Jeżeli już tu jesteś, a moje opowiadanie Ci się spodobało - zostaw coś po sobie C: Jakiś komentarz, pochwałę, krytykę (byle konstruktywną).
Takie rzeczy naprawdę wiele dla mnie znaczą, bo dzięki nim mam świadomość, że ktoś tu jest i mam dla kogo pisać :3

wtorek, 30 grudnia 2014

Piękna noc (oficjalny powrót)

No...jak to mówią - jaki Nowy Rok, taki cały rok. I choć jeszcze jest 31 grudnia, to i tak zacznę teraz i mimo wszystko będę trzymać się tego porzekadła. Dorzucę regularne pisanie do listy postanowień noworocznych XD

Tak kochani, powróciłam. Mam nadzieję, że ostał się tu ktoś jeszcze by powitać córkę marnotrawną ;__;
No i co ja mogę powiedzieć...zaprzedałam swoją duszę zbyt wielu fandomom i ciężko było wyrwać mi się z ich szponów xD Nic mnie nie usprawiedliwia :c
Wielokrotnie chciałam napisać coś o zawieszeniu, ale jakoś tak...meh. No i w trakcie tych, o zgrozo, dziesięciu miesięcy coś tam obiecywałam i wychodziło jak zwykle.

Ale koniec z tym! Muszę się solidnie wziąć za siebie i za to opowiadanie, bo faktycznie - trochę żal xD

Zapraszam, kochani :3
-------------------------------------------------------------

