzysza, lecz jego wzrok wskazywał jedynie na to, bym kontynuowała. Spróbowałam ponownie i znów będąc zignorowana, po prostu odsunęłam drzwi i weszłam do środka. Przywitał nas w sumie pusty pokój. Tak na pierwszy rzut oka. Bo za drugim, coś się poruszyło, a przy trzecim spadło z hukiem. Z lekkim niepokojem automatycznie wycofałam się, trafiając plecami na stojącego za mną Ayasegawę. Natychmiast odskoczyłam od niego jak oparzona, po czym prychając chciałam podejść do źródła hałasu, ale źródło mnie ubiegło. Zanim wyłoniło się spod biurka pod które spadło, zdążyło przekląć tego, kto zbudował te krzesła, jego rodzinę o kilka pokoleń wstecz i drzewo z którego zostało wykonane.
  Zachichotałam cicho rozpoznając głos owego źródła. Gdy nasz kapitan w końcu wygramolił się  spod biurka, musiałam schować się za Yumichiką, bo zwyczajnie nie mogłam wytrzymać. Naszemu dowódcy lekko zwichrzyły się jego dzwoneczkowe włosy, a wciąż zaspane oczy ciskały piorunami we wszystkie strony. Daliśmy mu chwilę, na doprowadzenie się do porządku, a gdy był już gotowy, ja także już się zdążyłam uspokoić.
-  No to tego – odchrząknął, po czym przybrał poważną pozę, która wyglądała przekomicznie – ten cały Mayuri, wykrył coś w Świecie Żywych i ktoś oczywiście musi iść to zbadać i oczywiście pozbyć się tego, jeśli zajdzie taka potrzeba.
-  A gdzie to będzie? – spytał Piąty.
-  A jak ci się zdaje? – odbił znudzony Kenpachi.
-  Karakura – bardziej stwierdził niż spytał, a na jego usta wkradł się uśmieszek.
-  Bingo. Razem z wami udadzą się tam Abarai i Kuchiki. Wyruszacie jeszcze dziś. Bez dyskusji – uciął rozmowę z taką miną, która jednocześnie mówiła do nas „wy…chodzić mi stąd w podskokach, bo jak nie to nie ujrzycie więcej światła”. Mnie na chwilę zatkało, więc zostałam niemal wypchnięta przez zachowującego zdrowy rozsądek i chęć życia Piórkowatego.
-  Zrozumiałeś coś z tego? – spytałam nieco zdezorientowana.
-  No tak. Ruszamy dziś do Świata Żywych razem z Rukią i Renjim. Tak trudno było załapać? – uśmiechnął się wrednie.
-  Haha, bardzo śmieszne – zmrużyłam oczy posyłając mu mordercze spojrzenie – tyle załapałam. Bo więcej się nie dało. Halo? Co z resztą informacji?
-  Dowiemy się na miejscu – mruknął ruszając z powrotem do Yachiru.
-  Jak to na miejscu? Weź ty mi to wytłumacz, co?
  Patrzył się na mnie przez chwilę badawczym wzrokiem, po czym nagle go coś olśniło.
-  Ty jeszcze nigdy nie byłaś na takiej misji!
-  Brawo, Kapitanie Oczywisty! Teraz możesz mi rozjaśnić sytuację? – spytałam z nadzieją.
-  Ekhem, dowiesz się na miejscu – odparł wciąż idąc przed siebie, zostawiając mnie w tyle z mieszaniną uczuć i chęci, z jednej strony chcącej go natychmiast ukatrupić, a z drugiej szykującej serię tortur odwlekającej ten moment w nieskończoność.