  Siedziałam sobie na wybranym przez siebie futonie, opierając się o ścianę i z uśmiechem rozglądając po pokoju. Było naprawdę całkiem przytulne i nawet towarzystwo Yumichiki nie zepsuje tego wrażenie. A skoro o wilku mowa...
-  Całkiem ładna noc, nieprawdaż? - powitał mnie pytaniem od samego progu, wycierając dłonie w ściereczkę. Still fabuolus.
-  No nawet – musiałam przytaknąć, wyglądając przez okno.
-  Wiesz, niezbyt podoba mi się fakt czekania do jutra – powiedział nagle – co powiesz na drobny, no ja wiem...patrol? Tak sprawdzić, czy wszystko gra.
-  Hm...brzmi kusząco – uniosłam jedną brew i uśmiechnęłam się lekko. W ramach odprężenia, można się skusić na spacerek w blasku księżyca. Brzmi to trochę romantycznie, co mnie z lekka przeraża, ale lepiej o tym nazbyt nie myśleć.
  Wstałam na nogi i przeciągając się, poprawiłam miecz u boku. Chwilę potem (co aż dziwne) Piórkowaty także był gotowy, więc wyskoczyliśmy przez okno i zatrzymaliśmy na pobliskim dachu.
-  W którą stronę idziemy? - spytałam, wdychając głęboko chłodne powietrze.
-  Wybieraj, mam dość dobry humor, więc pójdę ci na rękę – odparł.
-  Hm... - zamyśliłam się rozglądając na boki – chodź więc...tam! - wskazałam palcem kierunek, który wiódł nad wodę.
-  Niech zatem będzie!
  Wyskoczył do przodu, a ja długo się nie zastanawiając, podążyłam za nim i nic nie mogłam poradzić na uśmiech, który wpływał na moje usta. Biegliśmy tak nie zwracając za bardzo uwagi na to, co nas otacza. Oczywiście, gdyby gdzieś po drodze znalazł się jakiś zabłąkany Hollow, załatwilibyśmy go na spokojnie, ale było dziś wyjątkowo cicho. Byłoby mi nawet smutno z tego powodu, ale piękno tej nocy wynagradzało brak zabawy. W pewnym momencie, gdy do rzeki zostało jakieś 500 metrów, postarałam się nieco bardziej i wyprzedziłam Yumićkę, przez co pierwsza stanęłam na brzegu. Tu wszystko wydawało się o wiele lepsze. Nie umiałam znaleźć słów na opisanie tego widoku, więc po prostu stałam z zapartym tchem. Zamknęłam na chwilę oczy ciesząc się ogólną atmosfera i chłodkiem, aż po chwili zmogło mnie przytłaczające zimno, a zaparty oddech zmienił się w jego całkowity brak. No jasne, a jakżeby inaczej...
-  Czy ciebie do reszty pogrzało?! - zawyłam odgarniając mokre włosy z twarzy, dysząc niczym rozjuszony byk.
-  No proszę cię, myślisz, że wpadłbym na tak prymitywnym pomysł? Stać mnie na o wiele lepsze „dowcipy”.
-  To w takim wypadku, panie Mądry co ja robię w tej wodzie?!
-  Nie chciałbym ZNOWU obrażać twojej gracji, ale ja wiem, może po prostu wpadłaś? Jakbym miał takie nogi jak ty, to nie wiem jakim cudem nie potykałbym się o nie...
-  Nic już nie mów... - odparłam zgorzkniale i wyczłapałam na brzeg. Niezbyt fajnie jest być tak całą mokrą, nawet nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Stałam jak taka ofiara losu, cała ociekając i wyglądając jak kupka nieszczęścia, patrząc na niego żałośnie.
-  Niezdara – mruknął, ale przewrócił oczami z lekkim uśmiechem.
-  Może tego nie wiesz, ale zdaję sobie z tego sprawę – odburknęłam. No w sumie to nie mógł być on, nawet nie poczułam żadnego szarpnięcia ani pchnięcia. Coś jakby mnie tylko przesunęło, albo...albo nawet nie wiem co. Wycisnęłam wodę z włosów i kimona, nadal drżałam, a na całej skórze pojawiła mi się gęsia skórka. Wprost cudownie.
  Złożyłam ręce na piersiach i zaczęłam iść wzdłuż brzegu. Niedługo potem podbiegł do mnie partner i szliśmy sobie w ciszy niesamowicie różniąc się nastawieniami. Bo cały urok nocy szlag wziął i trafił. Znaczy no powoli mi mijało, bo ciężko się wściekać, kiedy obok promieniuje taka chodząca radość.
-  Bawi cię taka sytuacja, prawda? - mruknęłam znając odpowiedź.
-  Jak najbardziej – odparł.
-  Mógłbyś chociaż udawać – wygięłam usta w podkówkę.
-  Nie ma mowy – odparł, po czym niemal nie wyglebał się na twarz. W ostatniej chwili złapał równowagę, a jego oczy wyglądały jak dwa spodeczki. Bo co by się przecież stało, gdyby upaćkał się błotem? Koniec świata by się stał.
-  Oh, panie zdarny, a cóż to się stało? - podparłam dłońmi boki, wytykając język, podczas gdy on wpatrywał się gdzieś w przestrzeń przed sobą.
-  Spójrz – wskazał palcem coś przed sobą zupełnie ignorując moją zaczepkę.
  W pierwszej chwili zmarszczyłam brwi, ale po drugiej podążyłam za jego ręką i skupiłam wzrok.       Faktycznie, coś tam było...przypominało psa, ale zdecydowanie tym nie było. Hasało sobie wesoło i merdało ogonem, ale pojedyncze skrzydło i dość długi jęzor ciągnący się po ziemi jednoznacznie dowodził, że to na pewno nie jest zwykłe zwierzę.