***

  Gdy wracaliśmy do kwatery zdążyłam namówić Piórkowatego, by dokończył za mnie raporty. Było to o tyle łatwe, że właściwie niewiele zostało. Tak czy siak jego mina nie wyrażała już takiego szczęścia, a ja też się domyślałam dlaczego. Niestety moje jadowite myśli, nie spełniły się w rzeczywistości. Yachiru spała sobie grzecznie na podłodze pilnując kupki papierów. Mimo iż żal mi było tego, że Yumichika się nie pomęczy, to tak uroczy widok rozczulił mnie i spowodował, że uśmiechnęłam się pod nosem. Wzięłam koc ze swojego materaca i przykryłam ją, po czym usiadłam obok i wbiłam swój wzrok w chłopaka.
-  Do roboty, chcę się wreszcie napatrzeć, jak pracujesz, bo nie często jest mi to dane.
-  Ha ha – mruknął niezadowolony, ale zaczął pracować. Trzeba powiedzieć, że ma wiele wad, ale przynajmniej dotrzymuje zdania. Bacznie mu się przyglądałam. Widać, że miał o wiele więcej wprawy niż ja, więc szło mu znacznie szybciej. Oparłam brodę na kolanach, ziewając lekko. W sumie kiedy jego twarz nie jest wykrzywiona w szyderczym uśmieszku, jest całkiem całkiem. Po chwili uświadamiając sobie o czym właśnie myślałam, dopadł mnie dziki atak śmiechu. Chichotałam, aż fioletowowłosy uniósł jedną brew obrzucając mnie zdziwionym wzrokiem, a Yachiru obudziła się i spojrzała na mnie zaspanymi oczkami.
-  Witaj pani porucznik – uśmiechnęłam się do niej, na co ona ziewnęła i przeciągnęła się lekko – jak się spało?
-  Dobrze – mruknęła, rozglądając się po pokoju. Czułam, że jeszcze chwila, a odzyska pełnię energii i wtedy się zacznie. Zanim to jednak nastąpiło, młoda wstała i poczłapała do Yumichiki, który z uśmiechem pogłaskał ją po głowie. Ona natomiast ziewnęła jeszcze raz, wytarła jeszcze raz oczy, ale tym razem rękawem Piórkowatego, ku mojej uciesze a jego przerażeniu. Po tym przeciągnęła się i wróciła do mnie z pytaniem wypisanym na rumianej twarzyczce.
-  Buraczkuu~!
-  Tak, pani porucznik? – spytałam jednocześnie usiłując sobie przypomnieć gdzie ja trzymam jakieś zapasy słodyczy.
-  Obiecaliście mi coś, prawda?
-  Prawda, pani porucznik – odpowiedziałam, wstając na równe nogi i podając jej rękę by ją złapała. Gdy już ją uchwyciła, podeszłam do biurka przy którym siedział Yumichika i pchając go biodrem by się przesunął, otworzyłam szufladę i pogrzebałam w niej trochę. Wreszcie z wyrazem tryumfu na twarzy wyciągnęłam dużą paczkę żelek i wręczyłam ją Różowej.
-  To ode mnie. Teraz jeszcze poznęcaj się nad Piórkiem, to odpali ci coś jeszcze – mrugnęłam do niej porozumiewawczo udając, że nie czuję jak towarzysz ciska we mnie piorunami. Uradowana Kusajishi przycupnęła na moim wyrku, natomiast Ayasegawa szarpnął mnie za nadgarstek, bym się do niego nachyliła.
-  Naprawdę musisz mnie wrabiać za każdym razem?!
-  A co, ja mam za ciebie nagrody wydawać? Ufam, że jesteś na tyle samodzielny, by zrobić to samemu – wyszczerzyłam się, za co zarobiłam otwartą dłonią w tył głowy – ej! A to za co?!
-  Za całokształt – burknął i wrócił do pracy, choć nie zdołał przede mną ukryć lekkiego uśmiechu.