  Spojrzeliśmy po sobie, po czym na równoczesne kiwnięcie głowami podskoczyliśmy do tego, by bliżej się przyjrzeć. A tego co zobaczyliśmy, to żadne z nas się ani trochę nie spodziewało. Ciężko to było w ogóle zwierzęciem nazwać, ale Hollowem także nie było. To było...po prostu sobą. Wesoło hasało między naszymi nogami widząc, ze wreszcie ktoś zwrócił na nie uwagę, nie dawało się sobie przyjrzeć. Jedynie to, co widzieliśmy z daleko okazało się prawdą. Oprócz tego okazało się, że jest płaskie niczym kartka papieru i tak samo białe. Zupełnie jakby ktoś je wyciął i dał mu życie. Żeby być szczerym, wyglądało jak dziecięcy rysunek.
-  No hej, kolego – kucnęłam i wyciągnęłam ostrożnie dłoń. Z dotychczasowej obserwacji nie wydawał się groźny, więc zaryzykowałam.
  Przystanął na chwilę, po czym wywalając jęzor i mało się o niego nie potykając, podbiegł i wcisnął swój łeb pod moją rękę, niestety rozcinając ją. Ah, ten papier. Czerwona ciecz zbroczyła jego łeb, lecz on wydawał się tym przejmować. Ja z kolei syknęłam i stanęłam, przyglądając dłoni. Rana nie była głęboka, ale wymagała opatrzenia. Jedyne co mogłam zrobić, to oderwać kawałek materiału z nogi i owinąć ją mokrym kawałkiem.
-  Jak myślisz, co to jest? - spytał Ayasegawa, okrążając to w bezpiecznej odległości.
-  Nie mam zielonego pojęcia – odparłam najszczerzej jak mogłam – ale...jest na swój sposób urocze, to trzeba przyznać.
-  Coś takiego jest dla ciebie urocze? Uh, czemu ja się dziwię – pokręcił głową z dezaprobatą i dał sobie spokój.
-  Myślisz, że to po to nas tu wzywali?
-  Dla takiego bohomazu?
-  Sądzę, że jeśli to jest problem, to pewnie jest ich o wiele więcej w okolicy. Ale z drugiej strony, co taki...słodziak może zrobić? Chyba pociachać krawędziami, aż się ktoś wykrwawi.
-  Albo...zjeść. Jak Hollow.
-  Ale Hollowem nie jest.
-  To nie ważne. Może się powtarzam, ale spójrz. I posłuchaj.
-  Co...? - chciałam już spytać, ale przyłożył mi dłoń do ust by mnie uciszyć i siłą odwrócił w stronę, gdzie sam się wpatrywał. Ta noc owocuje w coraz większe atrakcje.
  Naszym oczom ukazał się iście groteskowy widok. Małe stadko podobnie płaskich i papierowych stworów, lecz o wiele większym rozmiarze i zdecydowanie bardziej wkurzonych goniło właśnie już ledwo co krzyczących ludzi. Mało się nie potykali o własne nogi i nawet z naszej perspektywy widać było, że brakowało im sił. Stałam jak wryta zaledwie przez moment. Po chwili wysmyknęłam się spod dłoni Yumichiki i biegłam w ich stronę by odciągnąć agresorów.
-  Czekaj! - krzyknął za mną, ale nie zamierzałam go posłuchać, bo jeden z uciekających właśnie się potknął. Jakie to typowe.
  W momencie, gdy papierowe zęby nieuchronnie zbliżały się do śmiertelnie przerażonego faceta, zdążyłam wskoczyć pomiędzy nich. Kły ułamały się na klindze miecza, a nocne powietrze rozdarło dzikie wycie. Stałam pomiędzy ludźmi wypluwającymi płuca, którzy właśnie ponownie zbierali nogi za pas, mądrze korzystając z sytuacji, że potwory się zatrzymały, a właśnie tymi...wytworami prawdopodobnie dziecięcej wyobraźni.
-  Czyli to jednak o to chodziło – stwierdziłam.
-  Znakomita dedukcja – rzucił sarkastycznie, stając obok mnie i kładąc dłoń na rękojeści swojego Zanpakutou.
-  Chociaż w takim momencie byś mi odpuścił, wiesz? - burknęłam.
  No cóż, teraz trzeba zająć się tym papierowym problemem. Walka sama w sobie nie odbiegała od takiej standardowej. Ot, skakanie, wymachiwanie mieczem i inne takie pierdoły. Problem się robił, kiedy próbowaliśmy je pokonać. Ogółem ile problemu może zadać zwalczenie dużej, żyjącej kartki papieru, która nieustannie chce ugryźć cię w zadek? Sporo, kładąc nacisk na fakt, że masz do czynienia z niecałą ryzą.
  Przez chwilę sądziliśmy, że daliśmy sobie radę. W końcu wojownicy z nas niekulawi. Kiedy staliśmy tak pośrodku pobojowiska, które wyglądało jak pracownia typowego pisarza, a nasz ciężki oddech był jedyną rzeczą jaką dało się słyszeć, otarłam pot z czoła i rzuciłam:
-  To już koniec, prawda? W sensie, na teraz.
-  No chyba tak. Można to wywnioskować po tym, że ich podarte truchła walają się bez życia na ziemi. To chyba wystarczający powód by tak sądzić, nie uważasz? - sarknął.
  Przewróciłam jedynie oczami i obserwowałam, jak mój towarzysz zeskoczył ze sporej górki papieru i schował Zanpakutou do pochwy. Byłabym w sumie poszła za jego śladem, ale jednak stało się coś, co mi na to nie pozwoliło.
  Najpierw był cichy szmer. Potem nieco głośniejszy szum. Jakiś jeden ruch gdzieś za mną, następnie drugi i paręnaście następnych. Grunt uciekał mi spod stóp, a kiedy spojrzałam w dół, okazało się, że te „truchła bez życia” właśnie wstają ponownie. Nim zdążyłam się odezwać, zawrócić Yumichikę, przez noc przetoczył się głośny chóralny ryk z tych części, które zawierały choćby prowizoryczne gardło.
-  O w ciapkę – mruknęłam – a zanosiło się na tak miłą noc.
-  Zaraz...ale jak, do cholery jasnej?!
-  Dobre pytanie...
  Sytuacja nie przedstawiała się kolorowo. I to nie tylko dlatego, że papier był biały. Wszystkie bohomazy pocięte przez nas na kawałki, powstawały na nowo i teraz przed nami stała nieco niższa, acz o wiele liczniejsza armia.
-  To jest chyba jakiś żart. I co my mamy niby z tym zrobić?
-  Kombinuj, byle szybko – rzuciłam odskakując do tyłu.
-  A ty to co? To ma być burza mózgów, nie wywiniesz się, moja droga – odparł szybko idąc w moje ślady i szybko dobywając ponownie broni. Walka ponownie się rozpoczęła.
-  Skoro cięcie nic nie daje...to jak inaczej można zniszczyć papier?
-  Hm...kleks?
-  Świetny pomysł! Mam nadzieję, że zabrałeś ze sobą kilka litrów atramentu!
-  Dobra, przyznaję, głupi pomysł! Masz jakiś lepszy?
-  Wiadome jest, że musimy się ich pozbyć do reszty...
-  Tak, żeby już nie powstały...
  Oboje w tym samym momencie spojrzeliśmy na siebie, a między nami przeskoczyła drobna iskierka zrozumienia, gdy jednocześnie wypowiedzieliśmy słowo:
-  Ogień.
  To był naprawdę świetny pomysł. Papier spala się do popiołu. Popiół nie może walczyć. Świetne! Świetne. Świetne...
  Skąd my do cholery jasnej wytrzaśniemy ogień?! Czy życie jest ciężkie? No idzie się tylko załamać.
  Podskoczyłam do Ayasegawy i podzieliłam się z nim naszym problemem, tak na wszelki wielki by się zbytnio nie cieszył. Spojrzał na mnie typowym wzrokiem „ty zawsze musisz niszczyć zabawę”.
-  Myślę, że wiem skąd można go wziąć. To nawet nie będzie trudne. Problemem jest to, że musiałbym cię zostawić, a my teraz we dwójkę ledwo dajemy sobie radę. Robi się bardzo nieciekawie.
  Tu miał rację. Sytuacja powoli stawała się nie do opanowania. Na lądzie to było praktycznie nie do wygrania. Zaraz...na lądzie... Jedno spojrzenie przez ramię, tylko mnie upewniło. I tak byłam mokra.
-  Leć, wracaj szybko z ogniem. Dam radę – rzuciłam pewnie, ponownie stając do walki.
-  Ty chyba sobie żartujesz. To jest jak samobójstwo! Nie mogę...
-  IDŹ! - ton nieznoszący sprzeciwu, to jednak ton nieznoszący sprzeciwu. Popatrzyłam na niego hardo, a on zagryzając lekko dolną wargę, schował broń i wycofał się. Dobrze, że nie robił dalszych dram.
  Tymczasem ja musiał wcielić swój plan w życie. Aktualnie ponownie znalazłszy się blisko tworów, nie trudno było zmusić je do skupienia swej uwagi na mnie.
-  No już, bestyjki, chodźcie do mamusi... - mruknęłam, stojąc w miejscu. Powinny się nieco rozpędzić, poczuć chcicę. Mnóstwo z nich ledwo się czołgało, a niektóre wręcz przeciwnie – mknęły całkiem szybko. Musiałam zacząć uciekać przed tymi sprawniejszymi, to one obierając sobie mnie na cel, stały się moim.
  Na szczęście pole bitwy nie znajdowało się wcale tak daleko od wody. Już niedługo później wskoczyłam do wody, a rozpędzone potworki nie zdążywszy wyhamować powpadały za mną. Te, którym los nie sprzyjał i nabrały się na moją pułapkę, miotały się na tafli wody, ale nie mogły w żaden sposób wstać. Były unieruchomione, szybko rozmiękły, a im gwałtowniej się ruszały, na tym więcej części się rozdzierały.
  Spojrzałam na brzeg – te, które dały radę, wciąż chciały mnie dopaść, ale nie widziało im się wchodzić do wody. Odetchnęłam z ulgą – tu jestem bezpieczna, a te cośki nigdzie się nie wybierają. Tak, dałam radę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
  Piórkowaty na szczęście nie dał na siebie długo czekać. Niedługo później zawitał z co prawda niewielkim, ale jednak płonącym kagankiem. Oboje wymieniliśmy się pytającym wzrokiem, ale on zaniechał pytania, a na moje niewypowiedziane odpowiedział skrótem:
-  W niemal każdym domu taki mają.
  I więcej mówić nie trzeba. Miałam ochotę palnąć się dłonią po twarzy, ale zważając w jakiej sytuacji jestem, odpuściłam sobie. W czasie gdy oczekiwałam Yumićki, nasze papierowe potworki stłoczyły się ładnie przy brzegu, nieco ułatwiając nam robotę. Co prawda tak mały płomień mimo wszystko natychmiast by zgasł po wrzuceniu w samo centrum. No ale...od czego ma się pomyślunek?
  Mój towarzysz zaszedł to nieco już mniejsze stadko od tyłu i chwytając jedno z nich, takie jakieś bezzębne, podpalił je i kiedy zajęło się całe, rzucił je w tłumek. Wyszłam z wody, by pomóc mu utrzymać je wszystkie w kupie. Na szczęście spłonęły dość szybko i nie sprawiały dalej kłopotu – po prostu ogień wygasł i został tylko popiół. No i niezłe papier mache w wodzie, ale kto by się tam tym martwił.