***

-  Skończyłeś juuż~? – zapytałam turlając się po materacu. Yachiru już dawno poszła pomęczyć kogoś innego, a ja próbowałam pozbyć się nudy.
-  Jeszcze chwila – mruknął. Przewróciłam oczami i wróciłam do swojej bardzo ciekawej czynności.
  Tym razem jego „chwila” faktycznie trwała chwilę, bo zapisał ostatnie kilka znaków i wreszcie odłożył pędzelek.
-  Zadowolona? – przeciągnął się.
-  Nawet nie wiesz jak bardzo – wymruczałam, przyglądając mu się leżąc na plecach. Świat tak zabawnie wygląda do góry nogami – możesz teraz wreszcie stąd wyjść.
-  Już mnie wyrzucasz? – teatralnie udał obrażonego, podnosząc rękę do ust.
-  Tak – odparłam, wstając i otwierając mu drzwi – doceń, że drogę ci toruję, ty niewdzięczniku!
-  Oh tak, dzięki ci bardzo, o dobroduszna – mruknął i zwlekł się z krzesła, podchodząc do drzwi – bądź gotowa na za godzinę, bo cię nigdzie nie zabiorę.
-  Tak jest, mamo – uśmiechnęłam się serdecznie i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Odwróciłam się na pięcie i nie bardzo wiedząc, co mam zrobić, przyszykować, zabrać, po prostu poszłam się odświeżyć.