  Tym razem już ostatecznie mogliśmy odetchnąć. Aż usiadłam na ziemi i padłam plackiem.
-  Świetna noc – rzuciłam.
-  Dawno się tak nie ubawiłem – odparł, ocierając nieco osmoloną twarz.
  Po chwili ciszy oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Chyba nigdy nie czułam tak tej cienkiej więzi, która zdążyła nas połączyć. Usiadł obok mnie na ziemi, czego w życiu bym się po nim nie spodziewała, zważając na jego pedantyczność, a chwilę później zaskoczył mnie jeszcze bardziej, gdy się położył.
-  Yumichika?
-  Hm?
-  Czy ty przypadkiem nie uderzyłeś się w głowę?
-  Co? Dlaczego pytasz?
-  Leżysz obok mnie. Na ziemi. Brudnej ziemi. No wiesz, BRUDNEJ.
-  I tak już jestem cały brudny. A ta noc i tak jest piękna. No i może z raz czy dwa razy.
  Zaśmiałam się cicho, na co on odpowiedział nie głośniejszym chichotem. Dalej leżeliśmy jeszcze jakiś czas w ciszy po prostu wpatrując się w niebo, kiedy nagle dobiegło nas ciche skomlenie. W pierwszej chwili zignorowałam to, lecz potem stało się nieco głośniejsze. Automatycznie uniosłam się na łokciach i rozejrzałam. W jednej chwili moje serce stanęło, a w drugiej się niemalże roztopiło.     Parę metrów od nas przysiadł nasz pierwszy „kolega” i patrzył na nas smętnie z oklapniętym skrzydełkiem. No po prostu żal mi się go zrobiło.
-  Ej, patrz kto chce do nas dołączyć – szturchnęłam chłopaka w ramię. Ten jedynie uniósł powiekę.
-  Wiesz, że jego też będziemy musieli się pozbyć.
  Wiedziałam o tym aż nazbyt dobrze. Ale jakoś nie chciałam o tym w ten sposób myśleć. A gdyby tak...
-  A gdyby tak zabrać go do Urahary? Może chciałby się z bliska przyjrzeć temu – rzuciłam z odrobinką nadziei.
  Tym razem otworzył oboje oczu i zaczął wpatrywać się we mnie świdrująco tymi swoimi fioletowymi oczyma, nieco jak ojciec zastanawiający się, czy spełnić prośbę dziecka o pieska. Nawet całkiem podobna sytuacja. Zmarszczył jedynie brwi, po czym uśmiechnął się lekko i odparł:
-  To może być całkiem dobry pomysł.
-  Dzięki – szepnęłam, po czym przewróciwszy się na brzuch, wyciągnęłam ręce w stronę „pieska”.
  Serce mi się rozgrzało kiedy zobaczyłam jak unosi łeb ze sterczącymi uszkami, a jego skrzydełko zaczyna machać jakby miał zaraz odlecieć. Przytuptał do nas szybciutko, a ja tym razem uważałam, by się nie pokaleczyć. Po dobrej chwili pieszczot, nasz nowy kolega ułożył się między nami i przymknął swe krzywe oczka.
Tak, ta noc jednak była piękna.