***

  Gdy minęła godzinka, ja już siedziałam przed kwaterami i rysowałam sobie palcem po piasku, czekając na Yumichikę. On, jako księżniczka musiał się oczywiście spóźnić, ale niespecjalnie się tym raczej przejął.
-  Idziemy?
-  Taaesst~! – powiedziałam i powlekłam się za nim.
  Szliśmy sobie w ciszy do bramy Senkai, gdzie czekali już na nas Rukia i Renji. Gdy pojawili się na horyzoncie zaczęłam skakać i machać im, ale ręka Piórkowatego szybko sprowadziła mnie na ziemię i to całkiem dosłownie. Gdy wstałam i otrzepałam się z piachu, zaczęłam biec w stronę swoich przyjaciół nieomieszkając po drodze popchnąć Ayasegawę. „Zemsta jest słodka”, pomyślałam, gdy słyszałam za sobą, jak wypluwa ziemię.
-  Ty żmijo…
-  Oh przestań mnie komplementować, bo się zarumienię – zaśmiałam się i zasalutowałam mu, docierając po bramę.
-  MATSUKI!
-  RUKIA! – krzyknęłam w odpowiedzi, rzucając jej się w ramiona. Dawno się nie widziałyśmy, to też ściskałyśmy się do czasu, aż Renji odchrząknął znacząco, zwiastując nadejście wkurzonego Piątego i że właściwie już czas na nas.
-  No to tego…cześć Renji – powiedziałam, uśmiechając się.
-  Cześć cześć, ale wiesz, zaraz otworzą bramę – odparł.
-  Tak tak, rozumiem, panie-zawsze-wykonuję-swoje-obowiązki.
  Wymieniliśmy się uśmiechami i potem już wszyscy w czwórkę ruszyliśmy. Nie trwało to długo, jakieś pięć minut później wylądowaliśmy na zielonej trawce w jakimś parku. Cieszyłam się, że nie szłam pierwsza, bo to nie ja się wyglebałam. Ja miałam miękkie lądowanie na klacie Abaraia. Z kolei jednak na mnie poleciała Rukia. Yumichika oczywiście majestatycznie stanął obok bez śladu jakiejkolwiek utraty równowagi. Typowe dla niego. Upadki są przecież takie niepiękne.
-  Długo macie zamiar się tak obijać na tej ziemi? – spytał, poprawiając sobie włosy i obrzucając nas dumnym spojrzeniem. Strzelam, że Renji utłukłby go, chociaż wzrokiem, gdyby tylko jednak mógł wstać.
-  Ale ty jesteś wygodny… - pochwaliłam go z uśmiechem, zbierając się na nogi i pomagając mu też się podźwignąć.
-  W innych okolicznościach bym się ucieszył – burknął, wyginając się w tył, aż mu coś w plecach strzyknęło – ajaja…
-  Dasz radę, facet jesteś, nie? – wtrąciła Rukia.
-  Mam takie wrażenie, że jedyny tutaj – szepnęłam jej na ucho z niewinnym wyrazem twarzy. Czarnowłosa zaczęła dławić się śmiechem, podczas gdy Piórkowaty uniósł podejrzliwy wzrok znad lusterka, w końcu to jego fiu bździu przy oczach nie może wyglądać nieodpowiednio.
-  Nic nic, nie przejmuj się. Takie tam, damskie sprawy – pokazałam mu język i wróciłam do reszty. – To dokąd teraz idziemy?
-  Do sklepu Urahary.
-  Do sklepu u kogo? – zmarszczyłam brwi?
-  Nie „u kogo”, tylko Urahary – zaśmiała się Kuchiki – z resztą zobaczysz!
-  No dobra – rzuciłam, rozglądając się po okolicy.
  Chwilę potem wyszliśmy z parku na ulicę. Oni szli pewnym krokiem w znanym sobie kierunku, z kolei ja byłam przytłoczona tymi wszystkimi nowościami. Wielkie metalowe puszki jeżdżące po ulicy, różne sklepy, domy, ludzie… Minęliśmy starszego pana siedzącego na ławce i czytającego jakieś czasopismo. Zatrzymałam się przed nim i przyjrzałam bliżej. Stanęłam za nim i zajrzałam mu przez ramię czytając razem z nim. Artykuł był o czymś, co nazywano „toyota”. Wróciłam z powrotem przed niego i pomachałam mu ręką przed oczami, nie zareagował.
-  On cię nie widzi – usłyszałam obok siebie głos Yumichiki.
-  Szkoda – odparłam.
-  Chodź już, tamte dwa gołąbki już pewnie są na miejscu, a ty tu marnujesz czas na kontemplowanie jakiegoś staruszka – powiedział łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc za sobą.
-  Ej, nie szarp tak, to boli – warknęłam, wyszarpując rękę z jego uścisku – umiem sama iść, mamusiu.
  Usłyszałam w odpowiedź jedynie westchnienie. Niedługo potem dotarliśmy do budyneczku, nad którym napis głosił „U Urahary”. Teraz zrozumiałam i aż się zaśmiałam z własnej głupoty. Weszłam za Piórkowatym do środka rozglądając się z ciekawością. Właściwie to sklep wyglądał jak każdy inny, dlatego zastanawiałam się, dlaczego w ogóle tu jesteśmy. Odpowiedź na moje pytanie chwilkę potem weszła do pomieszczenia witając nas promiennym uśmiechem.
-  Aah witam w moich skromnych progach, moi drodzy~! – powiedział do nas śpiewnym tonem, machając laską. Nie wiem kto to, ale już gościa lubię. Za kapelusz.
-  Wreszcie jesteście – rzucił Renji wchodząc za nim do pomieszczenia razem z Rukią.
-  Aż tak dużego opóźnienia nie mieliśmy – powiedziałam niewinnie, choć świadoma byłam, że słońce już zaczynało zachodzić.
-  Witaj, Urahara – san – powiedział Ayasegawa, uśmiechając się równie promiennie.
-  To ty jesteś ta…nowa? Jak ci na imię? – blondyn zwrócił się do mnie, przyglądając się bacznie.
-  Kyourinu Matsuki, Urahara – san. – odpowiedziałam grzecznie. Czasem czegoś można się nauczyć od Yachiru, heh.
-  Matsu-chan~! – wyszczerzył zęby, po czym odwrócił się w miejscu i zakrzyknął – Jinta! Ururu! Wszyscy już są, możecie nakryć do stołu!
-  Huh? Może ja pomogę? – zaoferowałam się, ruszając do przodu, ale zostałam zatrzymana wbijającą się w klatkę piersiową laską.
-  Nie ma takiej potrzeby – rzucił blondyn, po czym wyszedł z pomieszczenia.
-  On już taki jest, jak z innej planety – powiedziała Rukia stając obok. Lepiej chodźmy, zaraz pewnie wszystko będzie gotowe.
  Poszłam za nią, spodziewając się wejść na jakieś zaplecze, lecz wyszliśmy jednak do części takiej jakiejś mieszkalnej, czy coś, a konkretnie do salonu z takim szerokim stołem. Usiedliśmy na przygotowanych poduszeczkach i czekaliśmy, aż zawołani przez kapelusznika zrobią co mają zrobić. Okazało się, że była to dwójka dzieciaków, czerwonowłosy chłopak, o niezbyt przymilnym wyrazie twarzy i ciemnowłosa dziewczynka z ogromnymi oczyma. Uśmiechnęłam się do nich, ale jedyną reakcją był jakiś grymas ze strony tego bardzo szczęśliwego. W takim wypadku nie pozostałam mu dłużna i wystawiłam mu język, na co aż się zdziwił. Wyszli potem, a my zostaliśmy w piątkę.
-  Urahara-san, teraz możesz nam wyjaśnić dlaczego tu jesteśmy? – spytał Renji pałaszując swoją porcję.
-  Mógłbym, ale nie zrobię tego dzisiaj. Sprawa jest długa i dość skomplikowana, wolałbym, abyście wysłuchali mnie jutro ze świeżymi umysłami – odparł zapytany sącząc herbatę.
-  Więc dlaczego tu przyszliśmy? Mogliśmy od razu się rozejść – powiedziała Kuchiki unosząc jedną brew.
-  Nie…mam coś dla was, dlatego byliście mi tu potrzebni. Poza tym ty i Abarai-kun moglibyście się rozejść. Oni nie mają gdzie się podziać. – wytknął Urahara.
-  Fakt faktem, prawda to jest. A co dla nas masz?
-  Wasze gigai. Trochę je ulepszyłem, więc powinniście być zadowoleni.
-  Oh, jesteśmy wdzięczni, Urahara-san – wtrącił jak zawsze elokwentny Ayasegawa. Jedynie ja siedziała cicho, przeżuwając powoli swój posiłek.
-  Czy to oznacza, że oni tu zostaną? – spytała Rukia.
-  Tak, z tym że problem jest taki, że mam tylko jeden wolny pokój.
-  Jeden…? – po chwili wydusił z siebie Piórkowaty – to znaczy że my…? Razem…?
-  No w sumie to tak.
-  W sumie, to jestem pewien, że mojej drogiej towarzyszce nie przeszkadzałoby spanie w korytarzu…
-  Ej ej ej. Ej. Ty się za mnie nie wypowiadaj, co? Też się z tego nie cieszę, ale nikogo nie wyrzucam z pokoju. Jeśli się nie pozabijamy to damy radę. Jedno na jednym końcu pokoju, drugie na drugim…będzie dobrze – powiedziałam, choć sama w to nie wierzyłam. To będzie ciężkie…tu wstaw ilość czasu jaki tu spędzimy.