---------------------
Uff...mam nadzieję, że nie zatraciłam tego drygu do pisania za który mnie lubicie i podobało się c:

9 komentarzy:

  1. Brak komentarzy pod tym rozdziałem jest karygodnym niedopatrzeniem, które trzeba nadrobić.
    Wiedz, że chociaż jedna osoba niesamowicie cieszy się z nowego rozdziału. Niedawno przeczytałam całą historię jeszcze raz, żeby sobie przypomnieć o co właściwie chodziło, a tu proszę. Świeżutki nowy rozdzialik, mimo że po długim czasie, to jednak nadal tak samo dobry.
    Bardzo się cieszę, że jednak postanowiłaś kontynuować. Z niecierpliwością czekam na kolejną porcję Yumisia.
    Masło

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak cudownie, że wróciłaś. Tęskniłam za tą historią, koniecznie napisz kolejny rozdział, KONIECZNIE. Czekam pełna nadziei :3
    ~Meron-panu

    OdpowiedzUsuń
  3. O jeżu! Ile ja na to czekałam! Tak się stęskniłam za tą radością z czytania Twojego opowiadania :D Czekam na więcej, a skoro tu jestem to i tak planuję wszystkie rozdziały powtórzyć ^^
    Chyba wszyscy jesteśmy wdzięczni za Twój powrót, a ja dodatkowo życzę silnej woli i chęci do pisania kolejnych części~ ^( *u* )^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejo! Przeczytałam twojego bloga kilka miesięcy temu... dzisiaj tak wchodzę z nadzieją, że wróciłaś i tu taka niespodzianka- nowy rozdział! :D
    Jestem bardzo szczęśliwa! Bardzo fajny jak wszystkie :D
    Kiedy bowy rozdział?
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, zaglądasz tu jeszcze? Bo wygląda na to, że blog został porzucony :c

    OdpowiedzUsuń
  6. Już ponad rok, jak nie ma cię,
    Niewdzięczny los zmienia życia bieg,
    Tak trudno jest zacząć nowy dzień.
    Zatrzymam cię w pamięci mej,
    Chcę poczuć jak, jak przytulam cię,
    Chcę wierzyć, że nic nie stało się.
    ~~Torri.

    OdpowiedzUsuń
  7. To już półtorej roku, a ty droga Autorko nawet nie zaglądasz tutaj ;-; Ruszyłabyś w końcu cztery litery i napisała coś!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nadal czekam z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń

Skromna ja :3

Moje zdjęcie
Łódź, Łódzkie, Poland
Jeden z najgorszych pod względem częstotliwości pisania autor. Gram sobie w Ligo Lego i ostatnio wróciłam do anime, więc chcę wrócić także tu. Mój twitter to kontaktu: https://twitter.com/Psyducklingok