-  Nie ufam ci – mruknął.
-  Vice versa.
-  Ta miłość pomiędzy wami aż razi w oczy – wtrącił Renji z wyszczerzem na twarzy, który natychmiast zniknął, gdy jednocześnie zwróciliśmy na niego wzrok mogący zabijać.
-  Ty się nie wypowiadaj, Abarai – warknęłam.
-  No już, nie psujcie mi atmosfery – rzucił blondyn wstając i na chwilę opuszczając pomieszczenie. Wrócił trzymając cztery zawiniątka i wręczając każdemu po jednym. - trzymajcie swoje gigai, jeśli chcecie, możecie już iść. Jestem pewien, że Kurosaki-kun i Inoue-chan ucieszą się na wasz widok.
  Pozostała dwójka uśmiechnęła się do siebie, wstała i żegnając się wyszła. Zostaliśmy sami, w dość przytłaczającej ciszy. Nawet na siebie nie spoglądaliśmy, jedynie zajęliśmy się jedzeniem. Urahara obserwował nas uważnie, po czym westchnął i uśmiechnął się tajemniczo.
-  Ciężko tu z wami będzie. Jak już skończycie jeść, to dziś do was należy zmywanie. Dogadajcie się jakoś, o ile jesteście do tego zdolni – powiedział i wyszedł.
-  Słyszałeś? Idź pozmywaj – rzuciłam po chwili.
-  A z jakiej racji to ja mam harować? – oburzył się księciunio.
-  Raz na jakiś czas ci nie zaszkodzi.
-  To niesprawiedliwe. A ty co? Będziesz się obijać?
-  Dokładnie.
-  Nie. Tak nie będzie, nie zgadzam się.
-  Eh…no dobra. Powiedz jakąś cyfrę.
-  Cyfrę…?
-  No…jeden, dwa, trzy…kojarzysz coś?
-  Tak, dla twojej informacji nie jestem głupi.
-  Nie wiem, czy mnie przekonałeś. No ale powiedz.
-  Sie…dem?
-  Osiem, wygrałam. Udanego zmywania życzę.
-   Ty…
-   Ja…!
-   …mała żmijo… - nie zdążył skończyć swego „przekleństwa”, bo już przygniatałam go do ziemi przykładając jedną pałeczkę ostrzejszym końcem do jego szyi.
-  Nie przeginaj. – warknęłam.
  Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma, ale po chwili uśmiechnął się znacząco i zepchnął mnie z siebie. Zebrał naczynia i opuścił pomieszczenie. Przez chwilę zastanowiłam się, co się właściwie stało, ale z zamyślenia wyrwały mnie ciche kroki.
-  Ej.
-  Hm..? – odwróciłam się za siebie i zobaczyłam tego chłopca…Jintę bodajże.
-  To było niezłe.
-  Ale…co? – spytałam nie bardzo rozumiejąc.
-  No to przed chwilą. Wiesz… - zaciął się na chwilę szukając słów – z tym no…
-  Aa! No tak – zaśmiałam się – z nim to tak zawsze, trzeba go krótko trzymać, bo się zrobi za bardzo wygadany.
-  Fajno. Widać, że nie dajesz sobie w kaszę dmuchać.
-  Dzięki, staram się – uśmiechnęłam się.
-  Ten no…właściwie to Urahara mnie tu przysłał. Mam wam…a właściwie tobie pokój pokazać, gdzie jest i w ogóle – powiedział i wyglądał na coraz bardziej speszonego. Postanowiłam mu niczego nie utrudniać, więc wstałam i trzymając swój pakuneczek pod pachą ruszyłam za nim.
   Przeszliśmy prosto korytarzem i na samym końcu skręciliśmy w lewo. Tam były tylko jedne drzwi, więc nie sposób się pomylić. Odsunął je i wszedł do środka zapalając światło. Rozejrzałam się. Wiedziałam, że nie będzie źle. Miejsca było wystarczająco dużo na nas oboje, może obejdzie się bez ofiar.
-  Ładnie tu – przyznałam, przyglądając się wystrojowi. Pokoik miał nisko sklepiony sufit, zielonkawe ściany z kwiecistymi wzorami. Pod ścianą stał regał, na którym znajdowało się kilka książek, a na podłodze w porządnej, i co ważniejsze – bezpiecznej, odległości leżały dwa futony.
-  No właściwie – mruknął, opierając się o drzwi i patrząc gdzieś w bok.
  Wybrałam sobie leżanko bliżej okna i tam złożyłam swoje gigai.
-  No to…dobranoc, nie? – Jinta przerwał ciszę niepewnym głosem.
-  Miłych snów – uśmiechnęłam się i odetchnęłam głęboko. Tu chyba nawet nie będzie tak źle.

----------------------------------------------------------
No to tyle :3 Mam nadzieję, że następny raz nie wypadnie za pół roku ^^"

18 komentarzy:

  1. Jeeeee~ w końcu coś ciekawego do poczytania ^^
    Rzeczywiście mogłabyś częściej coś wstawiać, ale na razie przeżyję.
    Jak zawsze wciągnęło mnie całkowicie, aż szkoda, że to już koniec ;A;
    A co do długości, moim zdaniem była normalna, tak jak we wcześniejszych notkach :3
    Czekam na kolejny rozdział
    Sayonara~ xP

    OdpowiedzUsuń
  2. O. Właśnie się skapnęłam, że jako pierwsza komentuję :3
    To się dzieje pierwszy raz ^^ Hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. A już myślałam, że pokój będzie dwa na dwa bez możliwości spania po drugiej stronie. :D A tak nawiasem to pełne 3 miesiące nie pisałaś.Wiem, na mnie zawsze można liczyć. \(=v =\ )
    Liczę na wiele wpadek podczas pobytu na Ziemi!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne zresztą jak zawsze :3 Notatka wciągająca w 100% :D Nie mogę doczekać się konntynuacji ;33

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogę przyjść i popieścić twojego wena bateeeeeeem? *robi wielkie proszące kocie paczadła* nawet mam gdzieś tu jeden xD No wiesz, tak, żeby kolejna część szybciej wyszła? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie zapraszam, może posłucha :3 Być może rozleniwił się i stał się mniej posłuszny i może potrzeba mu "pomocy" kogoś z zewnątrz XD

      Usuń
  6. Już nie mogłam się odczekać nowego rozdziału !!
    Wspaniały hiper mega i w ogóle cud miód i biszkopty :D
    Czekam na kolejne rozdziały MAM NADZIEJĘ SZYBKO <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj. Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Zapraszam do siebie:
    http://nalu-love-forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany pojawiasz się i znikasz na tym blogu normalnie :D
    Fajny ten paw w nagłówku, no i tak sobie myślę, że Yumi wyzywający Mats od 'żmij' całkiem nieźle trafia, co?
    Ogólnie to są uroczy *.* znaczy to oczywiste, że wolałabym żeby już coś ten tego (tak mówię 'już' ale nawet nie wiem czy naprawdę coś z nimi planujesz.. mam nadzieję, że tak) no bo niby już się nie nienawidzą, ale idealnymi ich relacji bym nie nazwała xd Jestem ciekawa czy planujesz jakąś akcję nocną ;>
    Yachiru jak zwykle urocza i rozwalił mnie fragment w którym występował Kenpachi, dobre teksty były :D

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kyaaaaa, właśnie przeczytałam calutkiego Twojego bloga. *bierze gryz melonowego chlebka* Jak napiszesz szybciutko więcej, to się podzielę chlebusiem.
    Pozdrawiam,
    ~Meron-panu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Z weną to jest jak z wiatrem- nie wiadomo z której strony i kiedy zawieje. :))
    Bardzo lubię czytać twoje opowiadanie, wypełnia moją pustkę w sercu po zakończeniu serii anime. (Wiem wiem, jest manga, ale tak w niej nakręcili, tak napitolili, że nie mam chęci jej czytać. )
    W każdym razie mam nadzieję że wena w końcu przybędzie i wraz z nią wydacie na świat kolejny świetny rozdział. :) Jeszcze w tym roku bynajmniej. :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Gratuluję! Muszę przyznać, że jesteś chyba jedyną osobą prowadzącą bloga z ff, która jest w jakimś stopniu aktywna! Szukałam, szukałam... i nic! Gdzie się podziewają wszyscy z takimi zdolnościami? Nie zliczę, ile blogów zostało porzuconych... Ty nadal piszesz. Jestem z Ciebie dumna... :D Oczywiście mam nadzieję, że wkrótce się znów pojawisz... i opublikujesz kolejny, choćby niewielki fragment :)
    Skoro już tu jestem, to przy okazji zaproszę Cię do Bleach Gotei (http://bleach.com.pl) być może nas znasz, a jeśli nie, to zachęcam szczerze do zapoznania ;) Oprócz możliwości publikowania swoich prac, możesz pogadać na forum/shoutboxie, poczytać inne ff albo najnowsze chaptery Bleach'a :) Cholera... brzmię jak reklamiarz... ;> Trudno! I tak Cię zapraszam droga Matsu-chan! ^_^

    OdpowiedzUsuń
  12. Ehh, moja kochana Sadistic :)
    Gdzie nowy rozdział ? Jest tutaj taaaak pusto, że aż boli :(
    Tęsknimy, wiesz ? I czekamy niecierpiliwie wiercąc się w fotelu, kiedy następna notka ?
    A tak przy okazji i przepraszam za spam !

    To opowieść o [nad]zwyczajnej Polce, która przybywa na koncert w Los Angeles mając nadzieję na niezapomniany występ. I zostaje niezapomniany. Wraz z Jared'em miała okazję zaśpiewać "Attack", choć był to zwyczajnie przypadek. Nawet, jeśli Leto podziwia jej głos to ona i tak ucieka. Wiedziona strachem, jak najdalej miejsca, gdzie mieli okazję grać Marsi - ulatnia się, znika. Nie zbiega za daleko, gdy spotyka ją niebezpieczeństwo, a z opałów ratuje ją ten sam mężczyzna co śpiewał z nią ówcześnie. 
    Co dojdzie pomiędzy tą dwójką [nie]zwyczajnych ludzi?
    Czy Aileen przekona się jaki jest naprawdę jej ulubiony wokalista?
    Czy mają szansę na dalsze życie bez wpływów tej drugiej osoby?

    http://this-is-love-30stm.blogspot.com/

    Jeszcze raz - przepraszam! Wybaczysz mi? :>

    OdpowiedzUsuń
  13. Codziennie wchodzę z nadzieją, że ujrzę nowy rozdział... Czekam z niecierpliwością :):):)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem tu drugi raz. Za pierwszym nie wiem, czemu nie skończyłam, ale mniejsza z tym. Teraz przeczytałam całość i nawet nieźle się czytało. Matsuki jest ciekawą postacią, nawet ją lubię, choć te jej wojny z Yumim... No ja wiem, że to trudny w odbiorze człowiek, ale czasami mam wrażenie, że Matsuki sama sobie problemów z nim szuka. Może lubi, nie wnikam.
    Wątek Naznaczonych jest jeszcze ogólnie zarysowany, więc powiem tylko tyle, że zapowiada się ciekawie. Przeniesienie akcji do Karakury z pewnością ruszy wszystko do przodu, bo w końcu Kurosaki - jakby się cokolwiek w Soul Society odbyć bez niego? Ktoś musi przecież uratować świat. Ale dość zgryźliwości.
    Czyta się to dobrze, choć czasami można dopatrzeć się błędów, jakieś tam literówki i tego typu drobizna, więc nie jest źle. Mam nadzieję, że niedługo doczekam się rozwinięcia opowieści, bo będę od czasu do czasu zaglądać.
    Pozdrawiam serdecznie
    http://corrienshiroyama.wordpress.com/
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam dzisiaj twojego bloga i baardzo mi się pododba >.<
    Będziesz go jeszcze pisać??? Bo ja chcę. I koniec. Kropka. :D
    To... będziesz go jeszcze pisać??

    OdpowiedzUsuń
  16. Pochłonęłam dziś wszystkie rozdziały i jedno wiem: zarąbista historia! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego... O ile będzie. Z tego powodu wołam o kolejny rozdział. Halooooo! Minęło 7 miesięcy. Haloooo! Jest tu kto jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  17. Za dwa miesiace minie rok :( a ja jestem taka ciekawa co sie dalej bedzie dzialo... czekam cierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń

Skromna ja :3

Moje zdjęcie
Łódź, Łódzkie, Poland
Jeden z najgorszych pod względem częstotliwości pisania autor. Gram sobie w Ligo Lego i ostatnio wróciłam do anime, więc chcę wrócić także tu. Mój twitter to kontaktu: https://twitter.com/Psyducklingok